XVIII. Podstępna buteleczka

261 24 0
                                    

OSTRZEŻENIE! Temat samobójstwa.

Opinie wyrażone w narracji są opiniami bohaterów, nie autorki. Moją intencją nie jest ani wyśmiewanie osób z problemami psychicznymi ani zachęcenie nikogo do samobójstwa. Choroby i zaburzenia psychiczne to poważny temat i jako taki staram się go prezentować, a z uwagi na to, moi bohaterowie prezentują czasem skrajne stanowiska, odpowiadające ich obecnemu stanowi umysłu.


Jeśli jesteś wrażliwy/a na powyższy temat, nie czytaj. Jeśli potrzebujesz pomocy lub wiesz, że ktoś wokół ciebie boryka się z zaburzeniami nastroju, możesz zasięgnąć rady specjalisty lub zadzwonić na odpowiednią infolinię.

Do mieszkania dotarła z jedną, dręczącą ją obsesyjnie myślą.

Musiała wszystko zakończyć. Wszystko co jej się ostatnio przytrafiało.

Bo choć tak długo walczyła, nie udało jej się dzięki tej walce niczego osiągnąć. Zupełnie niczego.

Samotna i udręczona, żyła na samym skraju szaleństwa. Jak mogła sądzić, że w takim stanie, nie potrafiąc zadbać nawet o samą siebie, zdoła udźwignąć rolę nauczycielki?

Nie. Przez cały ten czas tylko się okłamywała. Teraz nie potrafiłaby sobie wystarczająco zaufać... Nie gdy jej umysł wciąż płatał nowe figle.

Musiała się ukryć, musiała zrezygnować.

Ale jakże by mogła?

Wstyd tylko przygniatał ja bardziej, niszcząc pozostałe w niej ostatki człowieczeństwa.

Więc nie dostrzegała dla siebie żadnej drogi ucieczki.

Żadnego innego wyboru.

Drżącymi dłońmi otworzyła szafkę w salonie i przyjrzała się małej buteleczce, którą była ukradła z magazynku Snape'a. To było to. Jej koniec.

Poszła do kuchni, by odkorkować flakonik.

Może powinna napisać list?

Nie, to byłoby żałosne...

To zostawiłoby jej czas do namysłu. A Hermiona nie chciała już dłużej myśleć o niczym.

*

Gdy wreszcie znalazł się pod właściwym adresem, Snape nie zawracał sobie głowy pukaniem ani korzystaniem z dzwonka. Coś podpowiadało mu, że jedynie zaskoczeniem zmusi ją do opuszczenia gardy. Nawet dla niego, ostatnie dziwaczne i nieprzewidywalne poczynania kobiety, czyniły niemal niemożliwym okiełznanie jej wahań nastroju. Zapewne i by mu nie otworzyła, zbyt przerażona, że przyprowadził ze sobą aurorów.

Odblokował więc po cichu zamek odpowiednim zaklęciem i wszedł do mieszkania. Z początku trafił do niewielkiego, kwadratowego przedpokoju, w którym królował pojemnik na parasole do złudzenia przypominający miedziane wiadro. Tu natrafił na kolejnych troje drzwi. Te naprzeciwko były zamknięte, wyposażone w niewielkie okienko z przydymionego szkła; te zapewne skrywały łazienkę. Wejście do sypialni było otwarte i, dzięki odbiciu w sporym lustrze, Snape szybko upewnił się, że nie tam powinien szukać swojej zguby. Ostatnie, uchylone, musiały kryć salon z aneksem kuchennym. W szparze między drzwiami a framugą, czerwonawy blask zachodzącego słońca odbijał się w metalowych powierzchniach zlewu, lśnił na kubkach i szklankach.

Postanowił, że właśnie od kuchni rozpocznie poszukiwania. Ruszył przed siebie różdżką w dłoni.

Być może powinien dać znać o swojej obecności, zamiast skradać się po jej domu jak zboczeniec...

Nie, Granger i tak będzie próbowała atakiem lub ucieczką uniknąć kolejnej słownej konfrontacji. A on nie znał innego miejsca, w którym mógłby jej szukać. Na samą myśl, że musiałby podróżować aż do Australii, by przeczesywać całą wyspę w nadziei znalezienia kryjówki rodziców dziewczyny...

Dostrzegł coś na dnie zlewu: okrągły kształt, który przykuł jego wzrok podejrzanym połyskiem. Zastygł, wpatrzony w przedmiot, którego bardzo nie chciał zobaczyć. Z jakiegoś powodu, właśnie tego się jednak spodziewał.

Pustej buteleczki.

Buteleczki pochodzącej z jego osobistych zapasów.

Więc po raz kolejny go okradła.

Kiedy to zrobiła?

Podczas tych wakacji, czy może jeszcze w trakcie wojny?

Czuł jak gotuje się w nim od gniewu, ale to nie miało teraz większego znaczenia. Sięgnął po fiolkę, ostrożnie powąchał i zaklął w myślach.

Zabrała jedną z najsilniejszych trucizn. Tę, na którą nawet bezoar stanowił jedynie częściowe lekarstwo. I to tylko, jeśli nie było za późno.

Jeśli ON nie zjawił się za późno.

Przeklinając własną dumę i głupotę, Snape wszedł do salonu.

Oto była: leżąca na sofie, z rękami rozrzuconymi po obu stronach głowy, jej włosy w kompletnym nieładzie.

Nie poruszała się.

Warknął.

Więc jednak się spóźnił.

Deep bruises of war (tłumaczenie) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz