IV

4.2K 288 221
                                    

Chapter IV- I think it's time to come and see

Wybraniec był całkowicie i niezaprzeczalnie zirytowany. Od kilkudziesięciu minut błąkał się po ciągle tak samo wyglądających korytarzach. Jedyne, co odróżniało je od innych, była różna kolejność drzwi do sal lekcyjnych. Nawet słońce wydawało się padać w dokładnie tym samych miejscach.

Harry się zgubił.

Próbował znaleźć cokolwiek, nawet inaczej ułożone kamienie na podłodze, jednak kiedy po raz któryś już z kolei ominął dokładnie tę samą zbroję — rozpoznał ją po plamce na hełmie — zrezygnowany westchnął i się zatrzymał.

Nie wiedział, gdzie się znajdował, nie potrafił znaleźć drogi powrotnej do lochów, czy chociażby Wielkiej Sali. Wszyscy uczniowie byli na lekcjach, bo tylko jemu przypadł zaszczyt dodatkowego dnia wolnego. Nawet jeśli by nie byli na swoich zajęciach, wiele by nie pomogli. Nie powiedziałby im, że się zgubił, nie zapytałby o pomoc, tylko ciągle błądził, tak samo, jak teraz.

Słyszał głos nauczyciela i sporadyczne odpowiedzi zza jednych z wielu drzwi. Lekcje dopiero co się zaczęły, więc ma całą godzinę chodzenia po pustych korytarzach.

Po rozmowie w gabinecie dyrektora Severus Snape zaprowadził go z powrotem do lochów, gdzie można było już zauważyć obudzonych uczniów. Oczywiście każdy, którego mijali, się na nich gapił, nie próbowali tego nawet ukryć. Harry wrócił do swojego pokoju, w przejściu mijając się z Malfoyem i zaczął czytać dalszy ciąg książki o Animagii. Przeczytał ją całą, a że na razie nie chciało mu się sięgać po książkę z Eliksirów czy magii, postanowił pójść do biblioteki i dowiedzieć się czegoś o Hogwarcie. Jako że z przyzwyczajenia nie był głodny, ominął Wielką Salę, gdzie powoli zaczynało się śniadanie i poszedł dalej. Całe jego zagubienie zaczęło się, kiedy wszedł po schodach.

Ruchomych schodach, czego jeszcze w tamtym momencie nie wiedział.

Znalazł się w kompletnie niepodobnym korytarzu do tych, które zdążył zobaczyć. Różniła się tam atmosfera, trochę jakby korytarz był opuszczony. Wszędzie widniało wiele kurzu, w poniektórych miejscach można było dostrzec nawet pajęczyny.

Potter, widząc, że tym korytarzem nigdzie nie zajdzie, wrócił się. Jednak zamiast w dół, schody za nim prowadziły w górę. Chłopiec zmarszczył brwi i ostrożnie po nich wszedł. Wylądował w kolejnym korytarzu, tym razem zapełnionym uczniami idącymi na śniadanie. Z nową nadzieją na znalezienie biblioteki, Harry ruszył przez korytarz. Wtedy się zgubił. Wydawało mu się, że szedł w górę, potem odkrywał schody w dół, a jednak ciągle był w tym samym korytarzu.

Czy Dyrektor nie mógł wymyślić jakichś map dla pierwszorocznych?

Cały zamek był ogromny, wszystkie lekcje były na zupełnie odległych od siebie częściach, a żeby do nich dojść, trzeba było przejść przez miliony korytarzy. Istniało wielkie prawdopodobieństwo, że właśnie w takim momencie się zgubią. Jak Harry.

Dlaczego wszyscy założyli, że jedenastoletnie dzieci, naiwne i w większości przypadków nadal głupie — oczywiście nie obrażając w tym momencie nikogo — poradzą sobie w przemieszczaniu się po Hogwarcie, widząc go pierwszy raz na oczy?

Wybraniec z każdą chwilą spędzoną w Czarodziejskim społeczeństwie miał coraz więcej pytań. Z każdą minutą zauważał coraz poważniejsze niedoskonałości, których nikt nie potrudził się zmienić. Jakby czarodziejom to nie przeszkadzało.

Właśnie dlatego teraz był zirytowany do granic możliwości. Miał plany jak wykorzystać swój wolny czas, a jego sytuacji nie polepszał śmiejący się z niego wąż. Harry z każdym jego słowem miał coraz większą ochotę po prostu zostawić go na środku korytarza, a nuż jakiś uczeń go nie zauważy i zdepcze?

SillencioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz