2.

519 23 1
                                    

Dick Grayson obudził się wczesnego ranka, a obok niego spała osoba, którą kochał.
Minęło trochę czasu odkąd Kory zdecydowała się spać w jego pokoju, ale mężczyzna dalej nie mógł wyjść z podziwu, że zasypia i budzi się u boku ukochanej kobiety. Czerwone włosy dziewczyny koloru wina rozsypały się na poduszce ze spiętego przed snem koka na czubku głowy. Jej piękna, czekoladowa skóra zdawała się jarzyć w promieniach wschodzącego słońca a twarz nie wyrażała niczego więcej oprócz spokoju. Mężczyzna mógłby patrzeć tak na nią godzinami, ale obowiązki wzywały.
Ostrożnie zamknął za sobą drzwi i udał się do przestronnego salonu połączonego z kuchnią. Mimo nowoczesności piętra, w którym zamieszkała drużyna Młodych Tytanów (albo jak to określił Garfield drużyna Dzieci Specjalnej Troski) udało się zachować coś z klasycznego stylu. Podłogi w każdym calu zostały pokryte dębowymi panelami, a po bójce Garfielda i Jaimiego - gdy ucierpiała wyspa kuchenna - osobiście zadbał o wstawienie nowej, machoniowej wersji jego poprzednika.
Jaime dołączył do Tytanów pół roku temu. Po udanej akcji przeprowadzonej przez ówczesny skład podszedł do Dicka i poprosił o rozmowę. Na jego plecach gościł błękitny skarabeusz, dzięki któremu zyskał niesamowite zdolności. Dickowi zdawało się, iż gdyby Jaime dostał odmowę i tak dopiął by swojego. W końcu opuścił rodzinny Texas żeby do niego dołączyć.
Dick rozsunął automatyczne rolety i zasłony, wpuszczając do pomieszczenia poranne słońce. Z okien rozchodził się zabierajacy dech w piersiach widok na Gotham. Po włączeniu ekspresu na kawę mężczyzna włączył wiadomości na pięćdziesięcio calowym telewizorze. Oczywiście najpierw musiał przełączyć łącza z podpiętej do niego konsoli, bowiem Gar z Rachel lubili grać po nocach. Cieszył się, że jego podopieczna mimo traum i przeżyć zdołała nauczyć się cieszyć z życia. Nie miała rodziny uwarunkowanej krwią, ale za to znalazła i w pewnym sensie założyła nową rodzinę, teraz mieszkającą pod jednym dachem w budynku należącym do samego Bruce'a Wayne'a - przybranego ojca Dicka.
Brakowało jedynie Jamesa Todda, następcy Dicka jako Robin. Nie odzywał się do nikogo z mieszkańców ani do Bruce'a od 3 lat.
Poranny przegląd wydarzeń okazał się nudnym ciągiem kłócących się ze sobą polityków, bankrutujących sklepów i okradzionych staruszek metodą na wnuczka. Nic co by przykuło jego uwagę.
Siedział na kanapie, sączył kawę patrząc pustym wzrokiem w ekran telewizora gdy u jego boku pojawiła się Kory składając na jego policzku czuły pocałunek.
- Dzień dobry. - mruknął Dick.
- Dzień dobry- kobieta go objęła od tyłu- Coś ciekawego? - kiwnęła głową w stronę wiadomości.
-Nie. Myślę, że dzisiaj będzie spokojny dzień.
Poczuł jak dziewczyna się odsuwa i usłyszał serię strzelających kości, co nie znaczyło nic więcej jak to, że Kory się przeciąga i jej kręgosłup dostaje wstrząsu.
-Damy dzieciakom dzisiaj pospać, czy budzimy agresywnie na trening jak w zeszłym tygodniu?- spytała.
-Wtedy Garfield przedziurawił materac a Jaime, a bardziej jego robal, prawie wybił okno w celu ucieczki.- przypomniał.
-Słuszna uwaga- podeszła nalać sobie kawy- dzisiaj śpią.
Zawachała się trzymając w ręku dzbanek. Uśmiechnęła się szeroko.
-Co jest?- spytał Dick, gdy ta podchodziła do niego skoczym krokiem. Czasem zazdrościł jej tej lekkości ducha. Tego, że potrafiła odciąć się od zła, które ją i ich wszystkich otaczała i być najzwyczajniej w świecie szczęśliwa. On też odczuwał szczęście, ale lata szkoleń u boku Batmana nauczyły go miarkować reakcje i uczucia oraz zachowywać stałą czujność.
-A tymczasem...- Kory usiadła mu na kolanach i pocałowała w usta.- Mamy czas tylko siebie.
Chwilę uniesienia przerwało pukanie do drzwi.
                               •
Słońce raziło dziewczynę w oczy. Zmysły jej szalały, czuła i słyszała więcej niż zwykle. Nie mogła iść bez opierania się o ściany budynków, o słupy i wszystko inne co nadawało się do podparcia. Każdy oddech palił jej płuca od intensywnego biegu. Bolało ją wszystko. Nie było mięśnia, który by nie oberwał. Przerażał ją też ból po postrzale na łydce.
"Jeszcze trochę" motywowała siebie w myślach "Zapach jest coraz mocniejszy, wytrzymasz".
Ludzie ją omijali szerokim łukiem. Musiał ich motywować strach lub niechęć pomocy, bo nie uwierzyłaby gdyby ktoś powiedział, że nie zauważył ran i zadrapań. Było jej zimno i ciepło na zmianę. Traciła krew i żaden kolejny prowizoryczny bandaż by nie zdołał jej zatamować.
Światło odbijało się w jej oczach pod dziwnym kątem. Co chwila traciła równowagę i musiała przystanąć.
Bogu niech będą dzięki za jej węch. Gdy chciała to potrafiła wyczuć wszystko w promieniu kilku kilometrów. Także teraz mogła wyczuć swoją krew pozostałą na chodniku gdy wkroczyła do miasta, pot mężczyzny w garniturze idącego szybkim krokiem po drugiej stronie ulicy, perfumy kobiety kupującej pieczywo przecznicę dalej i zapach będący jej kotwicą, celem podróży.
Albo ucieczki, może i ratunku.
Chwiejnym krokiem ruszyła dalej. Zostało paręnaście metrów. Zaraz będzie u celu.
Siłą woli przeszła przez ulicę i opadła na słup. Ulżyło jej, gdy wkroczyła w zacienione miejsce. Jej nadwrażliwe oczy mogły chwilę odpocząć. Trucizna w jej ciele dawała się we znaki.
Udało jej się, widzi budynek, wieżę, gdzie mieszkają Tytani.
Zajrzała przez okna, szukając ochroniarza czy kogoś w tym stylu. Holem przeszła się właśnie osoba przypominająca sprzątaczkę. Portier pilnował drzwi. Nagle pojawiła się jakaś kobieta. Uśmiechnęła się do mężczyzny za ladą, wymienili kilka słów i wyszła jakimiś bocznymi drzwiami. Kilka sekund później ranna usłyszała jak jakieś drzwi otwierają się z boku budynku i poczuła zapach detergentów i pasty do podłóg. Schowała się w cieniu. Poczekała aż kobieta, najwyraźniej będąca sprzątaczką w wieży Tytanow, odejdzie wystarczająco daleko, aby mogła bez świadków wejść do budynku. Za drzwiami znalazła się na klatce schodowej, będąca pewnie do użytku pracowników. Jeszcze raz zaciągnęła się zapachem strzępka materiału, który trzymała w kieszeni potarganych już spodni i ruszyła w górę.
Rana na nodze nie dawała jej spokoju. Wysiłek wywoływał u niej mdłości i pojawiały się przed jej oczyma czarne plamy. Nie mogła teraz zemdleć, nie kiedy jest już u celu.
Wodzona zmysłami wyszła z klatki schodowej na korytarz. Podłoga została zasłana dywanem a na ścianach wisiały eleganckie kinkiety. Wszystko utrzymywane było w ciemnych barwach i surowym stylu. Było jej wstyd plamić swoją krwią, ziemią i brudem tak pięknie i drogo zaaranżowane wnętrza. Jednak była coraz słabsza a musiała w miarę wytłumaczyć gościom swoją wizytę i błaganie o pomoc.
Czuje go. Czuje swój cel.
Podchodzi do drzwi, opiera o futrynę i puka.

Nowy Tytan ~ titans fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz