2

1.2K 104 35
                                    

Pogrubioną czcionką zaznaczyłam fragmenty wycięte żywcem z "Zakonu Feniksa"

______________________________________

W ciągu kilku następnych dni poznał już dom rodzinny Syriusza. Korytarze, kuchnia, jadalnia, salon oraz pokoje zajęte przez członków Zakonu i ich rodziny wcześniej już zostały oczyszczone z pajęczyn, wszechobecnego kurzu i zapachu stęchlizny. W przeciwieństwie do piwnicy i pokoi na wyższych piętrach, do których pani Weasley kategorycznie zabraniała wchodzić, ze względu na możliwość znajdowania się tam przedmiotów przesiąkniętych czarną magią lub zamieszkujących je stworzeń, takich jak bogin, na którego miała nieszczęście się natknąć.

Poznał też dosyć intrygującego skrzata, Stworka, który był markotny i wredny. Mimo że Syriusz był jego właścicielem, Stworek wcale nie miał zamiaru się go słuchać. Wykonywał polecenia wyłącznie matki Syriusza, z którą miał się zaszczyt spotkać w dniu przybycia. Zauważył jednak, że Stworek nie kierował w jego stronę żadnej wrogości, ścielił jego łóżko i sprzątał jego część pokoju, który dzielił z Ronem i Hermioną, bardzo niechcący pomijając ich część pokoju.  

Dzięki obecności Stworka poznał też drugą, jeszcze bardziej irytującą i żarliwą stronę Hermiony – uznała się za wielką obrończynię praw skrzatów domowych i założyła stowarzyszenie WESZ, czyli stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych. Już wiedział, że w jej pobliżu najlepiej nie wspominać o skrzatach, jeśli nie chce się potem słuchać długiego wykładu i tym, jak to one są biedne.

Poznał historię Syriusza i jego ucieczki. Syriusz miał młodszego brata, Regulusa, którego rodzice rozpieszczali i tak jak oni, przystał do śmierciożerców, których potem też próbował opuścić. Uciekł z domu do swojego najlepszego przyjaciela, Jamesa Pottera, gdy miał zaledwie szesnaście lat.

W końcu doczekał się też przesłuchania w sprawie użycia czarów na Privet Drive. Mieli czelność jeszcze zmienić termin przesłuchania, przez co się spóźnił. Na szczęście jako świadek pojawił się Dumbledore oraz pani Figg. Mimo że Knot był przeciwny tej decyzji, oczyszczono go ze wszystkich zarzutów.

Po otrzymaniu listów z Hogwartu wszyscy dowiedzieli się, że Ron i Hermiona zostali prefektami, a Harry jedynie Kapitanem Drużyny Quidditcha. Czuł się rozgoryczony, że to Ron otrzymał odznakę. Nie tego się spodziewał. Ale w czym był najlepszy?

— Jestem lepszy w quidditchu  powiedział głosik w jego głowie. Ale tylko w tym, w niczym więcej.

Przełknął jednak tę gorycz i z całej siły próbował nie dać po sobie poznać, że jest zazdrosny.

W końcu nadszedł dzień powrotu do Hogwartu i w domu Blacków aż wrzało od przygotowań. Bliźniacy zdążyli strącić ze schodów Ginny, gdy znosili kufer, czym obudzili portret pani Black. Ron zgubił swoje ulubione skarpetki, a Hermiona miała problem ze spakowaniem wszystkich swoich książek do kufra, stękając, że ma ten problem co roku.

Wszystko było cudownie i wspaniale, dopóki nie dowiedział się, że będzie leciał ja King's Cross w otoczeniu straży. I cały wesoły humor poszedł się walić.

— W straży? Lecimy na King's Cross w otoczeniu straży?

— To TY lecisz na King's Cross w otoczeniu straży — poprawiła go Hermiona.

— Po co? — zapytał ze złością Harry. — Mówili, ze Voldemort się ukrywa, a teraz ma nagle wyskoczyć zza kosza na śmieci i porwać mnie ze sobą?

— Nie wiem, powtarzam tylko to, co mówi Szalonooki — odpowiedziała z roztargnieniem Hermiona.

— SCHODŹCIE MI WSZYSCY NA DÓŁ, ALE JUŻ! — ryknęła pani Weasley, a Hermiona podskoczyła jak oparzona i wybiegła z pokoju. Harry złapał Hedwigę, wepchnął ją bezceremonialnie do klatki i zbiegł po schodach, wlokąc za sobą kufer.

Portret pani Black wywrzaskiwał plugawe obelgi, ale nikt się tym nie przejmował; nawet gdyby ktoś wreszcie zaciągnął na nim zasłony, panujący w holu harmider i tak by ją obudził.

— Harry, idziesz ze mną i Tonks! — zawołała pani Weasley, przekrzykując powtarzające się wrzaski: "SZLAMY! SZUMOWINY! PLUGAWE KREATURY!" — Zostaw kufer i sowę, Alastor zajmie się bagażem... Och, nie, na miłość boską, Syriuszu, Dumbledore tego zakazał!

Kiedy Harry ruszył ku pani Weasley, potykając się o kufry, przy jego boku pojawił się olbrzymi czarny pies.

— Och, naprawdę... — jęknęła z rozpaczą pani Weasley. — Ja umywam ręce, robisz to ja własną odpowiedzialność!

I tak oto Syriusz poszedł z nim na dworzec i został wygłaskany na dworcu przez obce im młodsze dzieci czarodziejów.

Wsiadając do pociągu, oczekiwał już tylko spokoju i żmudnej podróży w towarzystwie przyjaciół, ale spotkała go kolejna przykra niespodzianka – Ron i Hermiona jako prefekci mieli swój oddzielny przedział w pociągu.

Tak więc Harry został sam w przedziale i nie miał totalnego pojęcia, co mógłby ze sobą zrobić.

Po dłuższym czasie wpatrywania się w krajobraz za oknem, drzwi przedziału się otworzyły. Spodziewał się Neville'a czy kogoś innego z Gryffindoru. Jednak po chwili zdał sobie sprawę, że w drzwiach stał nie kto inny, a Snape trzymający Malfoya za ramę. Srogi wyraz twarzy doskonale świadczył, że nie wpadł na pogawędkę. Zupełnie co innego jednak prezentował sobą Malfoy.

Mimo że na pierwszy rzut oka Ślizgon wydawał się być nadal tym znienawidzonym do szpiku kości przez Harry'ego Malfoyem, to widać było różnicę. Zniknęła jego pewność siebie, którą doskonale maskował, gdyby nie to, że oczy go zdradzały. Były puste, bez wyrazu. Nawet tej zwyczajnej wrogości, jakby czarodziej uznał ją za całkowicie bezsensowną, niepotrzebną.

Ale zmiany nie dotyczyły jedynie zachowania. Wygląd też wiele zdradzał, choćby ubiór chłopaka, który był o wiele uboższy. Zamiast szytych na miarę szat z wysokiej jakości materiałów, miał na sobie zwykłą szatę ucznia Hogwartu, najbardziej podstawową, którą miał każdy. Włosy, choć były dobrze uczesane, nie były już tak zadbane, a żel, z którym wydawał się nie rozstawać, przestał gościć na jego głowie.

To nie był już ten sam Malfoy, którego widział przed wakacjami. Właściwie to nawet nie był Malfoyem.

Harry wypuścił powietrze z płuc, nie zdając sobie sprawy, że przez kilka następnych sekund wcale nie oddychał.

— Potter! Draco — wycedził Snape. — Żadnych walk. Najlepiej, jeśli teraz byście się pogodzili czy coś. — Wyciągnął z kieszeni długopis i nacisnął zatyczkę, znikając z cichym świstem, pozostawiając Harry'ego oraz ślizgona samych sobie. Świstoklik, domyślił się Harry.

Blondwłosy zmierzył go spojrzeniem i bezceremonialnie wszedł do wagonu, niezbyt mając większy wybór.

— Co ty tutaj robisz? — wykrztusił Harry.

Twarz chłopaka jakby na ułamek sekundy się załamała, ukazując zmęczenie i zupełną niechęć oraz, co dziwne, jakby twarz zmiękła, ukazując cały ból oraz resztki nadziei, co też jednak po chwili zniknęło i znów ujrzał wyćwiczoną twarz arystokraty.

— Mhm — mruknął jakby w odpowiedzi Harry, nie widząc żadnej odpowiedzi od drugiego. Nagle przypomniał sobie, jak jakiś czas temu Snape wybuchł, mówiąc mu, że Malfoy w ogóle się nie odzywał. Wyglądało na to, że nie było to dalekie od prawdy.

Przeznaczenie gwiazd | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz