9

1K 99 24
                                    

Białe światło dnia wpadało do Skrzydła Szpitalnego przez rozsunięte zasłony prosto w oczy zielonookiego chłopca. Stał na swoich czterech nogach zszokowany, zupełnie nie widząc, co o tym myśleć. Drzwi były zamknięte zaklęciem, by nikt niepożądany nie mógł w tamtej chwili wejść do środka, wiec parawan mógł być odsunięty. Siedzący na krześle koło niego Dumbledore powiedział mu, że drzwi ustąpią Draco oraz jego dwójce przyjaciół, za co z jednej strony był mu wdzięczny, a z drugiej zastanawiał się, czy nie poprosić o zablokowanie przejścia także dla nich. Wstydził się swojej obecnej postaci.

— Ile spałem? — zapytał Harry, nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu. Teraz był dużo wyższy, wiec jego perspektywa była zupełnie inna. W dodatku jego wada wzroku całkowicie zniknęła i wszystko było dużo wyraźniejsze.

— Trafiłeś tu dwa dni temu — odparł dobrodusznie dyrektor, ale po chwili jakby zdał sobie sprawę, co się stało i spojrzał na Harry'ego z żalem. — Młody Malfoy cię tu przeniósł, ale już wtedy byłeś w trakcie transformacji. — Dumbledore odwrócił wzrok, nie chcąc spojrzeć w oczy Harry'emu.

Harry odleciał myślami w kierunku blondwłosego Ślizgona. Jakim cudem wiedział, gdzie się znajdował i co się z nim stało? W dodatku czemu zaryzykował w dniu przemiany?

Nagle spłynęło na niego wszechogarniające poczucie winy. Nie dotrzymał słowa. Draco został całkowicie sam.

— Dlaczego? — wyrwało się Harry'emu, ale po chwili kontynuował. — Dlaczego pan na to pozwolił? Wiem o wymianie. Wiem, że o wszystkim wiedziałeś! — Nie potrafił ukryć wściekłości na Dumbledore'a. Przecież utknął w ciele półkonia.

Dumbledore westchnął. Zawahał się przez chwilę, ale ostatecznie wziął głęboki oddech i zaczął mówić, przerzucając między palcami swoją różdżkę.

— Chłopcze... Harry, naprawdę nie będę się usprawiedliwiał. Doskonale obaj zdajemy sobie sprawę, że była to moja i tylko moja decyzja. Całe życie przed tobą, pewnie miałeś marzenia i plany... A wszyscy ciebie traktowali jak broń przeciwko Voldemortowi. Przyznaję, że... Sam przez długi czas tak cię widziałem. Byłeś tylko dzieckiem, a jednak jako jedynemu tobie udało się mu przeciwstawić... Byłeś jak promyk nadziei, ostatnia szansa na uniknięcie nadejścia najgorszego. W dodatku przepowiednia... — W tym momencie Dumbledore zdał sobie sprawę, że powiedział trochę więcej, niż chciał, ale mimo to kontynuował. - Gdy centaury zażądały ciebie w zamian za sojusz... Naprawdę nie wiedziałem co zrobić. Voldemort w zeszłym roku się odrodził, a centaury są naprawdę potężnymi i cennymi partnerami w tej wojnie. Muszę przyznać, że naprawdę nie wiedziałem, czego od ciebie chcieli. Zapewnili mnie tylko, że to ciebie nie zrani, nie zabije i też, że nie zamierzają cię trzymać tam siłą. A w obliczu tyłu istnień jedna osoba naprawdę nie była największą ceną... Naprawdę mi przykro. Jestem starym człowiekiem i nadal popełniam błędy. — Zakończył, spodziewając się salwy obelg w jego stronę. Zaskoczyła go cisza.

Harry zacisnął pięści. Przecież wchodząc do lasu, pomyślał o tym samym. Jaką on był ceną? Ale nadal czuł się rozczarowany i załamany.

— Dla większego dobra, tak? — wyszeptał smutnym tonem, po czym dodał, patrząc się w stronę dyrektora. — Rozumiem, nie musi się pan tłumaczyć.

Nim Dumbledore jakkolwiek zareagował, drzwi skrzydła szpitalnego  się otworzyły, dopuszczając do środka zaniepokojonego i zdezorientowanego Ślizgona. Gdy tylko Draco złapał kontakt wzrokowy z Harrym, na jego twarzy wymalowała się ulga i natychmiast podbiegł do gryfona. Harry mimowolnie także odetchnął z ulgą, gdy ujrzał Draco bardziej szczęśliwego, niż zmartwionego. Wszelkie oznaki zmęczenia z powodu nadchodzącej pełni zniknęły i chłopak wyglądał dużo zdrowiej.

Dyrektor podniósł się z miejsca, pożegnał się z uczniami i zostawił ich samych. Draco usiadł na miejscu Dumbledore'a i nastała krępująca cisza. Żaden nie wiedział co powiedzieć. Jednak po chwili uczucie skrępowania zniknęło, a oni sami wydawali się porozumiewać bez słów. Harry spojrzał przepraszająco na blondyna, na co ten tylko skinął głową i uśmiechnął się, tym samym mu wybaczając. Mimo że czuł się zraniony, to potrafił zrozumieć sytuację.

Dopiero w tej chwili Harry dostrzegł stojącą pod oknem Madame Pomfrey, do której nadal wydawało się nie docierać, że Harry jest centaurem. Stała zamyślona, patrząc przez okno, więc, sądząc po jej pozie, ignorowała wszystko wokół niej, dlatego chłopcy postanowili ją zignorować.

— Jak do tego doszło? — wykrztusił Draco. — Co ty w ogóle robiłeś w lesie?

I Harry opowiedział mu wszystko, o zadaniu (pomijając kwestię istnienia Zakonu), o strzale, po której nie miał nawet zadraśnięcia oraz o udziale Dumbledore'a. Draco okazał się dobrym słuchaczem, nie przerywał, a nawet kiwał zachęcająco głową, by kontynuował. Podczas opowieści Harry'ego Draco zaczął się przyglądać nowej postaci gryfona. Czarna sierść i ogon idealnie podkreślały jego czarne włosy. Okulary często sklejane taśma zniknęły z nosa, przez co intensywnie zielone oczy chłopaka były jeszcze ładniejsze i zdawały się przyciągać wzrok. Blondyn zauważył też, że gdy zaniósł Harry'ego do Skrzydła Szpitalnego dwa dni wcześniej, ten miał na sobie niebieskie spodnie i jakieś szmaty, które ledwie można było nazwać swetrem. Na szczęście tamte ubrania zniknęły, zastępując je szarą bluzką z krótkim rękawem i czerwoną bluzą z kapturem na zamek błyskawiczny. Draco stwierdził, że wyglądał zdecydowanie lepiej.

— To... — Przełknął powoli ślinę Ślizgon, gdy zielonooki skończył swoją opowieść. — To naprawdę przerażające. Że też ze wszystkich osób spotkało to właśnie ciebie. — Harry spojrzał na niego z niezrozumieniem.

— Centaury są naprawdę tajemniczymi i skrytymi w sobie stworzeniami — zaczął tłumaczyć Draco. — W opowieściach dla dzieci są przedstawiani jako coś strasznego, czego trzeba unikać. Czarodzieje naprawdę mało wiedzą o centaurach, a jeszcze mniej chciałoby mieć z nimi styczność. Oczywiście potrafią czytać z gwiazd przyszłość, są naprawdę dobrzy w ziołolecznictwie i eliksirach. Lubią lasy i unikają ludzi. Sztukę strzelania z łuku mają w małym paluszku. Czytałem nawet, że ich krew jest niesamowicie trująca i żrąca, samo jej dotknięcie potrafi sprawić niewyobrażalny ból.

Harry wzdrygnął się na ostatnią wiadomość. Czyli był postrzegany jako coś niebezpiecznego?

— Oczywiście nie zrozum mnie źle! Centaury są darzone naprawdę dużym szacunkiem. Początkowo centaury nie miały być zaliczane do zwierząt, ale zaliczono na ich własne życzenie, ponieważ chciały żyć z dala od czarodziejów i mugoli — dodał pośpiesznie blondyn, na widok miny centaura.

— Och — westchnął Harry. — Ale co z moim życiem? Nie jestem już czarodziejem, nie? Czy ja w ogóle mogę kontynuować naukę w Hogwarcie? Jam mogę się tak pokazać innym? — wynajął gryfon. Draco jednak pokręcił głową.

— Uważam, że nie powinieneś się ukrywać.

— Ja... Nie wiem — wyszeptał ze zrezygnowaniem.

Drzwi do Skrzydła Szpitalnego ponownie się otworzyły, a w nich stanęli Ron i Hermiona. Natychmiast podbiegli do Harry'ego, ale gdy zdali sobie sprawę z obecności Draco oraz wyglądu Harry'ego, wydali zduszony okrzyk. Hermiona skakała wzrokiem pomiędzy Draco a Harrym, ale zdawała się jednak wybrać tułów Harry'ego, jako źródło swojego zdziwienia. Ron natomiast zaczął mierzyć Ślizgona groźnym wzrokiem.

Przeznaczenie gwiazd | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz