VII Nietoperz, lwica i stary głupiec

566 44 14
                                    

Całą resztę nocy przespała bez nawet jednego koszmaru: słodki mrok i upragniona nieświadomość spłynęły na nią gdy tylko zamknęła oczy. Było to ciepłe i pełne bezpieczeństwa uczucie, a jednak ‒ dziwaczne. Leżąc następnego ranka w swoim łóżku, Hermiona nie potraf,iła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio obudziła się tak odświeżona; udało jej się nawet uśmiechnąć.

Jednak rzeczywistość nie była tak radosna. Snape siedział teraz zapewne w gabinecie dyrektorki, obgadując ją z Minerwą, opowiadając kobiecie wszystko, o nocnych eskapadach swojej młodej praktykantki. Na sama myśl o tym, zrobiło jej się niedobrze.

Chrzanić go i jego wścibski sposób bycia!

Czemu po prostu nie zostawi jej w spokoju? Hermiona nie miała żadnych wątpliwości, że wolałaby umrzeć gdzieś w czeluściach Hogwartu niż zostać obdarowaną nielimitowaną przyjemnością z obecności Mistrza Eliksirów w chwilach największej słabości. Nie zrobiła nawet niczego złego. Była teraz członkiem grona pedagogicznego; chodzenie nocą po korytarzach nie było tylko jej przywileje, ale, przede wszystkim, obowiązkiem. A mimo to, Snape najwyraźniej chciał dostać jej głowę na srebrnej tacy. Wyglądało to tak, jakby w jego oczach wciąż była jedynie krnąbrnym, głupim uczniakiem, którego należało ukarać za niestosowne zachowanie.

Zacisnęła zęby. To nie miało prawa się wydarzyć, nie zanim całkiem postrada rozum.

Wstała z łóżka i wzięła ręcznik, kierując się w stronę łazienki. Nie potrafiła się zdecydować, co powinna uważać za bardziej palący problem: swój gniew, czy głód. Usłyszała jak jej żołądek burczy, żądając posiłku a coś w jej brzuchu kurczyło się boleśnie z głodu.

Słodki Merlinie, ‒ pomyślała, ‒ po raz pierwszy od wojny jestem naprawdę głodna.

Mimo wszystko śniadanie musiało poczekać: pogawędka z jej byłym profesorem a przyszłym współpracownikiem była ważniejsza niż jej podstawowe potrzeby. Ubrała się więc, doprowadziła włosy do znośnego stanu i pędem opuściła swoją kwaterę.

Znalazła go w jego komnatach, siedzącego spokojnie w fotelu. W tym samym momencie, w którym usłyszała chłodne choć wystarczająco uprzejme „Wejść", nabrała pewności, że była przez Snape'a oczekiwana.

‒ Co sprowadza cię tu tak wcześnie rano, panno Granger? Czy to nie noce są twoją naturalną porą aktywności? ‒ zadrwił.

Hermiona zacisnęła usta.

‒ Dlaczego mi pan pomaga, profesorze? ‒ zapytała.

‒ Słucham? ‒ Snape uniósł brwi.

‒ Zawsze znajduje się pan blisko, gdy mam swoje...

‒ Nazywamy to atakami paniki, panno Granger ‒ niemal się uśmiechnął wypowiadając te słowa.

‒ Tak... dziękuję profesorze za uprzejme przypomnienie... ale, jak mówiłam, wydaje mi się dziwne, że zawsze jest pan w pobliżu, chętny do pomocy...

Snape syknął.

‒ Och, może pani być pewna, panno Granger, że nie jestem w żadnym razie chętny ani pani pomagać ani robić niczego innego w pani kierunku.

‒ Więc dlaczego zawsze pomaga mi pan dotrzeć do moich kwater?

Zawahał się przez moment. Przez mgnienie w jego oczach można było dostrzec cień wątpliwości.

‒ Ponieważ, jak już niejednokrotnie mówiłem, Minerwa obdarłaby mnie żywcem ze skóry, gdybym się tobą nie zaopiekował. A poza tym, wiem, jak się teraz czujesz, Granger. Jestem zaznajomiony zarówno z bólem, jak i szokiem oraz, co jest jeszcze istotniejsze w tej sytuacji, skutkami powyższych. Nie oceniam cię, ale też cię nie żałuję. To, co teraz przeżywasz jest zasłużoną nagrodą za twoje bezmyślne czyny z przeszłości. Nie żyje obecnie zbyt wielu ludzi, którzy zrozumieliby, co się z tobą teraz dzieje. Wygląda na to, że jestem twoją ostatnią nadzieją. Co oczywiste, nie jesteś zadowolona, że to właśnie ja mam ci pomóc pozbierać się do kupy, nie da się tego nie zauważyć, ale, wierz mi lub nie, ja również nie skaczę z radości. Możesz współpracować, lub się opierać, jak zawsze miałaś w zwyczaju. Wszystko w tym względzie zależy od ciebie.

Deep bruises of war (tłumaczenie) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz