10

779 88 30
                                    

Harry dopiero po chwili się zorientował, że jego przyjaciele znajdowali się w Skrzydle Szpitalnym i raczej nie byli zbyt zadowoleni z tego, że zastali go rozmawiającego ze Ślizgonem. Ron wyglądał, jakby miał rzucić się na Draco, a Hermiona zaczęła zalewać Harry'ego pytaniami.

— Harry! Co ci się...Jak to się stało? Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? Czemu nic nam nie powiedziałeś...Och, przecież wiesz, że zawsze byśmy ci pomogli! Dumbledore powiedział, że możemy być zszokowani, ale żeby coś takiego? I...Malfoy... — wykrztusiła to wszystko z siebie na jednym oddechu. Zanim mogła w ogóle kontynuować, albo chociażby doczekać się odpowiedzi, Ron dorzucił parę swoich knutów.

— Malfoy! Ty...ty...odsuń się od niego, tchórzofretko! Że masz też czelność przychodzić tu jakby nigdy nic... — Ron sięgnął po różdżkę z zamiarem rzucenia jakiegoś paskudnego zaklęcia.

Zielonooki postąpił do przodu z zamiarem powstrzymania rudzielca, ale dodatkowe dwie nogi odmówiły współpracy, potknął się i z głuchym łoskotem upadł na podłogę. Harry spodziewał się usłyszeć ciepły głos pielęgniarki, która przybiegłaby mu z pomocą, ale jej już nie było. Ron, niepewny tego jak powinien zareagować, zastygł w miejscu, natomiast Draco i Hermiona pomogli Harry'emu wstać.

— Jak do tego doszło? — zapytała Hermiona, zupełnie nie wiedząc, od czego zacząć.

Harry ponownie opowiedział wszystko, ale całkowicie przemilczał kwestię Draco.

— Dumbledore!? — nie dowierzała Gryfonka. — Przecież on by nie...

— Widocznie nie jest taki święty, jak ci się wydawało — wszedł jej w słowo Draco.

— Malfoy! Co. Ty. Tutaj. Robisz. — wycedził Ron. Nie potrafił znieść jego obecności, byli wrogami od pierwszego dnia w Hogwarcie. Weasleyowie i Malfoyowie od wielu lat pałali do siebie nienawiścią. A tu nagle jego najlepszy przyjaciel całkowicie toleruje towarzystwo Malfoya?

— Pogodziliśmy się — powiedział Harry, a Ron całkowicie osłupiał. — I tobie też radzę.

Ron poczuł się całkowicie zdradzony. Tłumiąc gniew, wyszedł bez słowa. Draco odprowadzał Rona wzrokiem i prychnął pod nosem.

— Mógłbyś chociaż udawać, że ci zależy — rzucił Harry, czym Draco niezbyt się przejął.

Hermiona westchnęła.

— Później z nim porozmawiam... Nie rozumiem dlaczego się pogodziliście. Jednak jeśli Harry nic do ciebie już nie ma, to też mogę spróbować się dogadać, ale to nie znaczy, że cię lubię.

— Jasne, Granger — odpowiedział Draco od niechcenia, na co Harry odetchnął w duchu z ulgą.

— Co zamierzasz zrobić z tym? — zapytała Hermiona, wskazując na ciało Harry'ego. — Raczej tak po prostu się nie pokażesz.

Zielonooki spojrzał na Hermionę i zwiesił głowę. Myślał już o tym. Wiedział już, że nie jest czarodziejem. Oczywiście nadal miał dostęp do magii, widział i czuł ją. Ale w zupełnie inny sposób. Nie czuł już w sobie tej mocy, która pozwalała mu zapalić różdżkę, unosić przedmioty, a co dopiero wyczarować patronusa. Czuł się nagi i bezbronny. Co z tego, że zgubił różdżkę, skoro nie był w stanie z niej korzystać? Teraz nie będzie mógł nawet uczestniczyć w lekcjach. Jak ma pokonać Voldemorta? W dodatku Ministerstwo... Co mogliby z nim zrobić?

— Kto powiedział, że tu zostaniesz? Najpierw musimy się dowiedzieć jak i dlaczego do tego doszło — skwitował Ślizgon.

Harry spojrzał zaskoczony na Draco, a Hermiona się z nim zgodziła.

— Chcecie, bym wrócił do lasu? Przecież... oni przerobią mnie na szaszłyki! — Mimo tego, co powiedział, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że na niego czekają. Zakałą wprost mu zasugerował, że musi wrócić. I to całe stanie się jednym z nich nabrało sensu.

— Przyjdę dzisiaj po dziesiątej, wtedy wszyscy już powinni być w sypialniach. Pójdę z tobą — Draco zignorował Harry'ego.

— Czemu niby chcesz iść ze mną!? To tak, jakbyś mnie ciągle pilnował i się rządził. Najpierw mnie odnajdujesz i zanosisz tutaj, a potem chcesz mnie odprowadzać do lasu. To dziwne i przerażające — wydusił z siebie chłopak.

— Wolałabyś, bym cię zostawił? Nie ma za co, zapamiętam — burknął Draco i przewrócił oczami. Jednak tak naprawdę Draco martwił się o Harry'ego, ale nie chciał się do tego przyznawać.

Hermiona chrząknęła, przerywając ich wymianę zdań. Zastanawiała się nad tym, co sprawiło, że ich relacje stały się wręcz przyjacielskie.

— Ja też idę. Nie puszczę was samych. I wytłumaczę wszystko Ronowi.

Harry zgodził się niechętnie. Rozeszli się i jedynie Harry musiał zostać.

O ustalonej godzinie przyjaciele Harry'ego przemknęli się do Skrzydła Szpitalnego. O dziwo pojawił się też Ron.

— Co ty tu robisz? — syknął zirytowany Draco.

— Nie puszczę go z tobą — warknął Ron.

— Hej, ja też tu jestem — powiedzieli jednocześnie Harry i Hermiona, przewracając oczami.

W ciągu dnia, gdy nikogo nie było, albo była tylko pielęgniarka, Harry ćwiczył poruszanie się za pomocą tych czterech...kopyt. Czuł się więc trochę pewniej. Ruszył w stronę drzwi, ale zabrzmiał odgłos kopyt uderzających o posadzkę. Hermiona natychmiast zareagowała i rzuciła zaklęcie na kopyta.

Silencio. To powinno pomóc — szepnęła. Harry spojrzał na nią z podziwem. Nie uczyli się jeszcze tego zaklęcia. O wszystkim pomyślała.

— Kurczaki, uciszyłbym nim braci — wymsknęło się Ronowi.

Harry przetestował zaklęcie, stukając kopytem w podłogę. Nie ważne jak mocno tupnął, nie odbywał się żaden dźwięk. Uśmiechnął się.

— Wsiadajcie — powiedział i położył się na ziemi. Nadal nie dowierzał temu, jaki jest wysoki. Gdy stał, Draco ledwo dosięgał do jego klatki piersiowej. Gdy leżał, byli podobnego wzrostu. Nigdy nie był zbyt wysoki, więc miło się tym nacieszyć.

Ku zdziwieniu Harry'ego, okazało się, że Draco, Ron i Hermiona byli bardzo lekcy, nawet mimo tego, że cała trójka siedziała na jego grzbiecie. A raczej to on był dużo silniejszy.

— Trzymajcie się — szepnął i nim zdążyli zareagować, pocwałował przez zamek na błonia. Bał się, że ciężko mu będzie się przyzwyczaić. Jednak nie potrzebnie, ponieważ ruszył instynktownie.

Minęła ledwie chwila, a byli już przed wejściem do Zakazanego Lasu. Hermiona wzięła głęboki wdech, jakby przez ten czas wcale nie oddychała, a reszta wytrzeszczyła na niego oczy.

— Tak szybko... — wyjąkał Ron i natychmiast pobiegł zwymiotować w najbliższe krzaki.

— Szybko? Och... — odparł Harry.

Faktycznie, gdy centaury go porwały, też wydawało mu się, że poruszały się z nadludzką prędkością.

Harry obiecał, że zwolni i ponownie wsiedli na jego grzbiet.

Gdy czwórka nastolatków weszła w głąb Zakazanego Lasu, z zarośli wyślizgnął się zielony wąż. Zasyczał z zadowoleniem i skierował się w stronę Hogwartu.

Przeznaczenie gwiazd | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz