VI

3.1K 236 111
                                    

Chapter VI- You're better on your own

Harry stukał białym piórem o blat biurka, zostawiając na nim niebieskie plamy po atramencie. Jego wąż leżał koło niego, owijając wokół jego nadgarstka tylko swój długi ogon. Obserwował pomieszczenie, czasami sycząc cicho, kiedy tylko zobaczył jakiś ruch. Chłopak nie miał mu tego za złe, po wczorajszych wydarzeniach rozumiał, dlaczego zwierze było w ciągłej gotowości.

Potter miał przed sobą pusty jeszcze pergamin, na którym miał znaleźć się okropnie długi i nużący esej z eliksirów o jednym ze składników. Profesor stwierdził, że skoro nie idzie mu w praktyce, będzie przerabiał teorie — która była tak nudna, że wybraniec już wolał, kiedy jego kociołki wybuchały, przynajmniej się coś działo.

Esej, mimo że długi, był całkiem łatwy do napisania i gdyby nie jego rozproszenie skończyłby go już kilka godzin temu.

Myślał o wszystkim i o niczym jednocześnie. Analizował każde najmniejsze zdarzenie z wczorajszego dnia i kiedy rozumiał, jak wiele błędów popełnił, zapadał się w swoją samotność jeszcze bardziej niż dotychczas. Zastanawiał się też o innych, niewyjaśnionych dla niego sytuacji. Dlaczego Dyrektor nic nie zrobił? Dlaczego nauczyciele pozwolili go obrażać, wiedząc, czym może się to skończyć? Dlaczego w ogóle nikt nie zareagował na widok pewnego rodzaju znęcania się nad dziećmi?

Chłopak nie rozumiał i nie był pewny, czy chciał rozumieć. Oczywiście, odkąd tylko przeszedł do magicznego świata, zauważał wiele niedociągnięć i pęknięć w społeczeństwie czarodziei, i całego Hogwartu. Tak wiele rzeczy można było naprawić, zmienić na lepsze, ale czarodzieje zatrzymali się na jednym momencie i nie chcieli się z niego ruszyć.

Jakby całkowicie im to odpowiadało.

Harry westchnął cicho i otworzył książkę na temacie z piołunem. Przeczytał szybko trzy zapisane strony na jego temat i zaczął pisać.

Po tym, jak Snape wyprowadził go z Wielkiej Sali, od razu ruszył do swojego pokoju. Trzymał mocno w dłoniach syczącego wściekle węża, który szarpał się, jakby chciał dokończyć swoje dzieło. Dopiero po kilku minutach stania przed przejściem do Pokoju Wspólnego ślizgonów, jego wąż uspokoił się na tyle, żeby wypowiedzieć hasło. Potter wtedy całkowicie ignorując ciekawskie spojrzenia pozostałych w pomieszczeniu uczniów, zamknął się w swoim pokoju na całą resztę dnia.

Był całkowicie pewny, że plotki rozniosą się niczym błyskawica, a nazajutrz każdy będzie wiedział i o upokarzającym artykule, i o występku jego węża. Teraz to już nawet nie ma co liczyć, że kiedykolwiek zdobędzie przyjaciół.

Kiedy został sam, wolny od irytujących spojrzeń, schował się pod kołdrą w swoim łóżku i powoli się uspokajał, wśród otaczającej go ciemności. Nie wiedział, ile tak siedział, ale wystarczająco, aby wąż zrozumiał swój błąd i zaczął go przepraszać.

Harry w głębi swojego umysłu nie miał mu tego za złe. Wyczuł jego emocje, chciał go tylko obronić i nawet mu się to udało. Jedynym minusem było to, że naraził się na niebezpieczeństwo i chyba właśnie dlatego Potter tak bardzo zareagował. Bał się, że jego pierwszy w życiu przyjaciel — mimo że nie był człowiekiem — odejdzie, tak jak wszyscy zawsze to robili. Nadal się tego bał. Był cholernie przestraszony, że dyrektor wezwie go do siebie i z tym swoim niepokojącym uśmiechem powie, że musi się pozbyć jego węża.

Żeby zająć swoje myśli, wyjął wszystkie książki, jakie miał i tworząc swego rodzaju wieże wokół swojej osoby, zaczął czytać jedną z nich. Wziął akurat książkę, którą kupił w księgarni na Pokątnej. Tą sama, z której dowiedział się o wężomowie. Teraz jednak, zamiast od razu przeskakiwać do ciekawiącego go tematu, zaczął czytać od samego początku.

SillencioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz