6

966 105 11
                                    

Od kiedy zaczęli mówić do siebie po imieniu, minęła już niemal godzina, a atmosfera między nimi się diametralnie zmieniła. Z uprzednio ciężkiej i odrobinę niezręcznej i niepewnej zamieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Draco zmienił temat przechodząc na obgadywanie Umbrige, a Harry, który nie miał jeszcze Obrony Przed Czarną Magią, zaczął o nią wypytywać. Potem przeszli na temat swoich przyjaciół.

— Wiesz, naprawdę ci zazdroszczę. Ty masz przyjaciół takich od serca, którzy naprawdę przychodzili ci z pomocą, gdy tego potrzebowałeś. Moja relacja z choćby z Blaisem była czysto powiązana z czystością krwi i znajomościami rodziców oraz polityką. Wręcz od nas wymagano braterskich stosunków — zaczął się bawić palcami i przerwał, szukając słów. — To nie tak, że nie jesteśmy przyjaciółmi. Pomagamy sobie. W końcu też jedną z cech Ślizgona jest braterstwo, nie? — uśmiechnął się. — Ale to nie to samo co u ciebie.

Harry podrapał się po karku, niezbyt wiedząc co powiedzieć. Przez ostatnią godzinę naprawdę polubił Draco i gdzieś tak w środku cieszył się, że został ugryziony, bo dzięki temu znalazł nowego przyjaciela.

Nagle przypomniał sobie i swojej misji. Spojrzał za okno, pod którym widać było gładką taflę jeziora. Pokój widocznie znajdował się idealnie nad wodą. Ostatnie promienie słońca zaczęły się chować za koronami drzew i widać było już pierwsze gwiazdy oraz prawie okrągły księżyc na niebie. Prawie.

— Jutro pełnia? — zapytał. Miał nadzieję, że nic mu się w tym lesie nie stanie, ponieważ chciał być przy Draco podczas jego pierwszej transformacji.

— O siódmej rano — przytaknął Ślizgon. — Tydzień temu już dostałem eliksir. Wszystko ma się odbyć w tym pokoju. — Nagle głos mu zadrżał. — Naprawdę nie chcę zostać sam. Wujek miał być też przy mojej pierwszej przemianie, ale w końcu jutro też są lekcje. Obiecaj, że przyjdziesz.

Harry'emu gula utkwiła w gardle. A co jeśli nie zdąży? Coś mu przeszkodzi? Objął jednak Draco ramieniem i pewnym siebie głosem obiecał, że przyjdzie. Draco nieświadomie uśmiechnął się i przymknął oczy na ten dotyk. Nieświadomy tego Harry zabrał rękę i niechętnie powiedział:

— Draco, naprawdę muszę już iść.

Draco zdał sobie sprawę, że zaczęło się ściemniać. Domyślił się, że też bardzo długie przebywanie tu Harry'ego nie było rozsądne.

— Jasne, masz rację — mruknął w odpowiedzi. — Do jutra.

Harry dotknął klamki i nałożył pelerynę niewidkę. Draco dostrzegł błysk pierścienia na kciuku chłopaka i wydał zadowolone warknięcie, na które chłopak się obrócił. Ślizgon wytrzeszczył oczy, ale szybko się uspokoił.

— Hę? — zapytał Harry.

— Nic. Chyba ci się wydawało — odpowiedział szybko Draco.

Harry wzruszył ramionami, zakrył się w pełni materiałem i wyszedł cicho z pokoju. Gdy tylko zamknęły się drzwi Draco przyłożył dłoń do ust.

— O Merlinie — wyszeptał.

***

Do dormitorium udało mu się dotrzeć bez problemu. Pelerynę schował pod szatą i udał się jakby nigdy nic do swojego pokoju. Miał się już przebierać w coś wygodniejszego i cieplejszego na wycieczkę do lasu, kiedy nagle z łazienki wyszedł Ron, który natychmiast zaczął go wypytywać, czemu się nie pojawił na kolacji. Harry westchnął sfrustrowany.

— Rozumiem, że się martwisz, ale na przykład ja cię nie wypytuję, gdzie byłeś o tej i tej porze — zwrócił mu uwagę zielonooki.

— Masz rację, stary, przesadzam — odburknął ze słyszalnym poczuciem winy w głosie. — Och, kładziesz się już spać? — zapytał nagle, zauważając, że Harry grzebał w kufrze w poszukiwaniu ubrań. Harry przytaknął.

I w ten sposób utkwił w łóżku, czekając, aż współlokatorzy zasną. Na nieszczęście albo szczęście też zmorzył go sen.

Znajdował się na leśnej polanie. Była noc, a wyjątkowo gwieździste niebo było bezchmurne. Chłodny nocny wiatr przechodził przez polanę, rozwiewając trawę. Dostrzegł postać wychodzącą spomiędzy drzew. Przez chwilę był pewny, że to jeździec na koniu, dopóki nie zdał sobie sprawy, że koń i jeździec tworzyły jedną postać. Za nim znajdowała się kolejna.

Centaury zatrzymały się przed Harrym, ale w ogóle go jakby nie dostrzegały. Chciał zrobić krok, krzyknąć, ale nie mógł. Pozostało tylko obserwować. Starszy centaur nagle podniósł rękę, wskazując bliżej nieokreślony punkt na niebie. Drugi centaur podążył za nim wzrokiem i wydał zduszony okrzyk. Po chwili przytaknął, jakby się na coś zgadzał.

Harry z czystej ciekawości spojrzał w tamtym kierunku. Widział tylko rozgwieżdżone niebo. Centaur wydawał się wskazywać w jedną konkretną gwiazdę, odrobinę jaśniejszą i większą od reszty. Znajdowała się centralnie nad jego głową.

Niespodziewanie granatowe niebo przecięła zielona kometa. Harry poczuł się nieswojo, jakby było to coś ściśle związanego z nim.

— Czyli to dzisiaj  mruknął pod nosem młodszy centaur.  Wszystko się zgadza.

 Widzisz, Ronanie...  Harry nagle rozpoznał centaury. To ta dwójka, na którą się natknął z Hagridem na pierwszym roku!  Wysłałem wczoraj Dumbledore'owi wiadomość. Zgodził się, pod warunkiem, że i my się zgodzimy.

 Naprawdę się zgodziłeś, Zakało?!  Nie dowierzał Ronan.

 Ronanie, sojusz z ludźmi to nic. Najważniejszy jest chłopiec. Już dzisiaj do nas dołączy  Zakała uśmiechnął się tajemniczo.

Obudził się nagle po spotkaniu z podłogą. Szybko się rozbudził. Spadł z łóżka, ale na szczęście nikt się nie obudził. Spojrzał  za okno, za którym nagle przeleciała zielona kometa.

Natychmiast stanął na równe nogi, ale zrobił to za szybko, zatoczył się i opadł na łóżko.

— Jestem zwykłą kartą przetargową... W zamian za sojusz — mruknął z niedowierzaniem. — Niech cię, Dumbledore — warknął.

Przeznaczenie gwiazd | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz