21. Chcę zostać sam.

210 30 52
                                    

Lena

- Lena - usłyszałam głos Michaela po pewnym czasie.

Nie miałam ochoty cokolwiek powiedzieć. Nie miałam ochoty nawet na niego spojrzeć. Myślami byłam tam za drzwiami, trzymając Ashtona za rękę.

Oddychałam za nas oboje.

- Lena...rozmawiałem z Diego - odezwał się znowu po chwili.

- Wiesz co się tam dokładnie stało? - zapytałam ściszonym głosem, nawet nie otwierając oczu.

- Te siedem strzałów na koniec to były Ashtona i Archiego, Ashton dostał trzy razy, w tym na szczęście dwa w kamizelkę kuloodporną, za to jeden trafił w rękę, ale...potem podbiegł do niego Lewis, podobno coś do niego powiedział i potem oddał ten ostatni strzał, który słyszeliśmy i uciekł, Diego widział to z daleka, wyciągał wtedy Alexa, sam był ranny i nie dał rady mu pomóc - oznajmił.

- Archie nie żyje? - zapytałam od razu.

- Nie, zmarł kilka minut temu - odpowiedział, po czym na niego spojrzałam.

Czyli Ashton go zabił. Tak jak chciał.

- Diego ma niedługo tutaj przyjechać, na razie jest na komisariacie - odparł na koniec.

- Nie trafi do więzienia? - spytałam.

- Wątpię, da sobie radę - wtrącił się Calum.

Nagle drzwi obok mnie się otworzyły, na co od razu wstałam. Zdrętwiał mi tyłek od zimna, a na nogach ledwo mogłam ustać, więc od razu oparłam się o ścianę.

- Co z nim? - zapytałam od razu lekarza.

- Jego stan jest ciężki, ale stabilny, wszystko okaże się w ciągu dwudziestu czterech godzin - poinformował nas, patrząc na każdego po kolei.

Zaraz za nim dwóch facetów właśnie prowadziło szpitalne łóżko, na którym leżał Ashton.

- Mogę z nim zostać na noc? - spytałam błagalnie.

- Jest tutaj pod dobrą opieką, niech pani wróci do domu i...

- Nie ma mowy, zostaje tutaj - odparłam wkurzona i odepchnęłam się od ściany.

- W takim razie proszę zostać na korytarzu...

W tym momencie przestałam go słuchać. Szłam za dwoma facetami, cały czas patrząc na Ashtona.

- Przeżyjesz, musisz żyć - szepnęłam do niego.

- Proszę tu zostać - powiedział nagle jeden z panów.

- Nie mogę być z nim razem w sali? - zapytałam od razu.

- Nie, jeżeli wszystko będziesz dobrze, będzie mogła pani odwiedzić go jutro rano - odpowiedział drugi.

- Dobrze, poczekam - odparłam zirytowana i usiadłam dokładnie naprzeciwko sali.

Tym razem na krześle.

Spojrzałam na numer na drzwiach.

20.

Właśnie pod takim numerem spaliśmy w pokoju hotelowym, gdy udało im się mnie uratować. Od razu moje myśli przeniosły się do tamtej nocy.

- Tak bardzo się o ciebie bałem, przepraszam za to wszystko - szepnął, odsuwając się na moment.

Jego głos się lekko załamał.

- Już przestań, jestem tu teraz z tobą, żyję, to chyba najważniejsze - oznajmiłam z lekkim uśmiechem.

- Tak, to jest dla mnie najważniejsze - odparł, uśmiechając się i wpatrując się intensywnie w moje oczy.

Mystery boy | A.I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz