Kim byliśmy
Następnego dnia wstał późno, po dwunastej - jak na niego to naprawdę późno. Rzucił okiem na telefon i zorientował się, że ma pięć wiadomości od Angeliki, która pytała czy wstał, czy wyjechał, jedna wiadomość brzmiała "halo?", a inna "wszystko w porządku? i ostatni "martwię się". Uśmiechnął się pod nosem zadowolony z ostatniej wiadomości i szybko zaczął odpisywać. Równie szybko dostał też odpowiedź, w której Angelika starała się przekazać swój śmiech na temat jego zaspania. Poinformowała też, że będą na niego czekać w domku w górach.
Nie zwykł jadać bogatych śniadań, więc zrobił sobie kanapki i na drogę kawę do termosu. Uznał też, że dobrze będzie kupić po drodze kilka rzeczy. Mianowicie jakieś jedzenie i może alkohol. No i oczywiście prezenty. Miał nawet pomysł co do prezentów dla rodziny Forside. Ale dla tej kobiety... Co on miał na Merlina wymyślić?
Nie zastanawiał się jednak długo. Spakował najpotrzebniejsze rzeczy, ubrał się w czarną koszulę, czarne jeansowe spodnie z paskiem i równie czarny płaszcz. Tak, czarny był jego identyfikującym kolorem. Nawet w święta. Jedynym kolorowym akcentem była czerwona wstążka znów upinająca jego włosy.
Zamknął dom, włączył alarm i wsiadł do samochodu. Ruszył z podjazdu do centrum, które na szczęście miał po drodze. Tam wszedł do jednej z większych galerii, by znaleźć potrzebne prezenty. W końcu nawet dla nowej kobiety znalazł prezent, aczkolwiek kierował się jedynie słowami Angeliki co do zainteresowań młodej dziewczyny. Dał wszystko do zapakowania i w końcu mógł ruszyć dalej w drogę.
Po dwóch godzinach znalazł się na miejscu. Mały, drewniany domek może z kilometr od centrum turystycznego miasteczka. Sezon narciarski trwał już od dawna, więc widywał podczas drogi mnóstwo ludzi ubranych w kombinezony i z nartami niesionymi na ramieniu. Tłum z centrum był duży, jednak w miejscu w którym rodzina Forside wynajęła domek było cicho i spokojnie. Wzgórze porośnięte było drzewami, dzięki czemu domek był chroniony przed niechcianymi gośćmi czy też odgłosami miasta.
Zaparkował koło samochodu przyjaciół po czym wysiadł i rozejrzał się. Musiał przyznać, że nawet mu się podobał. Otworzył bagażnik i wyjął z niego torbę z rzeczami, a z tylnego siedzenia zabrał laptopa.
- Simon! - Głos Angeliki wprawił go w miłe uczucie przynależności, z czego jednak szybko się otrząsnął.
- Wujek! - Kiedy zamknął drzwi i obrócił się pierwszym co ujrzał to Angelikę śmiejącą się, a potem poczuł jak mały chłopiec oplata się wokół jego talii.
- Ciebie też dobrze widzieć, Jim. - Poklepał chłopca po plecach. Chwilę później Angelika złożyła całusa na jego policzku, a Tedd podał mu dłoń, którą oczywiście uścisnął.
- Dobrze, że jednak zmieniłeś zdanie przyjacielu. - Odezwał się w końcu Tedd. - Jim nie mógł się już doczekać.
- Hermiona też - dodała Angelika uśmiechając się podstępnie nie wiedząc jak bardzo zmroziła krew Simona.
- Daj spokój kochanie. - Zaśmiał się jej mąż. - Hermiona już wystarczająco się stresuje na to spotkanie.
- To może przedstawicie nas sobie w końcu. - Zawarczał Simon jednocześnie modląc się do Merlina, by to nie była TA Hermiona.
Los jednak chciał inaczej. W momencie w którym przekroczyli próg domku usłyszeli głośnie "niech piorun jasny..." i to wystarczyło, by czarnowłosy mężczyzna wiedział z kim przyjdzie mu się zmierzyć. Najwidoczniej Panna-Wiem-To-Wszystko postanowiła wrócić do mugolskiego świata podobnie jak on sam. Szybko przygotował się mentalnie, by znów odgrywać rolę nieznajomego. Nie mógł się jednak nie uśmiechnąć pod nosem, kiedy twarz kobiety ściągnęła się w zdziwieniu. Potem szybko ocenił jej wygląd na wyżej niżby chciał i odchrząknął. Podszedł do niej i podał dłoń delikatnie się skłaniając jak przystało na człowieka z jego sfer.
CZYTASZ
Whatever your thing.
FanfictionZbiór OneShot'ów na osłodę czekania. Pomiędzy dłuższymi opowiadaniami, rozdziałami czy też tak po prostu. Krótki OneShot zawsze dobry (no nie zawsze, ale się staram). Czasem trzeba długo czekać na rozdział, a że to zazwyczaj jest spowodowane chęcią...