Nauka

207 19 2
                                    

W niedzielne popołudnie przyjechał po mnie Ian. Miał nauczyć mnie jak pozyskiwać magię z natury czy innych osób i pokazać mi jak ją okiełznać, żeby nie wypływała i nie robiła szkód. Kiedy zobaczył moją nogę plany sie jednak zmieniły. Zamiast do niego pojechaliśmy do szpitala. Noga faktycznie wyglądała fatalnie. Właściwie spokojnie mogę porównać ją do dojrzałego bakłażana. Była równie spuchnięta i fioletowa. Zrobili mi prześwietlenie i okazało się, że jest pęknięta w trzech miejscach. Zafundowali mi gips na sześć tygodni.

To jednak nie pokrzyżowało moich planów nauki, choć zamiast jechać do Iana pojechaliśmy na łąkę. Uznałam, że lepiej bedzie jesli nie spotkam Megan, zwłasza jeśli będę z jej bratem. Wiedziałam, że nie będzie łatwo szło. Ból w nodze i ciągłe myslenie o Jeremym nie były dobrym sposobem na skupienie. Ian jednak sądził inaczej.

- To proste. Spójrz. Wystarczy zamknąć oczy i pomyśleć o mocy tkwiącej w ziemi. Skup się, jeślij Ci to pomoże połóż ręce na trawie.

Próbowałam milion razy ale nic z tego nie wychodziło. W końcu kiedy dostałam dokładne instrukcje jak postępować coś zaczęło się dziać.

- Powoli - mówił Ian - zamknij oczy, połóż ręce na ziemi, skup się. Wyobraź sobie, że dotykasz samego jądra ziemi. Że to jest magazyn mocy, zwizualizuj to sobie. Kiedy już będziesz gotowa spróbuj przebić otoczkę jądra i sięgnąć głebiej, wyobraź sobie, że możesz to poczuć. A teraz po prostu zaciśnij palce, jakbyś nabierała garść cukierków i wyciągnij to poza jądro.

Kiedy wykonałam jego polecenia poczułam wibracje. Najpierw w palcach, ale zaraz rozciągnęły się na całe ciało. Spróbowałam jeszcze raz, drugi i dziesiąty, a kiedy nie sprawiło mi to większej trudności pomyślałam, że to równie proste jak oddychanie.

- Dokładnie to samo będziesz musiała zrobić z Twoim ojcem. Musisz odnaleźć punkt kulminacyjny jego magii i całą ją z niego wyciągnąć. - powiedział kiedy wchodziliśmy do jego domu.

Kiedy weszliśmy do środka Megan schodziła po schodach, a kiedy nas zobaczyła stanęła jak zamurowana.

- Co wy tu robicie? - zapytała zdezorientowana. - co Ci się stało?

- Ja tu mieszkam. - wzruszył ramionami Ian - a Twoja niepełnosprawna koleżanka szła się z Tobą spotkać, więc ją podwiozłem. - rzucił i zniknął w kuchni.

- Więęęc?

- Potknęłam się. - skłamałam.

- Potchnęłaś sie i złamałaś nogę?

- Potknęłam się na schodach.

- Leah Brown, mistrzyni le parkour. - przewróciła oczami.

Do szkoły woził nas Ian. Ja nie byłam w stanie, a Meg nie miała prawka. W poniedziałek miałam nadzieję pogadać z Jeremym, ale mimo, że widziałam go kilka razy na korytarzu i na stołówce na biologi się nie pojawił. W porze lunchu pognałam na stołówkę. Usiadłam do stolika Megan. Mimo, że starałam się być dobrą przyjaciołką i podpowiadać jej w kwestiach związanych z drużyną cheerlederek tym razem byłam do niczego. Jak zaklęta wpatrywałam się w plecy Jerra, który siedział na drugim końcu stołówki.

- Przestaniesz się w końcu na niego gapić?

- Co? - wyrwała mnie z transu

- Bajabongo - wycedziła - Jeszcze chwila i będziesz w stanie policzyć nici w jego swetrze. Czemu nie gadacie?

- Zrobiłam coś głupiego. - wzruszyłam ramionami.

- Chyba go nie pocałowałaś?- wybauszyła oczy

-Co? Nie, skąd! Choć przyznam szczerze, że miałam taką ochotę.

- Nic nie gadałaś! Opowiadaj, kiedy to się stało?

- Nic się nie stało, przecież mówiłam.

- Mowie o zakochaniu. Ślepy by zauważył, że jestes w nim zakochana na amen, nie kręć! - paplała Meg.

- Oszalałaś. - zastanowiłam się - A nawet jeśli, Jeremi jest kapitanem drużyny baranów więc i tak niczego to nie zmienia. Poza tym to przez niego mam złamaną nogę. - wzruszyłam ramionami uznając temat za zakończony.

Niemal w tej samej chwili dostałam smsa.

- Zdajesz sobie sprawę, że wszystko słyszę? - napisał Jerr - ps: Sama się prosiłaś.

- A co z nieszukaniem kontaktu? - odpisałam

- Rozmawianie o mnie w mojej obecności, w dodatku o sprawach które dotyczą mnie i Ciebie, a nie mnie, Ciebie i Megan też się zalicza do szukania kontaktow.

- Nie powinieneś tego słyszeć! Poza tym, napisałeś pierwszy!

- Ale słyszę, a Ty wciąż o mnie rozmawiasz, więc to nadal szukanie kontaktu, w najlepszym razie chęć zwrócenia na siebie mojej uwagi :-) .

- Wypchaj się!

Następnego dnia Jeremy, na moje nieszczęście, pojawił się już na biologii.

- Jak idzie nauka?-zapytał.

W odpowiedzi pokazałam mu, że zamykam sobie na ustach niewidzialną kłódkę i wyrzucam kluczyk za plecy.

- Jak chcesz. Chciałem, żebyś sprawdziła czy we mnie nie ma magii. - wzruszył ramionami i udawał obojętnego.

- Mogę to zrobić bez dotykania Ciebie. - wyszeptałam.

- Czyli idzie do przodu. Widzę Ian leci z tematem. - uśmiechnął się.

- Właściwie skąd wiesz o mojej nauce i kto mnie uczy?

- Naprawdę sądziłaś, ze dopoki nie nauczysz się sama uzywac magi i nią bronić zostawię Cię z tymi ofermami, niezdaro? Nie potrafisz nawet spaść ze schodów, żeby nie złamać nogi.- zaśmiał się.

- Nie prowokuj wampirow - wycedziłam wściekła czując jak gniew pali mi policzki. - zwłaszcze, jeśli - przyłożyłam cyrkiel do opuszka palca - w grę wchodzi krew.

Ian zerwał się z miejsca, a ja odłożyłam cyrkiel.

- O co chodzi panie Abrams? - zapytał profesor Duncan.

-Nic, nic. Wszystko w porządku. - wysyczał Jerr.

Spojrzał na mnie purpurowy z wściekłosci a moja satysfakcja pozwoliła mi tylko na to aby szczerzyć się do niego w sztucznym uśmiechu.

                                                ~~~~~~~~~~~~~~~~

- Wystarczy! - warknął Ian ocierając pot z czoła.

Cały wieczór sięgałam jego punktu kulminacyjnego i wydobywałam magię. Chłopak wyglądał na mocno wyczerpanego.

- Jeszcze chwila i pozbawisz mnie całej magii. Nie chcesz chyba zakopywać mnie w swoim ogródku. - wysapał kiedy próbowałam kolejny raz przebić się do jego jądra, jak zwykłam to nazywać.

- Muszę ćwiczyć! - histeryzowałam. - Nie chcę czegoś spartolić.

- Nie spartolisz - pokręcił głową. - Jesteś już gotowa.

NowicjuszkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz