Końcówka wakacji nie była zbytnio emocjonująca. Remus Lupin przyjechał na kilka dni, aby odwiedzić Syriusza i Jamesa, oraz przy okazji dorobić parę groszy do swojej szkolnej wyprawki. Diana zaś spędziła dwa dni w rezydencji Rosierów. Nie przepadała za tym miejscem, ale wypadła jej kolej odwiedzin i najzwyczajniej w świecie nie mogła odmówić, by nie sprawić przykrości rodzinie przyjaciółki. Była uwielbiana przez ten wymierający ród, ponieważ Katharina i Edmund Rosierowie cenili w niej dobry wpływ na ich dzieci. Bywała na wielu balach oraz spotkaniach rodzinnych organizowanych przez nich jako gość honorowy. Wspomnieć jednak należało, że pomimo wspaniałych relacji, atmosfera w ich domu była wręcz nie do zniesienia. Diana uwielbiała przepych, elegancję i klasykę, lecz nie potrafiła odnaleźć się w zimnych pomieszczeniach. Nie znosiła także służących kręcących się w każdym zakamarku i naruszających prywatność domowników.
Pierwszy września był dla niej wyjątkowo dziwnym dniem. Obudziła się z poczuciem, że zapomniała o czymś ważnym. Nie była jednak w stanie przypomnieć sobie o tym i z wielkim niepokojem przygotowywała się do wyjścia. Gdy wreszcie skończyła, zniosła samodzielnie swój kufer do głównego holu. Tam spotkała ją niemiła sprzeczka Jamesa z rodzicami o jego zachowanie. Nie do końca rozumiała o co chodzi, ale udało się jej wywnioskować, że sprawa była dość poważna. Jej brat ciskał bez przerwy przekleństwami, a stojący nieopodal Syriusz w towarzystwie Lupina, śmiał się pod nosem. Jego mądrzejszy, blond kolega nie odważył się wydusić z siebie żadnego dźwięku. Było to odpowiednie posunięcie, ponieważ gniew Euphemii Potter spuszczony ze smyczy potrafił być bardzo niszczycielski.
- Diana, spakowałaś wszystko? -zapytała kobieta przerywając wywód swojego syna. Oznaczało to zakończenie spięcia, a raczej urwanie go. Matka najzwyczajniej w świecie nie chciała więcej słuchać słów Jamesa i najwidoczniej miała ku temu doskonały powód.
- Tak. Zapakowałam też trochę waleriany, na wypadek, gdybym stresowała się jakimś testem. – odpowiedziała szczerze. Kobieta uśmiechnęła się do niej. W jej oczach widoczna była ulga, a nawet cień dumy z tego, jak dobrze zorganizowana była jej córka.
- Za piętnaście minut ruszamy. Remusie, sprawdź jeszcze raz czy masz wszystko ze sobą. Syriusz, nie próbuj przemycać alkoholu, bo zaklęcie rzucone na drzwi nawet cię przez nie nie przepuści. – rzekła na jednym wydechu, skupiając swoje spojrzenie na pierworodnym synu. – Co do ciebie, James, nie dostajesz w tym roku żadnych dodatkowych pieniędzy. Nawet w nagrodę za dobre stopnie.
- Nie uważasz, że to zbyt sroga kara? – wtrącił Fleamont. Mina zrzedła mu w momencie, gdy zobaczył twarz wściekłej żony.
- Diana będzie kupowała twój ekwipunek, kiedy czegoś ci zabraknie. I tylko spróbuj przejść w tym roku do Hogsmeade w jakikolwiek niedozwolony sposób, a zostaniesz zabrany do domu. – stwierdziła stanowczo. Brunet pokiwał niechętnie głową, poprawił swoje okulary i przeszedł na drugą stronę korytarza. Założył na siebie jeansową kurtkę. Był gotowy do wyjścia, chociaż jego nietęga mina wcale na to nie wskazywała. Nie miał najmniejszej ochoty wychodzić z domu, bo jego życie miało wywrócić się do góry nogami w tym roku szkolnym. Wiedział o tym już od dawna, bo zwiastunem był brak odpowiedzi na listy od Lily.
- Wychodzimy. – zarządziła Euphemia, otwierając drzwi. Wyszli gęsiego, Syriusz jako ostatni. Jak przewidziała, nie został przepuszczony przez barierę, która odepchnęła go do tyłu z zatrważającą siłą. – W tej chwili wyjmujesz cały alkohol, który próbujesz przemycić. – syknęła przez zaciśnięte zęby. Jako jedyna potrafiła utrzymać Blacka jako tako w ryzach, ponieważ Walburga nie przykładała zbytnio wagi do jego wychowania pod aspektem psychologicznym. Młody arystokrata miał pozwolenie na wszystko. Łącznie z hucznymi imprezami zakrapianymi alkoholem i innymi środkami odurzającym. Najważniejszym było jednak, by działo się to cicho i nikt nie plotkował na ten temat.
Syriusz był niepocieszony, ale posłusznie wyjął cztery butelki ognistej whisky, dwanaście piw, osiem butelek skrzaciego wina i litr rosyjskiej wódki. Wszystko to zbierała Pani Lupin niemalże w amoku, chcąc jak najszybciej wypuścić go z domu, aby tylko nie spóźnili się na pociąg. W końcu przeszedł przez barierę i wszyscy znaleźli się w samochodzie. Diana wciśnięta została w środek pomiędzy Remusem a Syriuszem, James zajął miejsce z przodu. Prowadziła matka, bo Fleamont moment wcześniej deportował się do pracy. Pani Potter była tego dnia wyjątkowo rozdrażniona, dlatego też jazda z nią nie do końca była bezpieczna. Łamała wszystkie możliwe mugolskie przepisy, a przy zatrzymaniu przez funkcjonariusza policji, najzwyczajniej w świecie rzuciła na niego confundusa.
- Trochę rozdrażniona. – mruknął ledwo słyszalnie Syriusz. Diana spojrzała na niego spod byka. On zaś obdarzył ją najbardziej łobuzerskim uśmiechem, jaki tylko posiadał.
- Jeśli chcesz dojechać, radzę ci siedzieć cicho. – szepnęła Potter obracając głowę w bok, aby jeszcze raz na niego spojrzeć. Black prychnął.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić. – odparł pewny siebie. Rozłożył się wygodnie na siedzeniu, jedną ręką położył na jej karku, a palcami szturchał Lupina, żeby trochę go rozruszać.
- Na brodę Merlina, Łapo, przestań! – odezwał się trochę zbyt głośno Remus. Na te słowa James odwrócił się w ich stronę z niewyobrażalnie głupim uśmiechem i ognikami w oczach. Diana poczuła się zażenowana, chciała zapaść się pod ziemię tylko i wyłącznie z powodu Blacka. A raczej jego irytującego dotyku na jej szyi. Nie lubiła go, bo powodował ciarki. Cholerne ciarki dające znać o tym, że jednak trochę się jej podobał. Tak jak wszystkim innym dziewczynom w Hogwarcie, które wręcz zabijały się o moment uwagi z jego strony.
- Przestanę.
CZYTASZ
opium | Syriusz Black
Romancewe're classic together like egyptian gold [Londyn w zwyczaju miał witać przechodniów swoją kapryśną pogodą, która zaskakiwała ich kiedy tylko mogła. Piękny, słoneczny sierpniowy dzień w kilka sekund zamienił się w jeden z tych najgorszych. Na niebie...