I Koślawa dziewczyna, koślawy chłopiec

862 46 57
                                    

Pod spodem znajduje sie oryginał mojego tekstu. Za poprawki w wersji angielskiej odpowiada: HenvryTheLittleBitch Dzięki wielkie! 


Minerwa popatrzyła na swojego kolegę z głębokim smutkiem w oczach.

‒ Mogę cię zapewnić, że nie jest to w żadnym stopniu akt miłosierdzia. Po prostu pomyślałam sobie, że może zechciałbyś z nami zostać. Na Merlina, Severusie uczysz w Hogwarcie niemal odkąd ukończyłeś edukację, a to coś przecież znaczy!

Jego mimika twarzy powiedziała jej wszystko, nie było potrzeby uciekać się do magii, by mógł się odezwać. Jego usta zacisnęły się, oczy zwęziły a brwi złączyły. W momentach, gdy twarz mężczyzny pokazywała takie emocje, dyrektorka nie dziwiła się już, że wielu uczniów gotowych salwować się ucieczką na ledwie przelotny widok swojego Mistrza Eliksirów.

‒ Masz więc zamiar nas opuścić, prawda? ‒ zapytała z głęboką troską w głosie.

Odpowiedział jej krótkim skinieniem głowy.

Siedzieli w jej gabinecie, zajmowanym uprzednio przez Albusa Dumbledore'a a potem samego Snape'a.

Minerwa westchnęła I oparła czoło na samych koniuszkach palców. Wydawała się zmęczona, tak samo jak i on. Głowa bolała ja już od jakiegoś czasu, lecz odmawiała przyjmowania eliksirów przeciwbólowych ‒ czuła się po nich skołowana. A nie mogła być. Nie teraz, nie gdy tak wiele rzeczy musiało zostać ustalonych. Nowy rok szkolny rozpoczynał się już za pięć tygodni, a ona nie zdążyła jeszcze zrobić tak wielu rzeczy. Cierpieli na niedobór personelu. Brakowało nauczyciela Mugoloznawstwa. Brakowało nauczyciela Zaklęć. Jak zwykle nie mogli znaleźć nikogo chętnego uczyć Obrony Przed Czarną Magią. I oczywiście pojawił się problem z Mistrzem Eliksirów.

Ogromne obszary zamku zostały zniszczone podczas Bitwy. A jakkolwiek wszyscy w Ministerstwie Magii nie byliby wdzięczni za ich ofiarność, nikt nie przybył by udzielić pomocy z ogarnięciem całego bałaganu, w którym wojna zostawiła Hogwart. Minerwa czuła się tak samotna i porzucona przez wszystkich... Albus zmarł ponad rok temu. Od tamtego momentu, nastały czasy chyba najtrudniejsze w całym jej życiu. Flitwick podjął decyzje o przejściu na emeryturę. Nie mogła go za to winić, tak jak nie winiła Snape'a za nie posiadanie ochoty do dalszego pozostawania z nią tu, na gruzach Hogwartu. Tylko jak miała odbudować bez nich szkołę? Nawet jeśli Snape miał w zwyczaju być dla innych wrednym przy każdej okazji, reszta kadry nauczyła się jeśli nie lubić, to chociaż rozumieć go i szanować. Minerwa znała Mistrza Eliksirów zbyt długo i, z powodu Albusa, nazbyt dobrze, by nie kochać go w niemal matczyny sposób. Dostrzegała jego cierpienie przez minione dwie dekady. Zawsze było jej go żal. A teraz jego oczy były jeszcze bardziej puste niż kiedykolwiek, twarz stała się niczym gliniana maska, nie mógł nawet dobyć własnego głosu z gardła. Wiedziała to w chwili, gdy obudził się w Skrzydle Szpitalnym kilka dni po Bitwie: utraciła resztę woli do życia.

Harry był bezpieczny. Nie był już nic winien Lily ‒ nie było już nic więcej, co mógłby zrobić dla chłopca. Był pusty, wyczerpany a jego dalsza egzystencja bezsensowna.

Obawiała się tego, co mógłby robić, gdyby opuścił Hogwart: mężczyzna bez rodziny, bez pracy. Żadnych hobby, poza rujnowaniem żyć swoich uczniów.

Stara kobieta westchnęła znowu. Musiała coś wymyślić i to szybko. Potrzebowała go tu, a on potrzebował miejsca, w którym mógł się zatrzymać i pracy by skupić na niej swoje myśli.

‒ Znajdziesz kogoś na moje miejsce Minerwo, jestem tego pewien ‒ usłyszała głos wibrujący w jej głowie. Używali uroku pozwalającego mu komunikować się bezpośrednio z umysłem rozmówcy.

Deep bruises of war (tłumaczenie) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz