5

982 110 22
                                    

Na korytarzu w lochach słychać było ciche kroki, mimo że nikogo nie było widać. A jednak był tam Harry pod przykrywką peleryny, podążający za wskazówkami z listu. Na korytarzu nikogo nie było. Podszedł do kamiennej ściany tworzącej ślepy zaułek korytarza. Wyszeptał hasło i zupełnie jak na ulicy Pokątnej otworzyło się przejście wiodące do pokoju wspólnego.

Kilkoro uczniów spojrzało prosto na niego ze zdziwionymi minami, ale szybko wrócili do swoich zajęć. Serce mu omal nie stanęło, ale wiedział przecież, że nie mieli prawa go widzieć. Starając się nie wydać najmniejszego odgłosu, przekroczył próg. Pokój wyglądał identycznie jak na jego drugim roku.

Kamienne ściany oraz niskie sklepienie, a z sufitu na łańcuchach zwisały zielone lampy. Jako że pokój częściowo znajdował się pod jeziorem, to światło w pomieszczeniu miało zielonkawy odcień. Było wiele czarnych i ciemnozielonych pikowanych sof ze skóry oraz krzeseł i szafek z ciemnego drewna. Szczególnie jego uwagę przykuły gobeliny prezentujące przygody słynnych średniowiecznych Ślizgonów.

Momentalnie przypomniał sobie, co tutaj robi i automatycznie udał się lewych drzwi, które powinny prowadzić do pokoi chłopaków. Musiał minąć kilka osób i przez chwilę prawie się zdradził, ale na szczęście Ślizgon uznał, że mu się wydawało.

Stanął przed drzwiami do pokoju Malfoya. Zorientował się, że sąsiednie drzwi także miały tabliczkę z konkretnym nazwiskiem ucznia. Czy Ślizgoni mieli swoje własne pokoje?

Westchnął i dotknął klamki. Nagle poczuł, jak pierścionek na jego kciuku się rozgrzewa, a zielony kamień jakby zaczął świecić. Po chwili klamka posłusznie opadła. Z wnętrza nie dobiegło żadne zaproszenie, ale mimo to wszedł do środka.

Blondwłosy chłopak poderwał się z krzesła. Harry ściągnął pelerynę i w tym momencie zaczęło się robić co najmniej dziwnie. Malfoy nie powiedział mu, żeby usiadł ani nic w tym stylu. Po prostu stał i wręcz przewiercał wzrokiem Harry'ego.

Harry totalnie nie miał pojęcia jak zareagować. Spojrzał na niego i wzdrygnął się, gdy zauważył w szarych oczach bliżej nieokreślonego koloru plamki. Przez chwilę wydawały mu się dzikie, coś jak reakcja drapieżnika na zwierzynę.

Dopiero gdy Malfoy wciągnął powietrze, wszystko wróciło do normy, a on sam jakby zdał sobie sprawę, że przed nim stoi gryfon. Zacisnął pięść, ale po chwili ją rozluźnił. Wskazał na fotel obok łóżka, a Harry powolnie i czujnie tam się udał i posłusznie usiadł.

— Czy wszystko w porządku? — zapytał niepewnie i z roztrzęsieniem Harry. — Myślałem, że zaraz na mnie skoczysz — przyznał.

— Ja... — Malfoy usiadł z powrotem na krześle. Opadła z niego maska obojętności. Po raz pierwszy zobaczył Malfoya z tyloma emocjami na twarzy: niepewność, strach, smutek, złość, zazdrość oraz przede wszystkim ulgę. — Ja jeszcze tego nie kontroluję. To naprawdę trudne utrzymać swojego wilka w ryzach. Byłem wyczerpany po całym dniu trzymania go na wodzy... Ale ciebie wydaje się lubić — ponownie westchnął z ulgą.

Faktycznie, przypomniał sobie Harry, rzeczywiście Remus coś wspominał o swoim wilku. Ale nie mówił o tym wiele i brzmiało to jak coś podobne do odczuć i instynktu. A Malfoy wydawał się mówić, jakby to była zupełnie świadoma druga istota!

— Ten wilk. Twierdzisz, że mnie lubi? — zdziwił się Harry.

— Twierdzę, że jesteś jedną z nielicznych osób, której nie ma ochoty pożreć żywcem — powiedział poważnie. — On też myśli. Właściwie to można powiedzieć, że jest taką drugą osobowością. Ma własne preferencje i upodobania. Dzielimy jedynie wspólne ciało i wspomnienia. Wyobraź sobie tylko jakim było dla mnie szokiem, gdy przy wyborze przyjaciela do pomocy wręcz zmusił mnie do wybrania ciebie. Poza tobą polubił jedynie wujka. Dostałem zepsutego wilka.

Nagle twarz mu się skrzywiła. Harry spojrzał na pytająco.

— Można powiedzieć, że właśnie mi oddał za tego zepsutego — odpowiedział.

Harry tylko westchnął. Malfoy naprawdę wyglądał na rozluźnionego i spokojnego. Naprawdę był skóry uwierzyć, że chce zakopać topór wojenny. Ale były rzeczy, które nie dawały mu spokoju.

— Nie rozumiem jednego. Snape powiedział mi, że zupełnie się nie odzywasz, a świat stanął ci na głowie. Podobnie wyglądało to w pociągu. A teraz wydajesz się być... niezbyt załamany — Harry w myślach skarcił sam siebie. Powinien inaczej to sformułować, bo to, jak to powiedział, było totalnie nie na miejscu.

Jednak Malfoy wydawał się nie być zupełnie urażony czy zraniony, a jedynie tylko spochmurniał.

— Faktycznie po ugryzieniu byłem załamany — westchnął. — Nagle stałem się czymś, czym pogardzałem. Nienawidziłem siebie i wszystkiego wokół. Rodzina mnie odtrąciła. Jedynie matka jeszcze starała się mi pomóc, ale oj... — głos mu się załamał i potrzebował chwili, by móc kontynuować. — Jemu totalnie przestało na mnie zależeć i powstrzymywał matkę, zanim cokolwiek zrobiła. Znienawidził mnie. Obwiniał mnie o to, że jestem jego jedynym dziedzicem. Nie chciał mnie znać i wcisnął mnie wujkowi. Pewnie też by mnie wydziedziczył, gdyby nie to, że ucierpiałaby na tym jego reputacja.

Harry odczuł przemożną chęć poklepania go po plecach. Wyglądał tak żałośnie, że nawet nie ruszyłby go fakt, że to Malfoy.

— Wujek Severus mnie przyjął. Byłem załamany. Musiałem się nauczyć żyć na nowo. Naprawdę ciężko było dojść do porozumienia z wilkiem. Wyobraź sobie, że ubzdurał sobie, że nie mogę tolerować  warzyw, owoców i innych roślinek — prychnął. — Od tamtej pory za każdym razem gdy przechodzę koło takiego jedzenia, to muszę powstrzymywać warknięcie, które we mnie wymusza, a to naprawdę trudne. I takich sytuacji jest więcej. Na szczęście obiecał, że już nie będzie tak robić, zwłaszcza, że znajdujemy się w Hogwarcie. Ale zbaczam z tematu. Zostałem ugryziony miesiąc temu. Dopiero tydzień temu zacząłem wracać do siebie. Wiem, że w pociągu się nie odzywałem, ale bałem się, że mogę cię zaatakować w każdej chwili. Nie potrafię sobie zaufać po tym, do czego prawie doszło...

Harry podszedł i położył rękę na jego ramieniu. Mimo wszystko już w wakacje podjął decyzję o wsparciu Malfoya i teraz  na pewno zamierzał się jej trzymać, zwłaszcza po tym co usłyszał. Ale bardzo martwiło go ostatnie zdanie chłopaka.

— Wszystko w porządku — wyszeptał. Pomogę ci. Powiesz, co się stało?

— Potter? — zapytał, a Harry skinął, czekając na pytanie. — Mogę mówić do ciebie po imieniu?

Harry osłupiał. Po chwili stwierdził jednak, że to nie jest zły pomysł. Jeśli mieli sobie pomagać, to powinni się czuć ze sobą swobodnie. W dodatku Malfoy chciał mieć w nim przyjaciela.

— Mów mi Harry — zgodził się.

— W takim razie ty mów do mnie Draco — odpowiedział z uśmiechem.

Przeznaczenie gwiazd | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz