V

3.8K 257 147
                                    

Chapter V- Don't ever walk alone boy

To nie tak, że robił to specjalnie.

Starał się robić dokładnie to, co widział w książce. Wiele razy sprawdzał, czy robił dobrze, upewniał się, co do swoich ruchów. Jednak nadal mu nie wychodziło. Ciągle popełniał jakiś drobny błąd, gubił któryś z kroków, dodawał zły składnik. Z każdym kolejnym zirytowanym spojrzeniem od nauczyciela, denerwował się coraz bardziej. Jego ręce zaczynały drżeć, przez co nie mógł się skupić, nie potrafił pokroić składników na równiutkie części, wsypywał za dużo, jego mieszanie nie było idealnie płynne.

To naprawdę nie tak, że chciał to zepsuć.

Kiedy jego kociołek wybuchł po raz kolejny, Harry położył głowę na blacie i zacisnął dłonie w pięści. Cała lekcja. Minęła cała godzinna lekcja, przy robieniu najprostszego z eliksirów. Niesamowicie dłużąca się godzina wybuchów i coraz gorszych spojrzeń Snape'a.

Nie udało mu się tego zrobić.

Za każdym razem, kiedy zauważał, że zrobił błąd, Severus od razu czyścił jego kociołek. Wtedy Harry zaczynał od nowa, pod czujnym okiem nauczyciela. Nawet w całkowitej ciszy niezmąconej żadnymi uwagami, nie potrafił się skupić. Ciągle się czymś rozpraszał, wzdrygał się przy najmniejszym dźwięku, a fakt, że klasa była całkowicie zacieniona, wcale nie polepszał jego sytuacji.

Po wejściu do klasy, kiedy tylko Harry usiadł na swoim miejscu, Mistrz eliksirów podał mu pergamin i usiadł przy biurku, obserwując go uważnie. Wybraniec spojrzał na kartkę i uniósł brwi. Na pergaminie widniało pięć pytań, z czego znał odpowiedź tylko na dwa z nich. Nie miał pojęcia, czym jest korzeń asfodelusa, a przeczytał prawie pół podręcznika do eliksirów dla pierwszorocznych. Tak samo było z nalewką z piołunu i fasolką sopophorusa.

Miał dziwne podejrzenie, że pytania nie były tylko z pierwszego roku.

Wyjął swoje pióro i odpowiedział na drugie i trzecie pytanie odnośnie eliksiru, który akurat warzył — a raczej miał uwarzyć — na lekcji. Odsunął od siebie pergamin i uniósł brew, patrząc na nauczyciela. Snape rzucił tylko okiem na zapisane przez jego koślawe pismo odpowiedzi i stanął nad nim.

— Panie Potter, eliksiry są niebywale ważną i skomplikowaną sztuką. Wszystko trzeba przygotowywać z idealną precyzją i pewnością. Kiedy opanuje się je na poziomie co najmniej zaawansowanym, można uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć. Mam znikomą nadzieję, że chociaż ty nie okażesz się takim bałwanem, jakich zwykle mam nieprzyjemność nauczać.

Harry przełknął cicho ślinę i kiwnął niepewnie głową. Otworzył książkę na podanej mu stronie i uspokoił się odrobinę, widząc znany przez niego temat. Poszedł szybko po potrzebne składniki i zaczął pracować.

Na początku szło mu całkiem dobrze. Robił wszystkie kroki podane w książce z dokładną precyzją, pod czujnym okiem profesora. Pod koniec jego eliksir miał dobry odcień niebieskiego i kiedy Harry myślał, że skończył go niemal perfekcyjnie, wybuchł. Tak po prostu, bez żadnego dodatkowego składnika czy mieszania. W szoku patrzył na prawie pusty kociołek, słysząc szybkie kroki Mistrza eliksirów.

Profesor stanął obok jego ławki i zaczął mruczeć pod nosem coś, co — tego Harry był całkiem pewien — brzmiało jak przekleństwa na jego osobę. Zanim otrząsnął się z chwilowej zadumy, eliksir w kociołku zniknął, tak samo jak mamroczący nauczyciel, który wrócił na swoje miejsce przy biurku.

— Zacznij od nowa.

Potter skinął lekko głową i ponownie poszedł po składniki. Tym razem skupił się mniej. Myślami był przy tym, dlaczego jego eliksir wybuchł. Kiedy jednak nie wymyślił żadnego logicznego powodu, westchnął cicho i całą swoją uwagę skupił na delikatnym i płynnym mieszaniu zgodnie ze wskazówkami zegara.

SillencioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz