Ludzie często odbierają zjawiska natury jako atrybuty swoich własnych uczuć. Kiedy słońce doskwiera wydaje im się, że odzwierciedla nastrój zabawy i radości. Prószący śnieg, zaśnieżone ulice zdają się opatulać spokojem i wyciągać na wierzch pragnienie ciepła i bezpieczeństwa. Natomiast deszcz... Deszcz wydaje się być najsmutniejszym ze wszystkich tych zjawisk. Nie ma pogodowego zabiegu, który tak jasno odzwierciedlałby smutek. Słońce czy też śnieg są jedynie metaforą. Deszcz łudząco przypomina słone krople płynące po policzku. Maskuje jednocześnie oświadczając całemu światu rozpacz przeszywającą serca.
Poranek, choć deszczowy, zdawał się być dość radosny i gwarny na wzgórzu, gdzie setki osób rozprawiało o swojej przeszłości. Wspominkom towarzyszyły śmiechy i przyjazne gesty. Jedni znali się mniej, drudzy bardziej. Niektórzy kiedyś pałali do siebie nienawiścią, inni wręcz przeciwnie. Szatyn w okrągłych okularach rozprawiał o pierwszej wspólnej przygodzie, jaką była walka z górskim trollem wraz z przyjacielem, piegowatym rudzielcem. Tuż koło nich, młodsza siostra rudzielca zerkała ukradkiem na wysokiego blondyna, o wiele starszego od niej. Mężczyzna, choć toczył zażarty spór z niekoniecznie zdrowym na umyśle brunetem odwzajemniał tęskne spojrzenie. Syn blondyna naburmuszony czekał, aż będzie mu dane spędzić trochę czasu w towarzystwie ukochanego. Z dalszego krańca zbiorowiska dało się słyszeć śmiechy bliźniaków, którzy wraz z przyjacielem, ciemnoskórym chłopakiem kombinowali co by tu jeszcze napsocić. Inna zaś grupa przyjaciół przyglądała się młodym, rudym braciom. Z uśmiechami na twarzach komentowali ich zachowanie. Wspominali swoje własne psoty, rządy jakie sprawowali w czasach szkolnych. Narwaniec z kręconymi włosami obejmował lekko speszonego kujona z zabliźnioną twarzą. Trzeci z mężczyzn lekko wyłupiastymi oczami i zaokrąglonymi policzkami wodził wzrokiem po każdym z przyjaciół, jak zapatrzony w obrazek. Ostatni z czwórki Huncwotów śmiał się najgłośniej do momentu, kiedy jego kobieta o rudawych włosach nie objęła go za szyję.
W jeszcze innej części zgromadzenia blondynka z gapowatym przyjacielem rozprawiała o stworzeniach. Nie miało znaczenia czy był to jednorożec, o którym istnieniu każdy wiedział czy też gnębiwytrysk na którego istnienie dowodów nie było. Nie śpieszyli się. Dziewczyna wiedziała, że jeszcze będzie miała okazję przytulić się do szaleńca śmiejącego się z blond-przyjaciela. Nieopodal nich starzec z siwą brodą uśmiechał się znad okularów połówek do skarżącej się na gwar kobiety o idealnie upiętych włosach. Kobieta w szmaragdowej szacie co rusz poprawiała swoje własne okulary na pomarszczonej ze starości twarzy. Nieprzychylnym komentarzom przysłuchiwał się odrobinę młodszy od poprzedniego mężczyzna łudząco przypominający swojego brata. Przytulił również do siebie milczącą blondynkę, na której twarzy panował spokój. Cieszyła się, że nareszcie może być razem ze swoim starszym rodzeństwem. Do towarzystwa postanowił dołączyć również Rosjanin, który nie chciał czuć się samotnie. Znając staruszków wiedział, że przyjmą go z otwartymi ramionami. A i kobieta w podeszłym wieku rozpromieniła się na jego widok. Najstarszy z nich jednak postanowił się rozejrzeć, by w tłumie ujrzeć eleganckiego jegomościa z białym wąsikiem i z dwubarwnymi tęczówkami. Uśmiechał się do rozmówców - młodszych od siebie lecz niezwykle zajmujących rozmową braci. Jeden z nich, ten starszy często pouczał młodszego. Auror i magizoolog, choć niezwykle się kochali, tak wiecznie różnili się poglądami.
Miejsce znalazło się również dla sióstr, które podobnie jak poprzedni bracia sprzeczały się co do poglądów. Mimo to obie cieszyły się z obecności tuż koło nich mugolskiego, małego i okrąglutkiego piekarza. Swoją drogą zajadały się jego wypiekami, które kształtami przypominały fantastyczne istoty takie jak Zouwu, Wodnik Kappa, Nieśmiałek czy Feniks. Starzec, którego skóra, włosy i ubrania zlewały się ze sobą w odcieniu bieli niezgrabnie i wolno wędrował od jednej grupki do drugiej by co jakiś czas przystawać i przysłuchiwać się tematom rozmów. Jednak nawet on bał się na zbyt długo przystanąć przy pulchnej kobiecie, która wykrzykiwała swoje oburzenie własnymi, psotnymi synami. Pozostała część jej rodziny uciekała od niej wzrokiem niemo prosząc, by w końcu skończyła swoje kazanie. Kilku innych typów spod ciemnej gwiazdy wolało zasiąść przy ognisku z dala od niegdysiejszych wrogów. Trzymali się zwykle wśród swoich, gdzie każdy na przedramieniu nosił ten sam tatuaż. Mimo to nie mieli najmniejszego problemu by zaczepić głupim żartem, czy nawet wymienić uprzejmości z członkami Zakonu Feniksa.
CZYTASZ
Whatever your thing.
FanfictionZbiór OneShot'ów na osłodę czekania. Pomiędzy dłuższymi opowiadaniami, rozdziałami czy też tak po prostu. Krótki OneShot zawsze dobry (no nie zawsze, ale się staram). Czasem trzeba długo czekać na rozdział, a że to zazwyczaj jest spowodowane chęcią...