Żar lejący się z nieba powodował dyskomfort rodzinie turystów rozłożonej na leżakach przy basenie. Małżeństwo w średnim wieku rozmawiało o czymś przyciszonymi głosami, a dwójka nastolatków była na siebie niewyobrażalnie naburmuszona. Sugerowała to nietęga mina czarnowłosej, niemalże wychudzonej dziewczyny, której blada skóra zdawała się wręcz świecić odbijając promienie słońca. Chłopak w wieku zbliżonym do jej uśmiechał się głupkowato, mając na nosie przeciwsłoneczne okulary, koszulę z kwiecistym motywem oraz krótkie, czarne spodenki. W dłoniach trzymał gazetę, której zdjęcia poruszały się powoli, przedstawiając uśmiechniętych ludzi ubranych w togi. Atmosfera pomiędzy nimi zdawała się być ciężka.
- Piekielnie nudzi mnie Egipt. - powiedział czarnowłosy chłopak, przeciągając się leniwie. Rozległ się trzask jego rozciągających się kości. Dziewczyna o tym samym kolorze włosów skrzywiła się znacznie, obserwując poczynania brata. - Masz ochotę na jakąś drobną rozrywkę, Diana?
- Spasuję, Jamie. - odparła i zakryła swoją twarz kapeluszem, leciutko przy tym wzdychając. Temperatura wykańczała ją do tego stopnia, że każdy dzień spędzała wlewając w siebie litry wody i błagała rodziców o powrót do Londynu, gdzie spokojnie mogła ubierać swoje ulubione, rozciągnięte bluzy. James zaś przedłużał wyjazd jak tylko mógł, znajdując sobie co raz to nowe powody do pozostania. Chodził na poszukiwania skarabeuszy, brał udział w nielegalnych pojedynkach magicznych bądź po prostu, podrywał Egipcjanki i zabierał je na zakrapiane alkoholem imprezy. Diana pojawiła się na kilku dnich, racząc się lampką lub dwoma skrzaciego wina i odpędzała adoratorów próbujących obiecać jej zamek oraz życie egipskiej księżniczki.
- Nie daj się prosić, siostruniu. - stanął nad nią ociekając potem. - Chciałbym pokazać ci wreszcie chociaż trochę dobrej zabawy, póki mamy na to czas.
- Czego nie rozumiesz w tym, że nie mam nastroju? - zaburczała wściekła. Przypominało to warkot zdenerwowanego psa. James w odwecie ściągnął jej kapelusz i zaczął obracać go pomiędzy palcami. - Chyba robisz sobie ze mnie jaja, Potter.
- Chooodź, Potter. - odrzekł z nonszalanckim uśmiechem i ku jej głośnym protestom, ściągnął ją z leżaka. Przerzucił przez plecy drobne ciało siostry bez najmniejszego problemu, był wystarczająco silny, aby unieść dwie dziewczyny gabarytów Diany. Zniósł ją w do hotelu i odstawił dopiero w ich wspólnym pokoju. - Ubierz się ładnie, może kogoś poznasz. - wyszczerzył się, za co dostał uderzenie łokciem w brzuch. Zgiął się delikatnie, a na jego twarzy pojawił się nieznaczny grymas. Zaraz jednak wybuchnął śmiechem, bo taki po prostu już był. James istniał jako dziecko szczęścia, zaś jego siostra kojarzona była raczej ze śmiercią, a nie radością. Być może powodowane to było przez spokój, którym na pozór się cechowała. Nie lubiła się wyróżniać i emanować pewnością siebie tak jak jej brat. Dlatego też trzymała się na zdecydowanym uboczu w szkole, momentami nie przyznając się do bycia jego siostrą. Czasami kłamała, że to zwyczajna zbieżność nazwisk i nie ma z nim nic wspólnego. Niektórzy w to wierzyli, inni zaś pukali się w czoło, bo James był jedną z najbardziej uwielbianych osób. Ciężko było pojąć dlaczego Diana Potter woli tkwić gdzieś ze swoją jedyną koleżanką, zamiast pławić się w świetle sławy jednego z najlepszych szukających.
- Wcale nie chcę nikogo poznawać, jakby kogokolwiek to obchodziło. - burknęła po dłuższej chwili zastanawiania się czy w ogóle powinna to robić. Brunet parsknał, trącając ją delikatnie w ramię. - No co? I tak czeka mnie aranżowane małżeństwo. W najlepszym wypadku z jakimś Ślizgonem lub ex-Ślizgonem, który nie uzna mnie za obrzydliwą. - uśmiechnęła się krzywo, a następnie zaczęła wygrzebywać z kufra ubrania, które jej zdaniem nadawałyby się na imprezę w Egipcie. James nie za bardzo wiedział co mógłby powiedzieć, próbował dobrać odpowiednie słowa, żeby jej nie dobić, ale nie potrafił ich wypowiedzieć. Czasami obchodził się z nią zbyt delikatnie, na przykład wtedy, kiedy zakazał uczniom zastraszania jej oraz nazywania dziwactwem, zamiast potrząsnąć nią i ustawić ją do pionu. Wielu zauważyło jej problemy z odżywianiem oraz fakt uporczywego wbijania paznokci w wewnętrzną część dłoni. Robiła to, aby nie wybuchnąć. Podczas, gdy James się nie odzywał, również to robiła.
- Czasami nie wiem jak z tobą rozmawiać. - odezwał się po dłuższej chwili, dostrzegając ten okropny odruch, który wyrobiła sobie przez wiele lat. Usiadł tuż obok niej, cichutko wzdychając i próbując dobrać odpowiednie słowa po raz kolejny. - Jesteś naprawdę piękna i wartościowa, z twoimi wybitnymi wynikami w nauce czeka cię świetlana przyszłość. Potrzeba ci więcej wiary w siebie. - objął ją delikatnie ramieniem, ściągając na siebie wzrok delikatnych, orzechowych oczu. Stały w nich łzy, którym jeszcze nie pozwoliła na swobodne ściekanie po policzkach. - Nie płacz, nie ma do tego powodu.
- Nie winię cię za brak zrozumienia, James, ale czasami powinieneś spojrzeć poza czubek góry swoich wartości życiowych. - parsknęła na pozór ironicznie. Odsunęła się gwałtownie na bezpieczną i komfortową odległość, obserwując go spod byka. Mało kto wiedział, że cechowała się ogromną impulsywnością, która była zupełnie identyczna co u Jamesa. Nie pokazywała tego, bo zwykle nie chciała być do niego porównywana.
- Uwielbiasz być uszczypliwa, kiedy chcę ci pomagać. Powinienem się do tego przyzwyczaić, ale wciąż, trochę boli, wiesz? - ton jego głosu z wesołego, zmienił się na ten pełen goryczy i żalu. Diana nieznacznie wykrzywiła twarz, analizując problem, który właśnie ją spotkał. Wiedziała doskonale jak wrażliwą osobą był James, ale szczerze nienawidziła momentów, gdy postanawiał nazywać to co czuje. Powodowało to u niej zwyczajne poczucie złości na samą siebie, za sprawianie mu przykrości.
- Gwiazdce Quidditcha nie wypada się mazać. - sarknęła, naciągając na siebie krótkie spodenki z dziurami oraz czarną koszulkę Led Zeppelin z frędzlami. Do tego dobrała koszulę w kratę, na wypadek, gdyby jakimś cudem miała zmarznąć. - Idziemy?
- Szkoda, że w szkole nie jesteś taka pyskata, Dia. - odparł wpatrzony w nią z uniesioną brwią. Brunetka zaśmiała się ironicznie, klaszcząc w dłonie. James uniósł brew jeszcze wyżej, a ona zamilkła wiedząc, że trochę przesadziła.
- Moje życie w tej szkole jest poza zasięgiem twoich pyskówek, Jamie. Zapamiętaj. - dodała po chwili, kreując się na zirytowaną oraz zasadniczą. Potter pokręcił głową, dodając do swojej stylizacji zaczarowany zegarek i zbliżył się do wyjścia, podając siostrze ramię.
- Dopóki ty komentujesz moje, ja będę komentował twoje. I nawet nie próbuj się o to spierać.
CZYTASZ
opium | Syriusz Black
Romancewe're classic together like egyptian gold [Londyn w zwyczaju miał witać przechodniów swoją kapryśną pogodą, która zaskakiwała ich kiedy tylko mogła. Piękny, słoneczny sierpniowy dzień w kilka sekund zamienił się w jeden z tych najgorszych. Na niebie...