Biegł przez błonia spowite mgłą w kierunku lasu. Był pewny, że jeszcze parę chwil temu tej mgły nie było. Jedynie księżyc oświetlał mu drogę, ale nawet z jego pomocą nie widział wiele.
Śniły mu się centaury, które mówiły coś o porozumieniu między centaurami a Dumbledorem. Sojusz za Harry'ego. Oczywiście był wściekły na dyrektora, który pod pretekstem misji chciał go wydać. Jednak z drugiej strony, jaką on był ceną w zamian za pokój? Gdyby jemu samemu postawiono wybór, to pewnie by się zgodził.
Tylko co chcieli z nim zrobić? To go przerażało najbardziej. Chcą go zabić? Wykorzystać do jakiegoś eliksiru?
Potrząsnął głową, chcąc pozbyć się tych myśli. Teraz liczyło się jego zadanie. Nagle zdał sobie z czegoś sprawę i zatrzymał się zaraz przy wejściu do lasu. Draco miał przejść swoją pierwszą przemianę. Co jeśli nie będzie mógł przyjść?
Ale, pomyślał Harry, przecież jeśli Voldemort wygra, to Draco nawet nie będzie miał dobrej przyszłości. Tak samo z Hermioną i Weasleyami. Nie mógł ich zawieść.
Już bez większego zawahania się wszedł między drzewa. Im głębiej w las, tym mniej światła dostawało się przez coraz gęstsze korony drzew. Ciemność oraz wszechobecna cisza przerażała gryfona, ale mimo to zacisnął tylko mocniej palce na różdżce i szedł dalej.
Nagle usłyszał szelest po prawej stronie i natychmiast odwrócił się w tamtym kierunku i wycelował różdżką. Na nieszczęście potknął się o wystający korzeń, upuścił różdżkę i upadł z łoskotem na ziemię, a peleryna niewidka zsunęła się z niego, jednocześnie sprawiając, że został podany jak na talerzu. Wtem poczuł, jak coś od tyłu go chwyta i podnosi do góry. Sekundę później druga para rąk związała go w błyskawicznym tempie. Nie był w stanie nawet zobaczyć twarzy oprawców.
Został gwałtownie rzucony jak worek na grzbiet jakiegoś zwierzęcia. Konia. A to by znaczyło...
— Zostawcie mnie! — wydusił z siebie Harry. — Przecież i tak szedłem w waszym kierunku!
Mimo jego wrzasków centaury go ignorowały i biegły przez las z zawrotną prędkością. Chwilę temu był zaledwie na początku ścieżki, a teraz podziwiał widok ze wzgórza i tylko w oddali widać było wieże Hogwartu. Zdecydowanie odległości centaurów nie były takie wielkie jak u ludzi.
Zastanawiał się, czy nie wypaść na ziemię, ale robienie tego przy tej prędkości nie było najlepszym pomysłem, a nawet jeśli by to przeżył, to nawet nie miał różdżki i nie potrafiłby się uwolnić z więzów.
Biegli tak szybko, że potrzebował chwili, aby rozpoznać między drzewami mrugające światła. Zorientował się, że to były pochodnie przyczepione do pni drzew. Zapewne były zaczarowane, skoro żadne drzewo nie zajmowało się ogniem, ani żadna pochodnia nie wydawała się zużywać.
Centaury zaczęły zwalniać. Podążały w kierunku ogromnego ogniska, którego płomienie wydawały się sięgać nieba. Prawdopodobnie było to centrum ich wioski. Wszystko wydawało się przemyślane. Kuźnia, strzelnica, stoisko z jedzeniem, a nawet ogromny kompleks, którego strefy były oddzielone drewnianymi ścianami. W jednej części znajdował się jakiś tor przeszkód dostosowany dla mniejszych centaurów, a w innej nawet coś w rodzaju ławek, na których były drewniane tabliczki, a obok nich noże do drewna, które wydawały się bardzo precyzyjne i nieco zbyt ostre dla dzieci. Dostrzegł centaura, który z determinacją próbował coś naskrobać, ale sądząc po minie, totalnie mu nie wychodziło. Nieco dalej widać było zwyczajne domki mieszkalne, przed którymi na trawie bawiły się jeszcze mniejsze centaury.
Centaur towarzyszący temu, na którego grzbiecie był Harry, pochwycił go i postawił na ziemi, trzymając za ramiona, uniemożliwiając jakąkolwiek ucieczkę. Jednak patrząc na to, że był związany, raczej nie było to możliwe.
CZYTASZ
Przeznaczenie gwiazd | Drarry
FanfictionJest początek piątego roku nauki Harry'ego w Hogwarcie. Niespodziewanie zostaje mu zlecone zadanie nawiązania sojuszu z centaurami z Zakazanego Lasu. W dodatku jego wróg okazuje się być jego przyjacielem z małym futerkowym problemem. Wszystko byłob...