Rozdział 4

16 1 2
                                    

POV ABI
Rozmowa z mamą pozwoliła mi odciąć się na chwilę od niepokojących myśli. Rozprawiałyśmy o planach na zbliżające się wakacje. Obie doszłyśmy do wniosku, że potrzebne nam będzie wyrwanie się stąd na jakiś czas. W tym momencie jeszcze nie byłam świadoma, jak bardzo te plany ulegną zmianie. Uznałyśmy z mamą, że spróbujemy przekonać tatę do wyjazdu na Malediwy. Już dawno marzyłam o pojechaniu na egzotyczne wyspy i powygrzewaniu się na plaży. Po namyśle doszłyśmy jednak do wniosku, że nie powiemy ojcu; zarezerwujemy lot i hotel, i zrobimy mu niespodziankę. To był plan doskonały. Tak, pozostała tylko realizacja.

Szliśmy tak już od dobrych dwudziestu minut i w końcu Lili zaczęła dawać mi znaki, że powinniśmy już wrócić. Zawołałam tatę, który szedł lekko przed nami, a wtedy wszyscy usłyszeliśmy przeraźliwe wycie. Dochodziło z głębi lasu i było słyszalne chyba tylko dlatego, że nie był to tylko jeden wilk, co dało się bez problemu wychwycić. Po plecach przeszły mi ciarki, a włosy stanęły dęba. Dźwięk był tak przerażający, że na chwilę stałam jak wryta, a potem pędem rzuciłam się z Lili i rodzicami w stronę domu. Kiedy zmachana dobiegłam do drzwi frontowych, zorientowałam się, że wycie ucichło. Cicho jak makiem zasiał. W mojej głowie zrodziło się pytanie: co takiego musiało się dziać, że to wycie było aż tak przejmujące? 

POV SETH
Wszyscy skamienieliśmy i nasłuchiwaliśmy odgłosów dobiegających nie dalej, niż ze stu metrów. Kiwnąłem, a wszyscy cichutko ruszyliśmy w kierunku, z którego dobiegały dźwięki. Kiedy byliśmy już bardzo blisko, przystanęliśmy, czujne sprawdzając, czy nie natkniemy się na żaden patrol. Gdy byliśmy w miarę pewni, że nie wpadniemy, podeszliśmy tak blisko, iż między nami a tymi prowadzącymi rozmowę pozostał tylko wąski pas krzewów. Słuchaliśmy, gdy obcy rozprawiali:

— Wy, osły, jak mogliście zaatakować bezbronnego człowieka? — wrzeszczał najpewniej przywódca.

— Ja… Bo my... — jąkał się ktoś. — Bo my natknęliśmy się na niego i nie wiedzieliśmy, co mamy zrobić. Przecież nie mogliśmy pozwolić, żeby rozgadał się o nas — wydukał wreszcie jeden z winowajców.

— Trzeba było zostawić go w spokoju! — warknął ten pierwszy. — Byłoby mniej problemu, bo uznaliby, że bredzi i puściliby to mimo uszu, a teraz? Będą się zastanawiać. Co z was za durnie?!

Jeden z naszych cicho parsknął, chciałem go upomnieć, ale już było za późno. Tamci przerwali rozmowę i zaczęli węszyć. Chciałem wycofać chłopaków, ale w tym momencie z tyłu dobiegło nas głuche warknięcie. Nie mieliśmy wyjścia. Musieliśmy wyjść z ukrycia. Z niepewnością i bojowym nastawieniem wyszliśmy na bardzo niewielką polanę. Stało tam troje wilków, zapewne ci, których rozmowę słyszeliśmy. Za nami stało jeszcze czterech przedstawicieli tejże grupy. Musieli zajść nas, gdy byliśmy zajęci podsłuchiwaniem.

— Proszę, proszę, mamy gości — rozpoczął z lekką kpiną przywódca (przynajmniej tak mi się wydawało).
— Jesteśmy przedstawicielami osiedlonej w tej okolicy watahy — odparłem spokojnie, dając do zrozumienia, że ja tu dowodzę.

— A więc zostaliście zapewne wysłani, aby sprawdzić, jaka wataha dopuściła się mordu na tym niewinnym człowieku — trafnie podchwycił mój rozmówca.

— Owszem, mój ojciec i zarazem przywódca Elejzjo wysłał nas, abyśmy sprawdzili, czy nie zagrażacie naszej watasze oraz jakie są wasze zamiary.

— Nie musicie się obawiać, jesteśmy tu tylko przejściowo, ale jeśli mógłbym prosić, to czy moglibyśmy spotkać się z twoim ojcem? — zapytał spokojnie.

— Chyba nie będzie z tym problemu — odparłem. — Ale już teraz powiadomię go o tym.

Skinąłem na chłopaków i wspólnie zawyliśmy, podając jeden komunikat mówiący o tym, że będziemy mieć gości. Wiedziałem, że będzie nas słychać niemal na skraju lasu, lecz nie obawiałem się o to, że ktoś z miasta nas usłyszy. Po nadaniu wiadomości uprzedzającej o naszym przybyciu, skinąłem na znak, że możemy ruszać. Eskortując naszych nowych towarzyszy, wyruszyliśmy w drogę powrotną do obozu. Szczerze? Byłem bardzo ciekaw tej rozmowy z ojcem.

POV ABI
Kiedy wszyscy ciężko dyszeliśmy po dość szybkim powrocie do domu, moją głowę zalewały przeróżne myśli. Co mogło wydawać takie wycie? I dlaczego miałam dziwne przeświadczenie, że to nie był odgłos walki czy bójki, ale raczej mowa na odległość? Co się ze mną dzieje? Dlaczego mnie to tak ciekawi? Przecież powinnam się trzymać od tego z daleka! A miałam ochotę pójść tam i sprawdzić, co zaszło. Ja chyba naprawdę byłam stuknięta. No cóż, mówi się trudno i żyje się dalej. Może kiedyś nadarzy się okazja, aby to sprawdzić? Na razie zajęłam się ogarnianiem rozwianych włosów i normowaniem oddechu. Kiedy doprowadziłam się do ładu, wzięłam się za przygotowywanie lekkiej kolacji dla całej rodziny. Nakarmiłam też Lili. Gdy skończyłam krzątać się po kuchni, usiadłam na kanapie w salonie. Rzuciłam się na pałaszowanie oraz oglądanie serialu na platformie. Po kilku minutach przyszli rodzice i wspólnie jedliśmy przy filmie, zapominając na chwilę o zaistniałym incydencie.

— Jak myślicie, co to mogło być? — rozpoczęła mama po kolacji.

— Myślę, że to grupa wilków udała się na polowanie — odparł ojciec.

Ja nie byłam tego samego zdania. Coś w głębi mnie mówiło, że to nie były zwykłe wilki, jednak postanowiłam zostawić swoje przemyślenia na później. 

POV SETH
Droga powrotna mijała nam dość spokojnie. Nawiązałem całkiem ciekawą rozmowę z — jak zakładałem — przywódcą grupy. Udało nam się dogadać i dowiedziałem się z grubsza, jak wygląda ich sytuacja oraz dlaczego zawędrowali aż tutaj. Okazało się, że ich poprzednie miejsce osiedlenia zostało wykryte przez ludzką rasę, zostali więc zmuszeni do przeniesienia się w inne miejsce. Grupa, na którą natknął się ten nieszczęśnik, to wywiadowczy zespół szukający odpowiedniego miejsca dla reszty watahy, pozostającej nieco w tyle. Chłopacy również złapali niezły kontakt z resztą naszych towarzyszy. Kątem oka widziałem, jak prowadzą ożywioną rozmowę. Cieszyło mnie, że nie ma między nimi wrogiego napięcia, bo znacznie ułatwiało nam to podróż powrotną. Oni również rozprawiali najprawdopodobniej o tym, co ich tu sprowadza, ponieważ od czasu do czasu na twarzach moich chłopaków pojawiało się zdziwienie, niedowierzanie. Cały spacer powrotny, bo tak można było to nazwać ze względu na tempo poruszania, mijał w pogodnej atmosferze. Dobrą stroną tego było, że tym razem nie wpadłem do wody. Z początku prawie nikt nas nie zauważył, że wynurzyliśmy się z lasu na naszą polanę, ale gdy znaleźliśmy się pomiędzy pierwszymi namiotami, coraz więcej oczu kierowało się w stronę naszej grupki. Odprawiłem większość chłopaków, prosząc o towarzystwo tylko Gejla i Ericka. Kiedy do namiotu ojca pozostało nam jakieś dziesięć metrów, oczy już chyba wszystkich w naszym obozie się nam przyglądały. Czułem się jak eksponat z jakiejś bardzo rzadkiej wystawy dla cennych eksponatów. No, robiło się coraz ciekawiej — pomyślałem. Ciekawe, jak przebiegnie rozmowa z ojcem.


Werewolf and love is it possible?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz