Rozdział 7

7 0 0
                                    

POV ABI

Nim się spostrzegłam, budzik obok mojego łóżka wydał z siebie dźwięk zwiastujący czas pobudki. Zamknęłam książkę, a wstając z łóżka, chwyciłam plecak i skierowałam się w stronę drzwi. Będąc na schodach, usłyszałam, jak rodzice rozmawiają ściszonymi głosami. Moja wrodzona wścibskość popchnęła mnie do przykucnięcia na schodach i próby podsłuchiwania. To, co usłyszałam, wprawiło mnie w oniemienie i kompletnie zwaliło z nóg.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł — mówiła mama.

— Moim zdaniem im później, tym gorzej — stwierdził tata.

— Dajmy jej jeszcze trochę czasu, kochanie.

— Dobrze, lecz dalej uważam, że powinniśmy ją wysłać do szkoły z internatem. Tak byłoby najlepiej.

— Moim zdaniem to tylko jednorazowy incydent.

— Jak uważasz, kochanie.

Zakryłam usta dłonią, po czym powoli wstałam, nie dowierzając. Chcieli mnie wysłać do szkoły z internatem. Ale dlaczego? Czy to przez ten dziwny sen? W mojej głowie wirowały słowa, które przed chwilą usłyszałam. W takiej sytuacji byłam zmuszona do ukrywania moich badań, bo rodzice byli gotowi wysłać mnie nie wiadomo dokąd, a wtedy moje poszukiwania ległyby w gruzach. Ogarnęłam się w myślach i przywdziałam na twarz maskę naturalności. Wchodząc do kuchni, starałam się, aby rodzice nie zorientowali się, że cokolwiek usłyszałam. Podeszłam do blatu i zajęłam się przygotowaniem śniadania na teraz oraz do szkoły. Posmarowałam sobie kromki dżemem malinowym i wpakowałam je do śniadaniówki, chwilę później przygotowałam kromki z nutellą. Wkrótce zajęłam się pałaszowaniem śniadania. Rodzice się mi przyglądali, myśląc, że nie zauważyłam niczego podejrzanego. Wymieniliśmy kilka zdań, a ja skończyłam jeść i oznajmiłam, że idę do szkoły. Gdy to powiedziałam, ojciec od razu zaoferował, że mnie zawiezie. Ze śmiechem zapytałam, co to za święto i czy to z troski o moje bezpieczeństwo. Ojciec nagle spoważniał, jednak szybko odzyskał rezon i uśmiechnął się w moim kierunku.

— Och, to już nie wolno odwieźć córki do szkoły? — spytał.

— Nie no, można, ale dawno tego nie robiliście — odparłam.

Po tych słowach skierowaliśmy się do garażu, aby wyjechać samochodem na zewnątrz. Otwarłam bramę i wyszłam w oczekiwaniu, aż tata ruszy i będę mogła wsiąść.

POV SETH

Szczerze mówiąc, chyba nie tylko my byliśmy zaskoczeni tym, co się stało. Sami zainteresowani jak i inne wilkołaki ze stada patrzyły zdziwione na tę niespodziewaną aferę. Obozowisko już chyba w całości zostało poinformowane o tym niezwykłym wydarzeniu. Mila i Sali wciąż poznawali swoje zapachy, a wokół nas zbierało się coraz więcej wilków. Postanowiłem rozgonić to towarzystwo, więc zawarczałem ostrzegawczo na tłum gapiów. Poskutkowało i w ciągu pięciu minut wszyscy poza naszą ekipą ulotnili się na kolację. Po skończonej akcji rozpędzania podszedłem do grupy, wpatrując się w Milo z pytającym wyrazem twarzy. Chłopak ewidentnie się zmieszał, więc uśmiechnąłem się łagodnie.

— Nie mam pojęcia, jak to się stało — bąknął zakłopotany.

— Nie przejmuj się, coś wymyślimy — odparłem.

— Ja naprawdę nie chciałem, przepraszam — W jego głosie słychać było skruchę.

Kiedy widziałem jego błagalnie-przepraszającą minę, zrobiło mi się go żal.

— Nie zamartwiaj się, to nie twoja wina. Powinieneś się cieszyć ze znalezienia mate. Głowa do góry — rzekłem uśmiechnięty.

— Naprawdę nie jesteś zły? Przecież nie należę do was — odparł, uśmiechając się nieznacznie.

— Spokojnie, wszystko w porządku. Za co miałbym się gniewać? Pomyślimy o tym, ale najpierw kolacja — odrzekłem i wszyscy ruszyliśmy, aby coś zjeść.

Doszliśmy do miejsca, w którym spożywaliśmy zwykle posiłki. Oczy wszystkich przyglądały się nam ciekawie, a raczej Milemu i Sali. Zajęliśmy ustronne miejsce. Tak jak mówiłem, dziś był wspaniały tatar. Posiłek był wyśmienity, co dało się zaobserwować po błogim wyrazie twarzy wszystkich wokół. Nasza grupa, skończywszy posiłek, udała się do mojego namiotu, aby przegadać zaistniałą sytuację. Usiedliśmy, a wszyscy zaczekali, aż rozpocznę.

— Ekhm — odchrząknąłem. — Myślę, że wszyscy orientują się, jak wygląda sytuacja, a jej rozwiązań mamy kilka.

— Kilka, to znaczy? — spytał Mila.

— Pierwsze jest takie, że zostajesz u nas i mieszkasz razem z Sali; druga że oboje ruszacie z twoją dotychczasową grupą; a trzecia to widywanie się co jakiś czas, ale to raczej nie ma sensu. Wybór należy do was.

Mila i Sali popatrzyli na siebie, po czym odparli jednocześnie:

— Zostajemy!

— O ile pozwolisz, wodzu — dodał, spoglądając w stronę swojego przywódcy.

— Och, oczywiście, nie będę wam robił pod górkę, jeśli taka jest wasza wola.

Po tych słowach uradowana para wtuliła się w siebie nawzajem. Miło było na nich popatrzeć, ale ja poczułem dziwne ukłucie w klatce. Jakby zazdrość? Co ja plotę? A może jednak?

POV ABI

Wsiadłam do auta, a ojciec ruszył w kierunku mojej szkoły. Włączyłam radio, gdyż cisza, jaka panowała w samochodzie, zaczynała działać mi na nerwy. Popatrzył na mnie, ale nie odezwał się, jadąc stale tym samym tempem. Ugh, za jakie grzechy? — pomyślałam, nareszcie ujrzawszy szkolny budynek. Chyba jeszcze nigdy jej widok tak mnie nie rozradował. Gdy tata zaparkował przed wejściem, z ulgą szybko wydostałam się z wnętrza pojazdu.

— Tylko bądź grzeczna — zawołał za mną.

— Dobrze, tato! — odkrzyknęłam i już mnie nie było.

Z racji tego, że dzisiaj był piątek i miałam lekcje do trzynastej piętnaście, postanowiłam, że po lekcjach udam się do okolicznej biblioteki. Zwinnie przemierzyłam korytarz i wśliznęłam się do klasy minutę przed dzwonkiem. Miałam dziś tylko trzy lekcje od dziesiątej więc bez większej tragedii. Zaczynaliśmy historią. Nie powiem, że ją lubiłam, ale nauczyciel miał przyjemny głos i przyjemnie słuchało się jego wykładów. Na tej lekcji omawialiśmy architektoniczne style antyczne, co akurat mnie zaciekawiło, gdyż lubiłam rysować i amatorsko tworzyłam swoje szkice. Kiedy lekcja się skończyła, poszłam po kawę z automatu i pobieżnie przejrzałam notatki z kolejnej lekcji. Następne dwie godziny były nad wyraz nudne i nie do zniesienia, ale otuchy dodawała mi myśl o czekającej na mnie bibliotece. Gdy zajęcia w końcu dobiegły końca, niemal biegiem pokonałam korytarz i popędziłam w stronę biblioteki. Po drodze napisałam rodzicom, że wrócę później, bo idę ze znajomymi na kawę i o mały włos nie zaliczyłam upadku na chodnik. Przed budynkiem, w którym mieściła się okoliczna biblioteka, nieco zwolniłam i unormowałam oddech. Wspięłam się po kilku stopniach i pchnęłam ciężkie, masywne, drewniane drzwi. Gdy weszłam do środka, owiał mnie przyjemny chłód, tak odmienny od kwietniowego ciepła, panującego na zewnątrz. Podeszłam do kontuaru, za którym siedziała niska kobieta z miłym wyrazem twarzy.

— W czym mogę pomóc? — spytała uprzejmie.

— Szukam książek związanych z tutejszymi legendami, bądź związanych z wilczą oraz wilkołaczą tematyką — odparłam.

Kobieta przyjrzała mi się uważnie, ale nie zadawała więcej pytań. Zaprowadziła mnie do odpowiedniego działu oraz wskazała stoliki, przy których mogłam poczytać. Dokładnie przejrzałam zawartość działu, do którego mnie zaprowadzono i wybrałam kilka — według mnie — najbardziej interesujących pozycji, a także jedną niepozorną, ale dziwnie magnetyzującą mnie książeczkę, upchniętą w najdalszym rogu półki.

Usiadłam przy jednym ze stołów, na którym stała staromodna lampka. Zajęłam się studiowaniem wybranych tomów. Po godzinie czytania miałam przejrzane zaledwie półtorej książki, nie znajdując jak dotąd żadnych ciekawych informacji. Popatrzywszy na zegarek, zdecydowałam, że resztę wypożyczę i postaram się przemycić je do domu. Założyłam kartę biblioteczną. Zostałam przy tym poinformowana, że miałam trzy miesiące na zwrot, a potem trzeba płacić karę za opóźnienie. Podziękowałam, a potem spakowałam wszystko do torby. Wyszłam z biblioteki i udałam się do domu, ale myśl o tym niepozornym tomiku stale huczała mi w głowie.

Werewolf and love is it possible?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz