Rozdział 6

9 1 2
                                    

POV ABI
Znajdowałam się w wielkim domu pośrodku lasu. Budynek był naprawdę przeogromny, posiadał wielką salę balową i mnóstwo różnych pomieszczeń, począwszy od sypialni z łazienkami, a kończąc na kuchni i schowkach na miotły oraz chemikalia. Przechadzałam się po nim dobrych kilka godzin, nim uznałam, że i tak nie zdołam zajrzeć w każdy kąt,  tak więc postanowiłam udać się na zewnątrz, by przynajmniej tam się rozejrzeć. Zdziwiło mnie, że w tak wielkim domu z tak obszernym ogrodem nie ma żywej duszy. Wszystko wyjaśniło się, gdy w połowie ogrodu natrafiłam na dziwnie usytuowany żywopłot. Moja ciekawska natura wzięła górę i poczęłam dokładnie przyglądać się krzewom. Po kilku minutach natrafiłam na miejsce, w którym jeden z krzewów nie był splątany z resztą zielonej ściany. Wydało mi się to dziwne, więc zaczęłam rozchylać gałązki, by zobaczyć, co znajduje się za nimi. Kiedy szamotałam się z gałęziami, jedna z nich złamała się pode mną i przepadłam na drugą stronę, wykręcając przy tym fikołka. Gdy rozejrzałam się dookoła, okazało się, iż znajduję się na ukrytej za krzakami polanie. Zorientowałam się, że nie byłam na niej sama. W odległości około dziesięciu metrów ode mnie stały cztery potężne wilki. Powoli odwróciły się w moim kierunku, zaczęły się zbliżać, obnażając kły. Cofnęłam się i zaraz wpadłam na żywopłot. Wilki były coraz bliżej, a ja zaczęłam krzyczeć ze strachu...
W tym momencie obudziłam się w swoim pokoju, a obok mnie siedziała mama, delikatnie głaskając mnie po głowie. 

— To tylko zły sen, skarbie — wyszeptała.

Odetchnęłam z ulgą. Jak to dobrze, że to był tylko sen. Bruh, nigdy nie chciałabym się znaleźć w takiej sytuacji. Myślałam, że zostały mi już ostatnie chwile życia. Miałam szczęście, że mama mnie obudziła i była przy mnie. 

POV SETH
Idąc do tamtego miejsca, w którym miałem nadzieję ich zastać, zastanawiałem się, jak pomaluje się moja przyszłość. Nie chciałem na razie mieć mate, ale też nie chciałem być sam. W głębi mnie tlił się obraz szczęśliwej rodziny z gromadką dzieci. A co jeśli ja nie będę miał mate? To pytanie nie dawało mi spokoju. Musiałem poważniej się nad tym zastanowić, bo byłem coraz starszy, a na wieki młody nie zostanę. Pokręciłem głową, nie dowierzając własnym myślom. Chyba ta niespodziewana wiadomość od Gejla pomieszała mi zmysły. Choć w zasadzie, to już od jakiegoś czasu myślałem, jak nie ja. Odtrąciłem od siebie natrętne myśli i skupiłem się na odszukaniu nowych znajomych. Nie było ich w namiocie, więc musiałem poszukać gdzie indziej. Obszedłem pierwszych kilka namiotów, a po kilku minutach natrafiłem na roześmianą grupę. Gdy podszedłem, wszystko się wyjaśniło. Okazało się, że malce od Meredith zaplątały się do środka ich namiotu i nie wiedziały jak wrócić. Eh, te rozbrykane szkraby... Są urocze, ale czasem osiwieć można od ich wybryków. Kiedy malcy wpadli do namiotu, chłopaki postanowili młodych odprowadzić — tak zostali z nimi na dłużej. W momencie, gdy ich znalazłem, akurat te rozbrykane maluchy pokazywały im jakąś nową, akrobatyczną sztuczkę. Obcy wydawali się wyraźnie rozbawieni ich wyczynami. Podchodząc, widziałem, jak mini występ maluchów sprawia im uciechę. Dostrzegli mnie i nagle obrzucili spojrzeniem, choć nadal rozbawieni wcześniejszym występem. Podszedłem aż do samego przywódcy i spytałem, czy wszystko w porządku. Odpowiedź brzmiała twierdząco, więc odparłem jedynie, że kolacja będzie około dziewiętnastej. Dziś będzie tatar z królika. Od kiedy nasze kucharki nauczyły się, jak pod postacią wilka używać noża, czasami serwowały nam pysznego tatara. Na samą myśl ślinka napłynęła mi do pyska. Nowi znajomi poprosili, abym został na małym pokazie dzieciaków. Po usilnych namowach przysiadłem się obok. Nie podejrzewałem, że szkraby mają takie umiejętności. Gdyby rozpoczęli regularne treningi, mogliby rozwinąć swój talent i zostać akrobatami. Takie umiejętności czasem się przydają.

POV ABI
Gdy tak przytulałam się do mamy, powoli się przy tym uspokajając, myślałam o tym, co zaszło. Skąd taki dziwny sen? To chyba przez te wszystkie ostatnie wydarzenia. Wrr, nie chciałm przeżywać tego po raz drugi. To był najgorszy koszmar w moim życiu. Mimo iż mama mówiła, że to się więcej nie powtórzy, ja miałam dziwne wrażenie, że to dopiero początek. Kiedy wyszła, zerknęłam na budzik stojący na szafce nocnej obok łóżka. Była trzecia nad ranem, czyli zostały mi trzy godziny do porannego wstawania. Zrezygnowana opadłam na poduszkę i próbowałam zasnąć, ale pół godziny później stwierdziłam, że nie ma to najmniejszego sensu. Udałam się do łazienki, zabierając po drodze przygotowane wcześniej ubrania. Weszłam do pomieszczenia, po czym położyłam rzeczy na koszu na pranie. Po skorzystaniu z toalety stanęłam nad umywalką, przeglądając się w lustrze. Miałam lekko podkrążone oczy po zarwanej nocy oraz byłam lekko blada, ale poza tym wyglądałam jak zwykle. Moje blond włosy lekko się falowały, sięgając mi ponad ramię. Duże brązowe oczy patrzyły na niewysoką, chudą dziewczynę, a pełne malinowe usta, układały się w naturalnym wyrazie twarzy, nie zdradzającym emocji. Nie byłam najbrzydsza, ale nie uważałam się też za piękną, a raczej za przeciętną, niczym niewyróżniającą się nastolatkę. Umyłam zęby oraz twarz, a potem nałożyłam nawilżającą maseczkę. Kiedy specyfik działał na moją skórę, zajęłam się włosami. Rozczesałam je szczotką, a następnie spięłam w kucyk z tyłu głowy. Dałam masce jeszcze pięć minut i zmyłam ją letnią wodą. Nałożyłam krem na dzień i włożyłam ubrania. Na dziś przygotowałam czarne, dżinsowe rurki oraz ciemnozielony sweter, który z przodu włożyłam w spodnie. Wyszłam z łazienki i odkładając piżamę, skierowałam się w stronę toaletki. Usiadłam na miękkim siedzeniu, by zrobić make-up. Nie lubiłam mocnego makijażu, więc podkręciłam tylko rzęsy zalotką, ukryłam cienie, nałożyłam liliowy cień, tusz, błyszczyk. I gotowe. Była czwarta, gdy skończyłam wszelkie przygotowania. Nie chciałam budzić rodziców, więc śniadanie planowałam zjeść później. Usiadłam na łóżku, po czym wzięłam do ręki książkę o detektywie rozwiązującym przeróżne sprawy. Zatapiając się w lekturze, zapomniałam o dzisiejszym koszmarze i wyobraziłam sobie, jak zamieniam się w nieustraszonego tajniaka.

POV SETH
Po uważnym obejrzeniu widowiska pogratulowałem malcom świetnego występu, a Meredith utalentowanych potomków. Chłopcy zmieszali się, słysząc moją pochwałę.

— Dziękujemy, o alfo — bąknęli zakłopotani. 

— Och, nie ma za co i możecie mówić do mnie po prostu Seth — odparłem z uśmiechem.

Po tych słowach zmieszali się jeszcze bardziej i już nic nie powiedzieli. Zaśmiałem się w duchu, myśląc o tym, jak uroczo wyglądali. Podniosłem się z miejsca, informując chłopaków o zbliżającej się kolacji. Oni również wstali i razem ruszyliśmy do namiotu kuchenno-stołówkowego. Zmierzając w tamtą stronę, prowadziliśmy luźną rozmowę o ich dalszej podróży. Moi towarzysze zwierzyli mi się, iż kompletnie nie wiedzą, dokąd dalej iść. Zapewniłem ich, że wraz z ojcem pomogę im, jak tylko się da. Ta informacja ich uspokoiła.
Nagle jeden z nich stanął jak wryty i wpatrywał się w punkt przed nami. Wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę. Ujrzeliśmy ładną, smukłą wilkołaczkę, która również na nas spoglądała. Zdziwieni patrzyliśmy to na Milego, to na nią i dopiero po minucie zaczęło do mnie docierać, co się właściwie działo. Spojrzałem na towarzysza z zapytaniem:

— Mila... Czy właśnie stało się to, o czym myślę? — gdy zadałem pytanie, na twarzach reszty ukazało się zrozumienie.

Mila powoli przełknął ślinę i skinął głową. Wypuściłem powietrze z głośnym świstem. 
Najpierw Gejl, teraz Mila. Co tu się do jasnej cholery dzieje? — pomyślałem.
To się robiło coraz dziwniejsze. Jeszcze tylko masowych wpojeń brakowało. Jak teraz rozwiążemy tę sprawę? Przecież oni jutro ruszają. 
W trakcie moich przemyśleń zbliżyliśmy się do Sali, którą dopiero teraz rozpoznałem. Z Milą zbliżyli się do siebie, wąchając się nawzajem, a my przyglądaliśmy się temu z niedowierzaniem.

Werewolf and love is it possible?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz