Hogwart wydawał się być smutniejszy niż zwykle, gdy do niego powracali. Wisiały nad nim czarne chmury zwiastujące burzę, która nieubłaganie się do nich zbliżała. Pierwszoroczni byli przerażeni bardziej niż zwykle, a obowiązkiem prefektów było uspokojenie ich. Diana na całe szczęście została zwolniona z tej funkcji i mogła odetchnąć z ulgą. Na jej głowie nie było już więcej zmartwień poza kontrolowaniem Jamesa, wraz z jego wydatkami. Było to katorżnicze zadanie, ponieważ doskonale wiedziała jak kłamliwy potrafił być jej brat, gdy czegoś chciał. Potrafił doskonale manipulować ludźmi, aby zyskać to czego potrzebował w danym momencie. Została do tego jednak wyznaczona i wiedziała, że nie może zawieść rodziców i pozwolić mu na dalsze staczanie się.
- Jesteś dziwnie zamyślona. – powiedziała Anastasia zajmując miejsce obok niej przy stole Slytherinu. Diana jedynie machnęła ręką, skupiając swoją uwagę w pełni na odnalezieniu półmiska odpowiadającego jej kaprysowi. Kiedy w końcu namierzyła dyniową zapiekankę, nałożyła sobie na talerz jej małą porcję. Od dłuższego czasu unikała jedzenia mięsa. Stało się to, gdy ujrzała mugolskie pikiety na temat wegetarianizmu i jego dobrego wpływu na zdrowie. Od tamtej chwili postanowiła nigdy więcej nie tknąć mięsa, wspierając tym samym piękną ideę ograniczenia spożywania mięsa przez społeczeństwo. Wiedziała doskonale, że zbyt wiele nie zrobi w tej sprawie, ale z wiedzą o nieprzykładaniu do tego ręki, lepiej było jej spać w nocy.
- Porozmawiasz ze mną w końcu? – zapytała brązowowłosa dziewczyna, nie próbując nawet jej szturchać. Doskonale wiedziała jak bardzo irytuje to jej przyjaciółkę i nie chciała być powodem bezsensownego spięcia.
- Nie mam nastroju na dyskusje o kolorze szminki lub podkładu. – ucięła delikatnie podirytowana. Posiłek dokończyła w ciszy i nawet nie czekając na Rosier, udała się do Pokoju Wspólnego, aby tam zaszyć się w dormitorium. Jej celem na ten wieczór było spokojne przeczytanie książki zakupionej w Egipcie na temat ekologicznego hodowania ziół leczniczych. Interesowała się tym od dłuższego czasu, a ta lektura mimo posiadania tysiąca stron zapisanych drobnym drukiem, przyciągała jej uwagę z ogromną siłą. Nie zauważyła nawet jak jej współlokatorki wróciły do pokoju. Nastia obserwowała ją z niekrytym zmartwieniem wymalowanym na twarzy, lecz nie odezwała się ani słowem, zajmując się swoimi sprawami. A było to zaplatanie warkoczy Morelle Parkinson, która narzekała na złą pielęgnację i brak dobrze dostępnych kosmetyków do tego celu. Diana zdawała sobie sprawę ze swojego niegrzecznego, a wręcz chamskiego zachowania, ale nie miała zamiaru się nim przejmować do momentu, gdy nie skończy swoich zajęć. Potrzebowała odpoczynku od codzienności, hałasu powodowanego przez Jamesa i jego kolegów oraz od wiecznie narzekającej matki. Nie wiedziała nawet kiedy usnęła nad czytaną książką.
Obudziła się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Z ulgą stwierdziła, że żadna z jej współlokatorek jeszcze nie wstała i ma szansę na zajęcie łazienki. Udała się tam, aby wykonać poranną toaletę oraz odprężyć się przez moment w ogromnej wannie. Sama łazienka przy tym dormitorium była według niej wyjątkowo paskudna. Wyłożona została zielonymi, jadeitowymi płytkami. Posiadała przeszklony prysznic, toaletę z wyrzeźbionymi na niej wężami i zachowaną w tym samym motywie umywalkę. Samo lustro miało prawdziwie srebrną, bogato zdobioną ramę. Niepasującym elementem była drewniana, ogromna szafa na kosmetyki oraz ręczniki. Wszystkie półki były podpisane imionami dziewcząt zamieszkujących to dormitorium. Diana w końcu wyszła z wanny, pospiesznie wysuszyła włosy i wykonała resztę czynności. Wyszła z łazienki o godzinie szóstej trzydzieści, widząc budzące się dziewczyny.
- Cześć. – rzuciła niby od niechcenia. Anastasia spojrzała na nią z wyrzutem, ale odpowiedziała na jej przywitanie, udając przy tym, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Potter założyła swoje okrągłe okulary w czarnych oprawkach i wyszła z dormitorium na śniadanie. Podawane było co prawda od siódmej, ale zwykle udawało się jej wcześniej otrzymać plan lekcji dzięki pojawieniu się o wczesnej porze.
Wielka sala była praktycznie pusta, gdy panna Potter do niej dotarła. W kącie stołu Gryffindoru siedział skulony wręcz Lupin, pochłaniający od niechcenia swoje śniadanie, które zapewne dostał wcześniej przez życzliwość skrzatów. Pięciu Puchonów zajmowało stół swojego domu, rozmawiając cicho o najnowszych plotkach huczących w szkole. Stoły zarówno Ravenclawu jak i Slytherinu były puste, Diana zajęła swoje ulubione miejsce na tak zwanym wylocie i z radością obserwowała zaczarowany sufit. Cieszyła się każdą możliwą chwilą spędzoną w swoim własnym towarzystwie. Ale jej radość nie trwała długo. Jej współlokatorki zjawiły się około piętnaście minut później, gadając między sobą na tyle głośno, że udało im się wyrwać Dianę z zamyślenia.
- Słyszałam, że w poniedziałki zaczniemy od transmutacji. - powiedziała Morelle Parkinson, wciskając się tuż obok Potter. Na przeciw niej usiadła Anastasia uczesana w dwa dobierane warkocze. W uszach miała bogato zdobione kolczyki sprowadzane aż z Rosji, o których opowiadała cały poprzedni wieczór, a nawet zdarzyło się jej o nich wspomnieć dwa razy w wakacyjnym liście do Diany. Rzecz jasna, Diana Potter nie była ani trochę zainteresowana biżuterią wysadzaną obrzydliwie drogimi kamieniami.
- Poniedziałki z transmutacją brzmią naprawdę dobrze. - odezwała się, odwracając twarz do Morelle. - Nie wiedziałam nawet, że zdałaś OWTM-y na tyle dobrze, żeby uczestniczyć w transmutacji.
- Mój ojciec zapłacił Dumbledore'owi, żeby podniósł McGonagall stawkę i przyjęła mnie na zajęcia. Czy to nie cudowne? - uśmiechnęła się szeroko. Mina Diany zrzedła.
- Nie, zupełnie nie cudowne. Ktoś kto zasługuje na miejsce w tej klasie został odrzucony, bo ktoś o aspiracji żony trofeum marzy o transmutowaniu kielicha w szczura. - głos Diany zupełnie ociekał ironią, która skierowana była do dziewczyny.
- Nie jesteś przypadkiem zbyt krytyczna? – zapytała Nastia, a Parkinson poparła ją energicznym kiwnięciem głowy. Trzy Ślizgonki z rocznika 1960 były chyba najbardziej niezgodnymi współlokatorkami w całym Hogwarcie. – Morelle zrobiła to, żeby chodzić z nami na wszystkie zajęcia. Poza tym, nie każdy musi być tak spięty i skupiony na nauce jak ty. Za moment dorównasz Evans ze spiętą dupą.
- Nigdy więcej nie porównuj mnie do Evans ze spiętą dupą, doskonale wiesz jak jej nie lubię. – odparła z delikatnym uśmiechem, sugerując koleżankom poprawę humoru. Jak na zawołanie, wymieniona wcześniej Evans ze spiętą dupą weszła do Wielkiej Sali, a za nią trójka Huncwotów. James dyskutował o czymś z przeraźliwie rozbawionym Syriuszem. To właśnie na nim Diana skupiła swoje zmrużone oczy. Moment później na suficie pojawiły się materiałowe girlandy w landrynkowym kolorze i ogromny napis nad stołem Gryffindoru, głoszący klasyczne „Evans, umówisz się ze mną?". Rudowłosa wrzasnęła przeraźliwie, zbierając całą uwagę wchodzących uczniów, jak i tych, którzy byli już obecni w Sali. Wybiegła z niej z płaczem, po raz kolejny traktując to jako głupi żart Pottera. Ten zaś uśmiechał się wręcz idiotycznie, maskując w duchu żal spowodowany kolejną porażką związaną z Evans ze spiętą dupą.
CZYTASZ
opium | Syriusz Black
Romancewe're classic together like egyptian gold [Londyn w zwyczaju miał witać przechodniów swoją kapryśną pogodą, która zaskakiwała ich kiedy tylko mogła. Piękny, słoneczny sierpniowy dzień w kilka sekund zamienił się w jeden z tych najgorszych. Na niebie...