3

1.1K 102 10
                                    

Zmęczony, ale przede wszystkim najedzony i zadowolony, opadł na łóżko w swoim dormitorium. Ron zrobił to samo, ale pod jego ciężarem łóżko zaskrzypiało, wywołując westchnięcia niezadowolenia ze strony reszty współlokatorów. Harry mimo wyczerpania nie miał wcale ochoty iść spać. Dręczyła go od jakiegoś czasu bezsenność, a nawet jeśli zasnął, to miał koszmary.

Ułożył się wygodnie na plecach i utkwił wzrok w baldachimie. Ten rok szkolny wcale się nie zapowiadał znów na zwyczajny. W czasie wakacji został "porwany" z domu i dotarł do starego domu rodzinnego ojca chrzestnego, który okazał się być bazą grupy działającej przeciwko Voldemortowi. Dołączył do Zakonu i w rezultacie otrzymał zadanie.

Centaury.

Na pierwszym roku Hagrid ostrzegał go przed centaurami i mówił, że to niebezpieczne i samolubne stworzenia, które potrafiły czytać przyszłość z gwiazd. Nawet spotkał w lesie dwóch, z których jeden o imieniu Firenzo wywiózł go na swoim grzbiecie z powrotem na teren Hogwartu. Wiedział tylko też, że były dumne i zdecydowanie nie przepadały za ludźmi.

Jak więc miał ich przekonać do sojuszu? Prędzej rozniosłyby go po kopytach, niż nawet go wysłuchały. Wątpił, by miał szczęście znów spotkać takiego centaura jak Firenzo.

W dodatku była też kwestia Malfoya. Mimo że nie był oficjalnie wydziedziczony, to został odrzucony przez rodzinę. Nie było widać w pociągu, żeby totalnie się załamał, co było sporym zdziwieniem dla Harry'ego.

Co nie zmienia faktu, że było coś ze Ślizgonem zdecydowanie nie tak. Żadnych krzywych spojrzeń, czy negatywnych emocji w jego kierunku. Sam jakby stracił pewność siebie. W ogóle się nie odzywał, a mimo to miał swój niewzruszony wyraz twarzy.

Czemu się zgodził na pomoc Malfoyowi? Nie do końca sam rozumiał swojej decyzji. Byli wrogami. Dlaczego nagle okazał szczerą chęć pomocy? A co dziwniejsze, czemu zasugerował to właśnie Malfoy? Czuł, że brakowało mu elementu układanki, by dowiedzieć się, co kryje się na całym obrazku.

Przetarł oczy i odwrócił się na prawą stronę, gdzie było wielkie okno z widokiem na błonia. Widać było korony drzew lasu, oraz ogromny biały księżyc na bezchmurnym niebie. Harry pierwszy raz od kilku tygodni zasnął snem niezmąconym koszmarami.

***

Następnego dnia rozpoczęły się lekcje. Ciężko było ponownie wracać do szkolnego trybu życia. Wiele osób nie pojawiło się na śniadaniu oraz spóźniło się na pierwsze lekcje. Ale w zasadzie najdziwniejszym ze wszystkiego był brak sprzeczek z Malfoyem.

Podczas obiadu dostał list od dyrektora zawiadamiający, by pojawił się w jego gabinecie wieczorem koło godziny siedemnastej, i żeby nikt się o tym spotkaniu nie dowiedział. Domyślił się, że chodzi o misję.

Dlatego też wieczorem wymknął się z dormitorium pod przykrywką peleryny niewidki i najciszej, starając się być niewykrywalnym, udał się do gabinetu dyrektora. Oczywiście nie obyło się bez wymieniania coraz wymyślniejszych nazw słodyczy w stronę gargulca. Dotarłszy do drzwi, zapukał z wahaniem. Słysząc zaproszenie, wszedł do środka.

Gabinet Dumbledore'a nie zmienił się ani trochę przez wakacje. Wiszące portrety poprzednich dyrektorów na ścianie za fotelem, miska pełną słodyczy, pełno półek z książkami...

Jedyną zmianą była obecność Snape'a, stojącego z widocznym niezadowoleniem obok biurka, czekającego na jego niechybne przybycie.

— Wreszcie się raczył zjawić — rzucił, ociekając jadem.

Harry pokręcił głową. Co prawda, spóźnił się, ale nie mogło to być więcej, niż raptem kilka minut!

— Och, myślę, że półgodzinne spóźnienie może być moją winą — odparł dobrodusznie Dumbledore. — Zapomniałem podać hasło do gabinetu, a ciebie zwyczajnie zawołałem za wcześnie, bo zapomniałem przestawić ciągle spieszący zegarek.

Snape zmierzył go niedowierzającym spojrzeniem, a Harry'ego wręcz przewiercił na wylot.

Gryfon usiadł na fotelu wskazanym przez dyrektora, a on sam natomiast podszedł do feniksa, Fawkesa, i zaczął gładzić go po piórach. Magiczne stworzenie zaczęło wydobywać z siebie kojącą melodię, której Harry mógłby słuchać cały czas.

— Dziś w nocy... — zaczął Dumbledore.

— Co? — przerwał nagle Harry, mając wrażenie, że źle zrozumiał. — Twierdzi pan, że już dzisiaj mam się udać do lasu?

— Tak, Harry, dokładnie to miałem na myśli — odpowiedział ze spokojem.

Harry zaniemówił. Samo wysłanie go tam było ryzykowne. Czy on oszalał!?

— Ale dyrektorze... Bez przygotowań? Nic? Nawet słówka czegoś ważnego o nich? Czy pan jest poważny? — wydusił z siebie.

— Dokładnie o tym mówiłem! — wciął się Snape. — Nie wierzę, że się z nim zgadzam, ale tym razem bachor ma rację. To obłęd wysyłać go tam na żywioł!

Dumbledore przerwał głaskanie Fawkesa i spojrzał niewzruszonym wzrokiem na obu swoich uczniów.

— Mam powody. W dodatku mam też pewność, że tobie nie stanie się żadna krzywda — rzekł w stronę młodszego. Potem skierował oczy na Snape'a — Musisz też porozmawiać z chłopakiem w sprawie młodego Malfoya. Zostawię was samych.

Dyrektor wyszedł z gabinetu. Snape zmierzył gryfona wściekłym spojrzeniem, ale ostatecznie tylko zacisnął pięści i usiadł za biurkiem na miejscu dyrektora.

— Potter. Zdaję sobie sprawę, że praca z Draco nie będzie łatwa i ja też nie rozumiem jego wyboru rówieśnika, który miał go wesprzeć — spojrzał mu w oczy i ułożył z palców piramidkę, tym samym podkreślając wagę swych słów. Nagle wyciągnął list z kieszeni swojej czarnej peleryny, która zazwyczaj łopotała za nim, gdy szedł i miała prawdopodobnie budzić respekt.

Harry już miał sięgnąć po kopertę, gdy Mistrz Eliksirów ją od niego odciągnął.

— To list od Draco. Są w nim wszystkie ważne informacje. Nie czytałem go... Choć ci powiem, że bardzo mnie kusiło — wycedził. — I nie myśl sobie, że na lekcjach też będę taki łaskawy. Te spotkania są wyjątkiem od reguły — rzucił chłodno i podał mu kopertę, która okazała się cięższa, niż wyglądała.

— Otworzyć ją może tylko adresat. Dopilnuj, byś tylko ty mógł go zobaczyć — warknął Snape na odchodnym i wyszedł z pomieszczenia, a chwilę później chłopak zrobił to samo.

Jakimś cudem ich oczom umknęła dziwna wiadomość leżąca na biurku dyrektora. Nie był to zwykły papier czy pergamin, a wiadomość wcale nie była zapisana długopisem czy piórem. Słowa były wyryte w korze drzewa. A konkretnie jedno słowo.

Dzisiaj.

Przeznaczenie gwiazd | DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz