Londyn w zwyczaju miał witać przechodniów swoją kapryśną pogodą, która zaskakiwała ich kiedy tylko mogła. Piękny, słoneczny sierpniowy dzień w kilka sekund zamienił się w jeden z tych najgorszych. Na niebie pojawiły się czarne chmury zwiastujące siarczysty deszcz. Przecinały je co chwila pioruny, a grzmoty roznosiły się z zatrważającą szybkością. Wiatr zerwał się z niewyobrażalną siłą, wywracając wszystko, co tylko napotkał na swojej drodze. Mugolskie radio odbiorniki zostały zalane komunikatami o katakliźmie, który już za moment miał wywrócić ich życie do góry nogami.
Syriusz Black zdawał się nie zwracać na to uwagi, gdy zajmował swoje ukochane miejsce na dachu budynku przy ulicy Grimmauld Place pod numerem dwanaście. Wypalał kolejnego papierosa wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt, a jego głowę przejęły myśli o przyszłości. Była ona rozchwiana tak jak jego uczucia, które nie dawały mu spokoju już od dłuższego czasu. Wszystko, co go trapiło miało swój początek w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Miejsce to odmieniło jego życie sześć lat wcześniej, gdy ku zaskoczeniu całej rodziny, został przydzielony do Gryffindoru. Tym samym ambicje kierujące jego apodyktyczną matką zostały zniszczone, powodując nienawiść kierowaną do wszystkich żyjących stworzeń. Włącznie z nim.- Panie Syriuszu, pani Walburga prosi o powrót do domu. - zaskrzeczał obrzydliwie Stworek, wybudzając go z transu. Za bardzo skupił się na swoich myślach, by dostrzec jak szybko zmieniła się pogoda. Dopiero wtedy zaczął odczuwać zimno powodowane przez wiatr. Pokiwał głową z niesmakiem, a ręką wykonał gest mający na celu odwołanie skrzata. Stworzenie zniknęło. On sam jeszcze dopalał papierosa, którego wyrzucił dopiero, gdy spadły na niego pierwsze krople deszczu. Podniósł się z niechęcią, ujął swoje zapiski pod ramię i wolnym krokiem pomaszerował do ustawionej drabinki. Wśród pogniecionych kawałków pergaminu, oprócz listów od Jamesa i odpowiedzi, którą napisał kilka chwil wcześniej, znajdowało się coś jeszcze. Był to jego dziennik, starannie obity czarną skórą, ze złotymi inicjałami na grzbiecie. Nie rozstawał się z nim ani na chwilę, tworząc tym samym atrybut. Kojarzony był właśnie dzięki temu, że zawsze go ze sobą zabierał. Zszedł po drabince zupełnie nieostrożnie, zatrzaskując za sobą klapę. Wydała z siebie głuchy dźwięk, alarmując o jego powrocie. Wychodząc na korytarz trzeciego piętra przyspieszył, chcąc przemknąć niezauważonym do swojego pokoju. Tym razem, na jego szczęście, plany nie zostały pokrzyżowanie przez żadnego z domowników ani kuzynkę Narcyzę, która pomieszkiwała u nich ze względu na pracę w Ministerstwie Magii. Nie mógł kłamać, że nie przepadał za Narcyzą. Cyzia była jedną z tych członkiń rodziny, która nie działała mu na nerwy tak jak reszta. Była zrównoważona, a jej mózg nie został jeszcze wyprany przez propagandę rosnącego w siłę Lorda Voldemorta. Ale o tym się nie mówiło. Czarny Pan zdobywał chwałę strachem i był tematem tabu. Nawet w jego domu.
Sypialnia należąca do młodego Blacka była idealnym manifestem jego wszystkich poglądów oraz nienawiści do rodziny. W przeciwieństwie do sąsiadującego pokoju Regulusa, ten jego urządzony był w czerwono-złotych barwach Domu Lwa. Ściany obite niegdyś elegancką i zapewne bardzo drogą tapetą, pokryte zostały plakatami rockowych zespołów oraz wizerunkami półnagich kobiet. Wcale ich (kobiet) nie lubił, wisiały tam tylko po to, by irytować Walburgę. Biurko stojące obok wielkiego okna zawalone było papierami, zużytymi kałamarzami oraz połamanymi piórami. Kufer z Hogwartu, nigdy nie rozpakowany, zajmował zaszczytne miejsce na środku całego bałaganu. Nie przejmował się sprzątaniem, ani nie dopuszczał Stworka do swojego królestwa, by ten mógł uprzątnąć bałagan za niego. Z namiętnością odliczał ile dni pozostało mu do powrotu do szkoły, aby wreszcie mógł wyruszyć na ostatni rok i już na zawsze opuścić dom rodzinny. Suma odłożona w poprzednich latach pozwoliłaby mu na małe mieszkanko przy Pokątnej, co cieszyło go niemiłosiernie.
Niczym król rozsiadł się na swoim łóżku, wgapiając się w baldachim z nieodgadnioną miną. Rozmyślał o swoich przyjaciołach, a w szczególności o Jamesie, za którym tęsknił. Z tego co przeczytał w ostatnim liście wynikało, że wyjechał wraz z rodzicami i siostrą na wakacje do Egiptu. Marzył, by być tam z nimi. Pragnął oderwać się od rzeczywistości oraz tego paskudnego pokoju, w którym przyszło mu mieszkać przez dwa miesiące w roku. Westchnął, licząc w głowie ile papierosów pozostało mu do spotkania ze szmuglerem. Dwanaście. Powinien przeżyć, jeśli Walburga nie zestresuje go kolejnym wymysłem.
- Syriuszu, kolacja. - drzwi otworzyły się bez pukania, wypuszczając białe włosy Narcyzy do środka razem z odrobiną światła z korytarza. Black uśmiechnęła się do niego ciepło, uchylając je jeszcze szerzej i ukazując całą swoją sylwetkę. - Chodź, ciocia Wal zdenerwuje się na twoje ociągania.
- Doskonale wiesz jak bardzo mi się chce. - odpowiedział nieco ironicznie, na co ona uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Wstał z łóżka, kładąc na stoliku nocnym sygnet zakupiony mu przez Pottera.
- Dzisiaj jest bardzo spokojna, nie powinna się na ciebie gniewać. - przepuściła go w drzwiach i razem wypadli na korytarz. - Zresztą, twój ojciec chyba jej po prostu dolał waleriany do porannej kawy. - dodała po chwili konspiracyjnym szeptem, na co oboje uśmiechnęli się do siebie głupkowato. Wpadli do jadalni, żywo dyskutując na temat nowego zadania Cyzi w pracy. Walburga zgromiła ich wzrokiem, a Orion parsknął na to śmiechem. Moment później otrzymał to samo, chłodne spojrzenie. Spoważniał, tak jak i jego synowie. Zajęli swoje miejsca w zupełnej ciszy, czekając aż Stworek wraz ze swoją skrzacią matką podadzą do stołu wystawny obiad. Black przyzwyczajony był do przepychu przy rodzinnym stole, do drogich zastaw, srebrzystych sztućców oraz kryształowych kieliszków. Wszystko to opatrzone było herbem rodu, który widniał wszędzie, gdzie tylko mógł zostać umieszczony. Irytowało go to, jak dumni byli jego najbliżsi krewni. Jeszcze bardziej drażniło go przekonanie o własnej doskonałości poprzez czystość krwi. Oh, jak bardzo tego nienawidził.
- Smacznego. - powiedziała chłodno Walburga, obserwując swoimi szarymi oczami pierworodnego syna. Syriusz kiwnął jej jedynie głową, nie chcąc odzywać się, by nie wywołać przypadkiem kolejnej awantury. Był nimi po prostu wykończony, miał po dziurki w nosie słuchania problemów Walburgi oraz jej wyidealizowanych ram, w które chciała go wpychać. Stworzyła mu nawet listę kandydatek na żonę, które jej zdaniem były godne przejęcia nazwiska Black. Gdzieś w połowie tej listy Syriusz dostrzegł kilka interesujących go imion, lecz był tak zaślepiony buntem, że nawet nie miał czasu na przemyślenie korzyści płynących z aranżowanego małżeństwa.
Drugie danie przybyło na stół wraz z listem w czarnej kopercie, który adresowany był do Walburgi. Kobieta z uśmiechem na twarzy otworzyła go, by po chwili podrzeć pergamin i spalić go zaklęciem. Syriusz obserwował ją z wargami zaciśniętymi w wąską kreskę, próbując domyślić się nadawcy listu wywołującego u jego matki tak silną reakcję. Przyglądał się intensywnie jej długim paznokciom pomalowanym na czarny kolor, palcom opatrzonym w drogie pierścienie, a na końcu skupił swoją uwagę na jej twarzy. Nie była stara, dobiegała dopiero do czterdziestu dwóch lat. Czoła Walburgi Black nie zdobiła ani jedna, najmniejsza zmarszczka, co zawdzięczała zabiegom pielęgnacyjnym we Francji. Platynowe włosy sięgające do pasa lśniły, delikatnie falując się tego dnia przy końcach. Zwykle włosy jego matki były silnie skręcone oraz upięte. Z zaskoczeniem więc obserwował drobne zmiany w wyglądzie rodzicielki, która była miłośniczką porządku oraz rutyny.
- Dziękuję za obiad. - odezwała się zachrypniętym głosem. Szczupłymi dłońmi chwyciła papierośnicę i wstała ze swojego miejsca, kierując swoje kroki do wyjścia. Gdy wreszcie opuściła jadalnię, Orion Black parsknął śmiechem. Syriusz zaś przewrócił oczami, w spokoju kończąc posiłek, podczas kiedy Cyzia kopała go nerwowo w kostkę, aby go pospieszyć. Zostawanie po wyjściu gospodyni było w ich domu kolejnym, absurdalnym powodem do karczemnej awantury. Zdawało się jednak, że tym razem to nie nastąpi, ponieważ drzwi wejściowe donośnie trzasnęły, sugerując wyjście Walburgi z domu.
CZYTASZ
opium | Syriusz Black
Romancewe're classic together like egyptian gold [Londyn w zwyczaju miał witać przechodniów swoją kapryśną pogodą, która zaskakiwała ich kiedy tylko mogła. Piękny, słoneczny sierpniowy dzień w kilka sekund zamienił się w jeden z tych najgorszych. Na niebie...