X

2.4K 205 129
                                    

Chapter X- This point I'm just burnt out

Wybraniec westchnął cicho, pakując ostatnią książkę do swojej torby. Rozejrzał się po swojej części pokoju, zastanawiając się, czy wszystko wziął. Niby wraca do Hogwartu za niecałe trzy miesiące, jednak wolał niczego nie zostawiać.

Kto wie, co dzieje się w zamku na czas wakacji.

Zamknął swoją torbę, stawiając ją obok innych, już spakowanych bagaży. Był wieczór ostatniego dnia w Hogwarcie na jego pierwszym roku. Za kilka chwil miała rozpocząć się pożegnalna kolacja, na której musiał — a bardziej został zmuszony — się pojawić.

Nie chciał wracać. Było to ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę. Ponownie będzie musiał spędzić trzy miesiące w towarzystwie Dursleyów, znosząc ich wyzwiska. Podejrzewał, że będą one nawet gorsze niż zazwyczaj, skoro będą mieli tak mało czasu na obrażanie go. Z pewnością wyżyją się na nim za te dziewięć miesięcy pozornego spokoju, który myśleli, że miał.

Jednak nie chciał wracać też dlatego, że w jakimś stopniu uważał Hogwart za dom, pomimo wszystkich bójek, wyzwisk i problemów, które go tam spotkały. Magia, o której się dowiedział w zamku, była czymś, co kompletnie go zafascynowało i nie wyobrażał sobie, jakby miał wrócić do całkowicie niemagicznego i zwykłego życia mugoli na dłużej, niż na czas wakacji.

Nie będzie miał też dostępu do książek. Wszystkie, które kupił w księgarni na Pokątnej, dawno przeczytał, a wypożyczone dzieła z Hogwarckiej biblioteki musiał oddać, tak samo jak pożyczone książki od Profesora Quirrella.

Był wieczór, na dworze słońce powoli chowało się za horyzontem, żegnając swoimi promieniami tłoczących się w korytarzach zamku uczniów. Zielona woda z jeziora wydawała się szmaragdowa przez światło, nadając Pokojowi Wspólnemu niesamowitą otoczkę.

Harry poczekał na swojego węża, który powoli owijał się wokół jego przedramienia, poprawiając przy tym okulary. Wąż syczał do niego radośnie, będąc podekscytowany podróżą. Zwierze — w całkowitym przeciwieństwie do chłopaka — wydawało się nie lubić Hogwartu. Być może zamek był naprawdę imponujący swoim wyglądem i magią, która się wokół niego znajdowała, ale wężowi nie podobało się nastawienie ludzi do swoich rówieśników. Kompletnie nie lubił, kiedy Potter wdawał się w sprzeczki z innymi, a on sam musiał opanowywać swoją złość, aby ich wszystkich nie zagryźć na miejscu.

Dursleyowie nie byli wcale lepsi, jednak było ich zdecydowanie mniej i nie mieli do użytku magii.

Wybraniec skierował się do Wielkiej Sali, zabierając ze sobą torbę. Nie miał zamiaru popełnić tego samego błędu co dawniej, nie biorąc kompletnie nic w swoją podróż z Hogwartu. Tym razem zaopatrzył się w dwie książki, które zdążył już przeczytać. Nic mu się nie stanie, jeśli przeczyta je po raz kolejny.

Potter wszedł niepewnie do zaludnionej Wielkiej Sali, siadając na jednym z wolnych miejsc przy stole Slytherinu. Pod sufitem latały zapalone świece, nadając całej sali ciepły wygląd, jedzenie na stołach sprawiało, że blaty lekko się wyginały, a uczniowie przekrzykiwali się przez całe długości stołów, wspominając zabawne historie z minionego roku. Chłopak zauważył też, że uczniowie nie trzymali się swoich stołów, wiele razy widział kogoś z innego domu, siedzącego przy kompletnie innym stole i czującego się jak u siebie.

Pomijając Slytherin. Pozostałe trzy domy rozmawiały ze sobą, nie zwracając uwagi na kolor krawatów, jednak ślizgoni ściśle siedzieli na swoich miejscach, rozmawiając w małych grupkach.

Harry patrzył z niepewnością na stojące przed nim potrawy, nie mając ochoty jeść żadnej z nich. Był zestresowany swoim powrotem i tym, co go tam czeka. Na Święta Wielkanocne został w zamku, skoro miał taką możliwość, nie zamierzał jej zignorować. Gdyby mógł — zostałby w Hogwarcie nawet na wakacje.

SillencioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz