Burza zbliżała się nieubłaganie, ale oddział porucznika Silent'a nie miał zamiaru czekać, aż do nich dotrze. Wylewali z siebie siódme poty, żeby zdążyć przed nadciągającą zawieruchą, ale ostatecznie i na szczęście skończyło się na kilku podmuchach silniejszego i zimniejszego wiatru. Oprócz tego podniebny rydwan nie napotkał kompletnie żadnych problemów. Droga do Noctemoone stała otworem, ale księżniczka Luna szczerze mówiąc nie wiedziała, czy jest to powód do radości.
- Luno, zgodnie z trasą kraina Noctemoone powinna być widoczna dokładnie za tą górą. - dowódca wskazał na niewielkich rozmiarów w porównaniu do innych masyw w odległości trzech kilometrów. - Jak myślisz, Luno? Gdzie ona może być?
- Jest żoną zmarłego księcia Krotosa, więc jej miejsce zamieszkania z całą pewnością będzie się wyróżniać. Zwłaszcza, że mieszka w stolicy.
Po pięciu minutach zaczął się wyłaniać krajobraz krainy, w której Luna nie była nigdy. Pola uprawne i wzgórza, rozległe lasy i wiele małych wsi. W niewielkiej odległości po prawej zauważyła coś wysokiego, jakby obelisk. Była ciekawa, czym to coś może być lub co symbolizować, ale aktualne zadanie było ważniejsze, niż ciekawość. Gdyby ktoś powiedział jej, że ta kraina wychowała się na wojnach, z całą pewnością uznałaby, że jest on niedouczony i po prostu głupi. Jak coś tak pięknego mogło przetrwać tyle lat wojennej zawieruchy?
- Jest piękna. - stwierdziła.
- To racja. - zgodzili się wszyscy.
- Ale nie po to tu jesteśmy. Niestety. - dodał porucznik.
- Patrzcie na lewo, widzicie? - zapytała Luna, wskazując kopytem na zachód.
Nie dalej, niż dwadzieścia kilometrów dalej widać było zarys wielkiej budowli z wieżami tak wysokimi, że te w zamku w Canterlocie mogły stanowić najwyżej dziesięć procent ich wysokości. Z tak daleka niemal czuć było jej potęgę.
- Tak, to z całą pewnością tam. - stwierdził jeden z pegazów.
- Widać na pierwszy rzut oka. Ciekawe ile mogli to budować, skoro Canterlot powstawał przez prawie sto lat. - zastanawiał się na głos dowódca. - Dobra, znajdźmy Supernovę i miejmy to już z głowy.
***
Gdy rydwan zbliżał się powoli do zamku, z daleka można było zauważyć, jak strażnicy na basztach zajmują pozycje obronne.
- Nie czuć gościnności. - mruknął jeden z pegazów.
- Byliśmy o tym uprzedzani. Zachować ostrożność. Zbliżamy się powoli i bez żadnych gwałtownych ruchów. Jeśli my nic nie zrobimy, to i oni nie zaatakują nas.
Rydwan zleciał na ziemię, a pegazy zaczęły ciągnąć go po wybrukowanej drodze. Słychać było rozkazy, wydawane zza murów, a po chwili zabrzmiał głos głośniejszy, niż jakikolwiek inny, który słyszała Luna w całym swoim życiu.
- STÓJ, NIEZNAJOMY!
Ciągnące wóz ogiery zgodnie z rozkazem przystanęły, a po chwili wrota, prowadzące do dziedzińca otworzyły się. Ze środka błyskawicznie wybiegły jednorożce i ogiery ziemskie, ubrane w czarne zbroje, chroniące niemal całe ciało. Jako pierwsze szły kuce ziemskie z doczepionymi do zbroi długimi włóczniami, które niemal od razu przez tych z tyłu zostały osłonięte przez magiczne bariery, chroniące przed większością czarów ofensywnych.
- Zaczekajcie tutaj. - rozkazała Luna, wychodząc z rydwanu.
Skierowała się w stronę około dwustu rycerzy i zaczęła iść dostojnym, eleganckim krokiem w ich stronę. Po upływie kilkudziesięciu sekund, gdy była w odległości dziesięciu metrów od strażników, z kolumny wyszła z całą pewnością klacz, ubrana w połyskujący czerwienią pancerz. To jednak nie była ta, której poszukiwała. Miała nietoperze skrzydła i róg, a więc była kucoperzem-alicornem, ale jej grzywa była koloru białego. Poszukiwana przez nią Supernova miała natomiast czarną z białymi pasemkami. Obok białogrzywej klaczy kroczyły dwa jednorożce, roztaczające wokół niej przeźroczystą barierę.

CZYTASZ
Dobre Zło
FanfictionPewnego dnia Sombra pojawia się we śnie księżniczki Luny i pokazuje jej niepokojące wizje wydarzeń w przyszłości. Kto tym razem będzie głównym zagrożeniem? Czy światło dzienne ujrzą fakty o jego przeszłości? Przekonaj się, czytając tą opowieść. #1...