XVI

1.4K 114 21
                                    

Chapter XVI- It always starts the same

Ślizgon stał niepewnie na środku sali, wpatrując się w szoku na wirującą dookoła magię. Była mroczna, czuł to, jednak w ogóle mu tu nie przeszkadzało. Był w podziwie jej potęgi, mocy, którą posiadała.

Kiedy po kilku minutach magia zniknęła, mrugnął szybko, pozbywając się mroczków przed oczami. Starszy chłopak podszedł do niego, uśmiechając się krzywo i wyciągając do niego rękę.

Zaczęli swoje lekcje trochę ponad miesiąc temu. Na początku Harry przychodził raz w tygodniu. Tom powoli pokazywał mu potęgę magii. Nie zawsze tej "dobrej", często schodził na mroczne tematy, jednak — co dziwne — te o wiele bardziej go interesowały.

Nie wiedział dlaczego. Uważał, że czarna magia jest ciekawa, wszystkie skutki używania jej, to, co można z niej stworzyć. Możliwości były prawie nieskończone, kiedy przy białej magii wszystko ograniczało się do podstawowych czarów. Tak naprawdę wszystkie "białe" zaklęcia, które były choć trochę bardziej skomplikowane, miały w sobie cząstkę czarnej magii.

Biała magia bez czarnej magii była tylko ozdobą, można było z niej zrobić zaklęcia co najwyżej na poziomie posprzątania kurzu na półce.

Mimo że Tom nie pozwalał mu jeszcze używać magii, tak zdecydowanie widział różnicę w jego lekcjach, a w lekcjach Dumbledore'a. Riddle go uczył. Prawdziwie uczył magii, którą w przyszłości miał nauczyć się posługiwać, kiedy dyrektor prowadził swoje długie monologi — w większości o całkowitych głupotach.

Potter zaczął przychodzić o wiele częściej, kiedy starszy ślizgon pokazał mu komnaty Slytherina za jego posągiem. Harry nigdy w swoim życiu nie widział tak wspaniałej biblioteki. Może i zakurzonej, a niektóre książki były całkowicie zniszczone, jednak to, ile wiedzy i magii się w niej mieściło, onieśmielało go.

Ich spotkania z jednej lekcji na tydzień, zmieniły się na prawie codzienne. Wybraniec przychodził do Komnaty kiedy tylko miał czas. Znikał od razu po swoich lekcjach, już nie chodził do biblioteki Hogwartu — jako że wszystkie interesujące go książki zdążył przeczytać — a na posiłkach pojawiał się może dwa razy w tygodniu.

Tom jednak uczył go tylko czasami. W prawie każdym przypadku dawał mu kilka godnych uwagi książek i siadał gdzieś w kącie pomieszczenia, stapiając się z ciemnością i obserwując go swoim lodowatym spojrzeniem.

Potter na początku był sceptycznie do wszystkiego nastawiony. Z czasem zaczął się powoli otwierać i całkowicie zaufał starszemu chłopakowi. Riddle zawsze odpowiadał na wszystkie jego pytania, nieważne jak wiele ich było, a kiedy sam coś zrozumiał, nagradzał go swoim niebywale rzadkim, ciepłym uśmiechem.

Tom zadbał nawet, aby w komnatach nie było zimno. Kiedy w trakcie jednego z ich spotkań zobaczył, jak Harry trzęsie się z zimna, rozpalił dawno nieużywany kominek. Jako że on sam nie posiadał prawdziwie cielesnego ciała, nie czuł zimna.

Wybraniec był mu za to wdzięczny.

Z każdym kolejnym spotkaniem, starszy ślizgon zdobywał jego zaufanie, aż w końcu Potter ponownie nazywał go swoim przyjacielem.

Być może pragnienie posiadania przyjaciela przyćmiło widoczną kpinę w lodowatych oczach i fałszywe uśmiechy, które zostały mu wysyłane.


Po kilku miesiącach ich lekcji, kiedy cały Hogwart przykrywał śnieżnobiały puch, Harry zaczął używać magii.

Ten wieczór nie wyróżniał się kompletnie niczym od innych. Wybraniec jak zwykle z pomocą swojego węża zszedł do Komnaty Tajemnic z nikłym uśmiechem na ustach, przyciskając do siebie przeczytane już książki. Miał zamiar odnieść je do biblioteki w Komnacie i wziąć kolejne, które Tom mu wybierze.

SillencioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz