Stigma.Eyes.Emptiness. III

92 8 12
                                    

Wolf In Sheep's Clothing

Przez dłuższy czas - jak miewał w zwyczaju - przechadzał się wokół dywanu własnego gabinetu. Zastanawiał się nad kolejnym ruchem, który mógłby doprowadzić do ich zwycięstwa. Wpadł na kilka pomysłów, trochę je dopracował, aż w końcu postanowił wprowadzić w życie. Kolejno rozesłał patronusy i liściki sposób informacji dobierał zgodnie z odległością i ryzykiem ze strony wroga. Odbył kilka rozmów. Przyjemne z Harrym, Ginny, Nevillem oraz Sprout, Filtwick'iem i Hooch. Cięższe z Severusem, Minerwą, Alastorem oraz Hermioną i - o dziwo - Luną. Pierwsza grupa bez najmniejszych oporów zgodziła się na każdą jego prośbę. Nie mieli najmniejszych wątpliwości co do słuszności poleceń swojej głowy Zakonu Feniksa. Chociażby wysyłał ich na pewną śmierć to i tak by to zrobili. Drudzy już zdecydowanie mnie mu ufali. A przede wszystkim Severus i Hermiona, którą Mistrz Eliksirów zdecydowanie zaczął douczać nawet w kwestii postrzegania intencji. Dziewczyna za dużo widziała, za bardzo orientowała się w sytuacji. A przecież na wojnie potrzebne są straty, żywa tarcza.

Dla większego dobra.

Zasiadł za swoim biurkiem zmęczony spacerowaniem i przeprowadzonymi rozmowami. Przymknął oczy z nadzieją na małą drzemkę. Wyciszył się i jedynym dźwiękiem, jaki do niego docierał był Fawkes prawdopodobnie drapiący się po skrzydłach albo tułowiu. Poczuł napływającą błogość i aż odruchowo uśmiechnął się do siebie. W końcu przecież i tak pozbędzie się wszystkich problemów. Jeśli wszystko potoczy się tak, jak przeczuwał, wpierw Snape wykona swoją rolę jednocześnie bohatersko poświęcają się za wygranie wojny. A Granger pozostając bez swojego aktualnego obiektu westchnień - bo przecież Albus nie był taki głupi, by nie zauważyć ich zaciskającej się relacji - pogubi się w granicy między złem a dobrem. I pozostanie jej już tylko podążać tam, gdzie będzie chciał blask Hogwartu. A on poprowadzi ją tuż za Potter'em.

Westchnął głęboko, by chwilę później jego oddech unormował się w sennym trybie, a umysł zamglił się ciemnością. Dyrektor Hogwartu zapadł w sen przekonany o spokojnym czasie relaksu.

Ale sen wcale nie miał okazać się przyjemnym kołysaniem fal. W jego głowie rozpętał się sztorm. Z każdej strony zacinała ulewa, ciemność gęstych, czarnych chmur przyprawiała o dreszcze. Woda uderzała o tą chwilę regeneracji nie pozwalając, by chociażby ułamek energii powrócił w jego stare ciało. I burza... Grzmoty zagłuszające wołanie o pomoc. Pioruny zdające się chcieć spalić wszystko, w co mogły uderzyć. Apogeum niepogody. Metaforycznie ujmując.

W ciężkim, pełnym przykrych wspomnień i wyrzutów sumienia śnie nagle czas stanął. Nie było już sztormu, a jedynie pozostała złowróżbna mgła. Ale w pewnym momencie, kiedy błądził między mleczną, nieuchwytną powłoką ujrzał zmierzającą ku niemu powoli postać. Stanął więc i patrzył w jedyny odróżniający się od otoczenia element. Nim jednak zdążył rozpoznać jakiekolwiek szczegóły wyglądu było mu dane wcześniej rozpoznać gościa w swoim umyśle.

- Mój drogi... - Melodyjny ton odbierał starcowi dech w piersiach. - Nie tak powinno to wyglądać.

Mężczyzna w końcu wyjawił swój wizerunek. Białe, ulizane włosy i równie biały wąsik. Dwubarwne tęczówki. Elegancki, granatowo czarny strój. I uśmiech. Lekko podstępny, a lekko sympatyczny. Skłaniający do wysłuchania. Przekonujący o prawdomówności. Chytry i podstępny. Fałszywy, ale jakże szczerzy. Sprzedawał nieprawdę jednocześnie prawdziwie się ciesząc.

- Gdzie popełniłem błąd? - Spytał we śnie Albus nawet nie zastanawiając się nad słusznością rozmowy.

- Śmierciożerca którego wypuściłem. - Gellert, bo tak zwał się jegomość, ponownie przemówił. - Może przysporzyć nam nie lada problemów. Zniknął, ale na pewno wróci. Nie zostawi Severusa i Lucjusza.

Whatever your thing.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz