II Mistrz tortur

757 46 25
                                    

Zgodnie z obietnicą, pod spodem wkleiłam oryginał mojego tekstu.


Martwa cisza otoczyła ją w tym samym momencie, w którym przekroczyła próg zamku. Hermiona zatrzymała się pośrodku Sali Wejściowej i rozejrzała. Tak wiele lat, tak wiele wspomnień. Niestety te miłe i radosne niemal zatarły się w jej pamięci. Mroczne pozostałości śmierci, cierpienia i katastrof zapełniały swoje prawowite miejsce w jej umyśle, wpędzając młoda czarownicę w melancholię.

Dobro wygrało wojnę. Tak powtarzano jej już wiele razy. Lecz jak wiele dusz musiało zostać pożartych przez wiecznie nienasyconą maszynę zwycięstwa? Pomimo, że znała już cenę, którą przyszło im zapłacić, wciąż nie potrafiła zdecydować, czy było warto.

Stała i patrzyła się na ogromny otwór w sklepieniu hallu. Jedynie zaklęcia broniły zamek przed podbiciem przez zimną, mglistą pogodę. Lecz nadal w środku było lodowato, chłodniej niż zapamiętała.

Wszystko przez te kominy – pomyślała.

Większość palenisk nie mogła wrócić do użytku, gdyż mnóstwo kominów zostało zrujnowanych w trakcie Bitwy. Hermiona zamrugała i potrząsnęła lekko głową, by powrócić z powrotem na ziemię. Miała spotkanie, na którym musiała się zjawić a i tak była już na nie spóźniona z powodu pewnych perturbacji w transporcie. Minerwa zrozumie, już wysłała starszej czarownicy patronusa z informacją o swoim niewczesnym przybyciu. Lecz co z mężczyzną, z którym miała pracować? Nigdy nie był specjalnie cierpliwym i łatwym w obyciu człowiekiem. Tak naprawdę, to robił wszystko by zdewaluować każdego, kogo mógł dosięgnąć swymi dosadnymi komentarzami, nawet jeśli nie było żadnego dobrego wytłumaczenia dla jego impertynencji. Nazywali go dupkiem, czasami draniem. Nadawali mu przydomki, których nie potrafiła już sobie przypomnieć. Zawsze był bardziej wredny dla niej i reszty Gryfonów niż wobec pozostałych uczniów, których i tak zdawał się nienawidzić. Pośród innych rzeczy, które wydawały się dziwne w Severusie Snapie, Hermiona nigdy nie zdołała zrozumieć właśnie tej. Dlaczego oni? Czemu właśnie Gryfoni? Harry powiedział kiedyś, że miał ku temu bardzo poważne powody, ale nigdy jej tego nie wytłumaczył, gdyż przysiągł mężczyźnie milczenie.

Pamiętała, jak ich opinia o tym trudnym człowieku zmieniała się gwałtownie kilkakrotnie podczas ich szkolnych czasów. Jej własna ewoluowała w końcu w rezerwę i głęboki szacunek. Był przecież bohaterem i to takim prawdziwym. Nie z rodzaju czczonych przez tłumy, ani którego portrety i posągi byłyby entuzjastycznie witane w przestrzeni publicznej. Był kiedyś Śmierciożercą. Jego sylwetka rzucała długi cień tajemnicy i niepokoju na ludzi, z którymi przebywał. Nikt poza Harrym, nie wiedział na pewno, którą ze stron rzeczywiście zajął podczas obu wojen. Został ogłoszony niewinnym jakichkolwiek zbrodni przez Wizengamot. Wciśnięto mu Order Merlina Pierwszej Klasy.

Tak, Hermiona zawsze widziała to w ten właśnie sposób: dla niego nie była to nagroda, ani zadośćuczynienie za jego ogromne poświęcenie. Była to wymuszona kurtuazja, której według siebie nigdy nie był wart. Przyglądała mu się w Ministerstwie, gdy wręczano im Ordery. Miał ten sam wyraz twarzy, co ona: głębokiej frustracji i poczucia obcości, wszystko to pośród gadaniny i radosnych śmiechów reszty zebranych osób.

Zaczęła nienawidzić pogaduszek i głupiego ględzenia na przyjęciach. Było dla niej niezrozumiałym, jak dobrze jej przyjaciele radzili sobie po tych wszystkich okropieństwach wojny. Może ona zawsze była zepsuta? Dlaczego inaczej, jako jedna z nielicznych, czułaby się w tak niewymownie okropny sposób? Patrzyła się wtedy tępo na Snape'a, wreszcie znalazłszy kogoś z bardzo podobnym problemem. Jak bardzo zagmatwane było jego życie? Gapiła się. Lecz on nie dał po sobie poznać, by to zauważył, ani się nie obejrzał.

Deep bruises of war (tłumaczenie) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz