XIII

126 10 1
                                    

Kilka minut później wszyscy rycerze wrócili do okopów, a godzinę później rozpoczął się regularny ostrzał czarami. Luna słyszała i czuła doskonale każdą, nawet najdalszą eksplozję.

Ostrzał nie był celny i na całe szczęście nie trafił żadnego z żołnierzy. Żaden z pocisków nawet nie zbliżył się na więcej, niż 10 metrów do okopów. Zastanawiała się, czy był to celowy ostrzał, czy może jednak Gardańczycy nieudolnie celowali w pozycje Noctemoońskie. Odpowiedź przyszła chwilę później.

- To chyba nie my jesteśmy celem. - stwierdził Bagnar.

- Racja. - stwierdził Asvald, czyli właściciel ciała, w które Luna była wcielona. - Pamiętacie, jak dwa tygodnie temu wbijaliśmy te magiczne, tytanowe pale?

- Ta. Ciężkie skurczybyki. - odpowiedział Fady.

- Właśnie to jest ich celem. Między nimi zostały rozwinięte niewidzialne druty kolczaste ulepszone magią. Każdy, kto ich dotknie zostanie dotkliwie porażony prądem, ale to, że ich nie widać nie znaczy, że nie można ich zniszczyć.

- Więc mają zamiar rozerwać je magicznymi wybuchami. - dokończył myśl Bagnar.

Asvald pokiwał głową w potwierdzający sposób. Tuż po tym ostrzał został przerwany, a nagle ktoś krzyknął.

- Patrzcie tam! - jeden z rycerzy jednorożców wskazał kopytem na linię, która została ostrzelana przez czary bojowe.

Z nieba spadały kolejne czary, jednak te znacząco się różniły od tych wcześniejszych. Pociski miały zielony kolor, podczas gdy tamte były czarne. Spadając na ziemię, wytwarzały tak samo zieloną mgłę, sunącą ospale w stronę pozycji Noctemoończyków.

- Roztoczyć barierię magiczną! I przygotować się do walki! - rozkazał książę Grant. Tuż po tym wszystkie jednorożce złączyły swoje czary w jeden strumień, a nad głowami wszystkich rycerzy roztoczyła się olbrzymia, czerwona kopuła ochronna. Wszyscy przygotowali się do wybiegnięcia z okopów. - Pamiętajcie, o co walczycie! O la vittoria, o tutti accopati!

- NON LO FARANNO!

Wszyscy czekali na rozkaz lub ruch przeciwnika, ale ruch przeciwnika już nastąpił. Mgła bez problemu przedostała się do wnętrza kopuły i przyspieszyła, kierując się w stronę linii Noctemoone.

- To zaklęcie powinno zatrzymać wszystko! Jakim cudem?! - wykrzyknął jeden z jednorożców.

- Książę, co robimy? - zapytał ktoś z tyłu.

Ten zachowywał ciągle godny mistrza sztuk walk spokój. Na jego twarzy nie było widać żadnych emocji. Ani strachu, ani złości. Jednak była to dla niego naprawdę trudna decyzja. Nie trzeba było być jasnowidzem, żeby stwierdzić, że w jego środku panował chaos. Uciekać, czy zostać? Mógł przecież skazać wszystkich swoich żołnierzy na śmierć.

- Załóżcie na twarze jakieś szmaty! Ta mgła to jakiś gaz! Ani kroku w tył! Musimy ich tutaj zatrzymać za wszelką cenę! Inaczej wszystko stracone! - po tych słowach rozdarł kawałek swojej peleryny i obwiązał go wokół nosa i ust.

Tak samo zrobili wszyscy inni. Zakładali wszystko, co było pod kopytem. Wszystko, co mogło jakkolwiek zatrzymać gaz. Wszyscy modlili się do bogów o to, żeby te prowizoryczne chusty wystarczyły.

Wkrótce mgła, która osiągnęła już ogromne rozmiary, mniej więcej 10 metrów wysokości i kilka kilometrów szerokości wdarła się do okopów.

To, co stało się później... Nie, to nie mogła być prawda. Nikt nie jest na tyle okrutny! Ta mgła okazała się być jakimś trującym specyfikiem. Wszyscy, nie zważając na to, w jaki sposób próbowali się obronić przed wpływem chmury, zaczęli przeraźliwie kaszleć. Łapali się za gardła, próbując jakkolwiek zaczerpnąć świeżego powietrza. Kaszlnięcia żołnierzy zamieniły się w ciągłe, przerażające wycie i zawodzenie. Niektórzy padali na kolana, a następnie upadali jak kłody, wyrzucając z ust krew i dławiąc się nią. Większa część zaczynała już dosłownie wypluwać kawałki płuc na swoje pancerze. Prawie nikt nie stał. Niektórzy jeszcze pokasływali, dławiąc się wszystkim, co tylko próbowało się z nich wydostać. Krwią i kawałkami płuc. Po minucie wszyscy padli. Dla nikogo nie było ratunku. Luna nigdy czegoś takiego nie widziała. Kilka tysięcy ciał. Martwych, wijących się jeszcze w przedśmiertnych konwulsjach. Niektórzy jednak jeszcze jakimś cudem żyli. Wśród których był Asvald, właściciel ciała, w którym była jak na razie uwięziona Pani Nocy. Ledwo oddychał i ledwo widział, ale żył.

Dobre ZłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz