Dzisiaj krótko, bo też i rozdział, który tłumaczyłam był własnie taki mizerniutki. Ale zrobiłam to specjalnie z myślą o AgataMatczak.
Następnego dnia Severus Snape zatrzymał ją w drzwiach, gdy opuszczała Wielką Salę z myślą rozpoczęcia kolejnych prac remontowych na dachu zamku.
‒ Czyś ty kompletnie postradała rozum? ‒ zapytał szorstko. Przełknęła ślinę. Słyszała jego głos, chociaż usta mężczyzny pozostawały zaciśnięte i nieruchome. To za każdym razem budziło w niej dziwne sensacje.
‒ O czym pan mówi, profesorze? ‒ Brwi Hermiony uniosły się, a ona zadarła nieco głowę, jedynie na tyle, by spojrzeć mrocznemu mężczyźnie prosto w jego zimne oczy.
‒ Zwracasz się w taki sposób do Minerwy... ta kobieta nie zasługuje na twój gniew... jak i na niczyj inny.
‒ Och, więc teraz ma pan zamiar, profesorze, marnować mój czas udzielaniem mi swoich bezcennych rad?
‒ Marnuję twój czas, czy dobrze słyszę?
Patrzyła na niego ‒ z tego, co był w stanie ocenić ‒ miotając z oczu wściekle płomieniami, którymi, gdyby tyko były prawdziwe, mogłaby podpalić wszystko wokół tylko po to, by spalić jego, Severusa Snape'a, a potem pogrzebać pod grubą warstwą popiołu.
‒ Czy naprawdę pan sądzi, że jest pan tą konkretna osoba, u której szukałabym porady? Tworzymy koszmarny duet. Pomijając nasza ostatnią konwersację, możemy się co do tego jednogłośnie zgodzić.
Na usta Mistrza Eliksirów wypłynął lekki uśmieszek.
‒ Więc masz zamiar teraz ze mną walczyć moją własną bronią?
‒ Jeśli zostanę do tego zmuszona, oczywiście.
‒ Zmuszona... ‒ Uniósł brwi.
‒ Tak, ja... ‒ już nie była taka pewna siebie, mógł to łatwo odczytać z wyrazu jej oczu, ze sposobu w jaki jej ciało nagle się napięło. ‒ Przemyślałam pańską hojną ofertę, profesorze...
‒ I do czego doszłaś? Nie każ mi czekać, panno Granger, wprost umieram z ciekawości ‒ zadrwił. ‒ Czy naprawdę chcesz zobaczyć jak padam trupem u twoich stóp? ‒ Uśmiechał się okrutnie.
‒ Nie życzę panu śmierci ‒ powiedziała z goryczą, biorąc jego czarny humor zupełnie na poważnie, chociaż wciąż była na niego wściekła.
Chociaż może to właśnie stanowiło powód, dla którego nie zauważyła dowcipu w jego głosie? W tym momencie złość niemal zupełnie ją oślepiała, jak mógłby ją zresztą za to potępiać, był przecież niczym mniej, ale tez niczym więcej jak kawałem wrednego, starego gnoja.
Skrzywił się i z aprobatą skinął głową.
‒ Bardzo dobrze ‒ rzekł zimno. ‒ Zapewniam, że asystowanie ci w walce z twoimi demonami nigdy nie było moim celem. W zupełności wystarczają mi moje własne.
Potem odszedł.
Stała przez chwilę skonfundowana, starając się zrozumieć, co tak naprawdę właśnie się wydarzyło. Po kilku dobrych minutach, nadal nie znając odpowiedzi na dręczące ja pytanie, zdecydowała, że dalsze wysiłki są bezsensowne, a stanie w samym przejściu z głupią mina na twarzy odziera ją z resztek ludzkiej godności.
Ruszyła wreszcie by nadgonić nieco pracę we wschodnim skrzydle.
Naprawy nie szły zbyt dobrze od ostatnich kilku dni. Pogoda pogorszyła się tak bardzo, że stała się nie do zniesienia dla wszystkich pracujących, nie wspominając już o osobach oddelegowanych do reperowania cholernego dachu. Hermiona musiała przyznać, że było to jeszcze gorsze zajęcie niż czyszczenie brudnych kociołków z ich obrzydliwej zawartości na szlabanach u Snape'a: po dniu spędzonym na zewnątrz, w ulewnym deszczu, lochy wydawały się jej miejscem ciepłym i przytulnym. Oczywiście, że starali się ochraniać przy pomocy czarów, ale te nie były warte zachodu ‒ trwały zbyt długo, wymagały zbyt wiele wysiłku od rzucającego.
Była więc kompletnie przemoczona, gdy wreszcie zdecydowała, że na dzisiaj ma już dosyć. W drodze powrotnej zahaczyła nawet o Skrzydło Szpitalne w poszukiwaniu porcji Eliksiru Pieprzowego, jednak, niestety Madame Pomfrey akurat skończyły się zapasy.
‒ Wszyscy tu przychodzą, kochana ‒ powiedziała starsza czarownica z głębokim żalem w głosie. ‒ Cali przemarznięci i ciągający nosami niczym dziki polujące na trufle.
Hermiona zmusiła usta do uprzejmego uśmiechu. Tym rzem starała się uważać na to, jak się zachowuje. Wystarczająco już najadła się wstydu z powodu swojego niestosownego zachowania wobec Minerwy i wolała uniknąć pokutowania za kolejne grzechy.
‒ Nie ma problemu ‒ powiedziała, chociaż było to wierutne kłamstwo. ‒ Jakoś sobie poradzę, Poppy. Nie martw się o mnie. Jutro zajrzę tu znowu. Czy mogłabyś zostawić mi buteleczkę albo dwie lub zafiukać gdy już profesor Snape dostarczy świeże zapasy?
Starsza czarownica rozważała coś przez moment.
‒ A może byłabyś tak miła i oddała mi małą przysługę? Mogłabyś pójść i zapytać go teraz? Wciąż mam jeszcze mnóstwo pracy, a już dawno powinnam być u Minerwy. Biedaczka, cierpi ostatnio na okropne bóle głowy.
Hermiona jedynie skinęła głową, zbyt zakłopotana by skonstruować jakąkolwiek sensowną wypowiedź. Jeśli wcześniej czuła wyrzuty sumienia, teraz miała się za kompletnego dupka.
‒ Dziękuję, Hermiono. Jakaż to ulga mieć cę tu, na miejscu!
Ależ oczywiście ‒ pomyślała gorzko.
Jednak na jej twarz wypłynął uśmiech i odeszła bez słowa. Rzucając na siebie czar suszący, zaczęła schodzić po schodach by znów spotkać JEGO, swojego największego antagonistę, Człowieka-Bez- Skrupułów (w kwestii złośliwości oczywiście), pieprzonego Severusa Snape'a.
CZYTASZ
Deep bruises of war (tłumaczenie) ZAKOŃCZONE
Fiksi Penggemar"Wojna jest okrutna, mawiają. Wojna potrzebuje ofiar. Słusznie - pomyślała." Bitwa o Hogwart została wygrana, lecz zwycięstwo ma gorzki smak co najmniej dla dwojga spośród ocalałych. Hermiona straciła rodzinę i przyjaciół, zaś Snape sens życia, któr...