Will

163 16 3
                                    

Powoli odwróciłam się do mojego włamywacza. Na moim łóżko siedział mężczyna. Gdyby nie to, że tak strasznie mnie wystraszył mogłabym uznać, że jest całkiem przystojny. Miał krótkie, czarne, kręcone włosy i piwne oczy. Wyglądał na jakieś dwadzieścia pięć lat. Spojrzałam na jego umięśnione ciało i mój wzrok padł na biceps zaraz pod rękawem krótkiej bluzeczki. Nie było tam symbolu żywiołu, który spodziewałam się zobaczyć. Natychmiast zachowałam dystans. Mężczyzna odłożył na bok książkę, którą trzymał w ręku. Kamasutra dla odważnych - osiemnastkowy prezent od Megan.

- Kim jesteś i czego chcesz?- spytałam wyzywająco.

- Jestem Twoim fanem - zakpił- podoba mi się ta lekturka.-dodał

- Czego chcesz? -warknęłam.

- Och, moja droga, jesteś dla mnie cennym skarbem - westchnął. - Ale także olbrzymim niebezpieczeństwem, dlatego chcesz czy nie, muszę zabrać Cię ze sobą.

- Niby dokąd?

- do miejsca, w którym nie będziesz zagrożeniem dla mnie, ale też dla nikogo innego. - wzruszył ramionami.

- Nie wiem o czym mowisz- zaczęłam się cofać kiedy ten zrobił krok w moją stronę.

- Może to i lepiej. - wzruszył ramionami.

Sekundę później znalazł się przy mnie. Zamachnął się i szybkim ruchem mocno uderzył mnie w potylicę. Zanim padłam bez świadomości na ziemię poczułam w ustach metaliczny smak kriw.

Ocknęłam się w ciemnym pomieszczeniu. Siedziałam na twardej, zimnej ziemi z rękami splątanymi za plecami. Głowa promieniowała mi bólem. Spróbowałam rozejrzeć się po pomieszczeniu, ale niczego nie byłam w stanie dostrzec w tych egipskich ciemnościach. Skupiłam się na łańcuchach plączących mi ręce, za pomocą magii próbowałam je rozwiązać, albo rozerwać, ale choćbym nie wiem ile mocy w to włożyła nic nie ustępowało. To samo zrobiłam ze światłem ale nadal nic się nie zmieniło. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a chwilę później otworzyły się drzwi do pomieszczenia, w którym byłam zamknięta. Natychmiast zapaliło się światło, dzięki czemu mogłam rozpoznać gdzie jestem. Byłam zamknięta w jakimś magazynie. W pomieszczeniu nie było zupełnie nic oprócz grubych rur biegnących w okół ścian. Spojrzałam na osobę, która weszła do pomieszczenia i bez najmniejszego problemu rozpoznałam w nim mojego porywacza. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.

- Jak się czujesz?- zapytał.

- Kim jesteś?-ponowiłam pytanie.

- Och, wybacz, z nerwów zapomniałem o dobrych manierach jestem Will.- wyciągnął rękę w moją stronę po czym się zaśmiał. - zapomniałem.
- Gdzie jestem?

- W miejscu w ktorym żaden mag nie będzie Cię szukał. - wzruszył ramionami - a co najważniejsze, nie możesz tu używać magii. Wiesz co jest jeszcze lepsze? Nie możesz jej tu pobierać.

-Co? - wybauszyłam oczy- Człowieku, jeśli nie będę pobierać magii, zginę.
-Naprawdę? Och, nie pomyslałem... Ach nie, czekaj, przecież właśnie dlatego Cię tu zamknąłem.

- Zwariowałeś. - mruknęłam. - wypuść mnie. Dlaczego chcesz mojej śmierci?

- Och gdybym chciał Twojej śmierci po prostu skręciłbym Ci kark. Może Cię sprzedam. Zdajesz sobie sprawę, że za arcymaga dostałbym niebotyczną sumę?

- Robisz to dla pieniędzy? Jestem nic nie warta..

- Moja droga.. Każda pani chciałaby być warta jedną dziesiątą tego co Ty.

- Możesz mi powiedzieć...

- Nie, nie mogę. Jak na arcymaga jesteś strasznie naudna.. Wybacz, ale muszę zobaczyć z moim starym przyjacielem.- uśmiechnął się. - Pozdrowię od Ciebie Jeremiego, jestem pewien, że będzie zadowolony, że schwytałem jego oprawcę. Swoją drogą swietny rzut.

- Co Ty bredzisz? - warknęłam.

- Widziałem jak nim ostatnio miotałaś po ulicy.

- Jeremy nie jest taki, on jest....

- Nie masz pojęcia kim jest Jeremy. A teraz wybacz muszę iść i lepiej nie męcz mnie więcej, bo może zechcę sprawdzić czy Twoje ciało jest warte tyle samo, jeśli potnę je na kwałki.

Po tych słowach wyszedł zostawiając mnie samą w ciemnościach z najgorszym, możliwym scenariuszem w głowie i samymi niepewnymi. Jedyne co wiedziałam na pewno, no fakt, że Will był wampirem i że znał Jeremiego.

Miałam wrażenie, że facet zostawił mnie tam na kilka dni. Siedziałam przykuta do rur, zdzierając sobie skórę z nadgarstków próbując oswobodzić ręce. Głupio marnowałam siłę i moc.

Kiedy tak się szarpałam usłyszałam ciche topnięcie wody o brzeg metalowego przedmiotu. Delikatnie macałam podłogę w okół mnie szukając źrodła tego pięknego dla mych uszu dźwięku. Po chwili moje biodro trafiło w jakiś mały przedmiot, który okazał się być miseczką. Nachyliłam się nad nią i zaczęłam chłeptać wodę jak pies, na czworaka. Zanim zdąrzyłam pomyśleć o jej zawartości jako o potencjalnym źrodle many opróżniłam zawartość jednym haustem. Dopiero po chwil uświadomiłam sobie to co zrobiłam i bez resztek nadziei opadłam na zimną podłogę.

Próbowałam połączyć się telepatycznie z Ianem , z Drakem albo z kimkolwiek innym. Efektu nie było żadnego poza faktem, że czułam jak mana powoli opuszcza moje jądro czyniąc je tylko węższym i słabszym. Po kilku godzinach prób moje głowa bezwładnie osunęła mi się na ramię a ja zasnęłam ciężkim i długim snem.

Kiedy się obudziłam światło w celi było zapalone. Pierwszym co poczułam był zapach krwi a zaraz potem zaczęło palić mnie w gardle i nie mogłam oddychać. Wzrok mi się zamazywał i żeby cokolwiek zobaczyć musiałam się bardzo skupić. Spojrzałam na posteć leżącą w kącie obok mnie. Zmrużyłam oczy i spostrzegłam Jeremiego, umazanego krwią i bredzącego coś pod nosem. Cholera. Delikatnie szturchnęłaam jego ramię nogom, bo tylko tak byłam w stanie go dotknąć.

- Jeremy! - szturchnęłam go - Jeremy, cholera, obudź się. Nic Ci nie jest? Powiedz coś!
- Leah, to Ty? - wymamrotał.
- Nie, kundel bury, czego chcesz? - warknęłam lekko poddenerwowana. - Jak się tu dostałeś?
- Kiedy ten kretyn powiedział mi co zrobił wpadłem w szał, mało go nie rozerwałem, ale potraktował moje ręce osiowymi wykałaczkami i nie miałem jak się bronić. Ostatnie co pamiętam to zastrzyk z werbeny i... Ocknąłem się tutaj. - wzruszył ramionami.
- Ty cholerny idioto- sapnęłam - Co Ci wpadło do tego pustego łba? Nie mogłeś udawać zachwyconego i powiedzieć o wszystkim Ianowi? On by coś wymyślił. A teraz siedzimy tu razem. Jak bez mocy a Ty bez siły, świetnie.
- Och przepraszam, że nie pomyślałem o tym, aby poskarżyć się Twojemu najlepszemu przyjacielowi. W razie gdybyś się nie domyśliła, bardziej byłem zajęty zamartwianiem się o Ciebie. Poza tym od kiedy to bardziej ufasz Ianowi niż mi? - warknął
- Od kiedy wymazałeś mi wspomnienia o sobie. - wycedziłam. - Swoją drogą nic dziwnego, że nie chcesz mieć przyjaciół. Skoro wszyscy są tacy jak on..
- Will jest w porządku. Był. A gdybyś Ty nie próbowała bawić się w jakieś kretyńskie arcymagowanie nie było by tu ani mnie, ani Ciebie, ani Tym bardziej jego. - wzruszył ramionami.
- Wyobraź sobie, że się o to nie prosiłam. Gdybym tylko miała wybór pozbyłabym się tego cholerstwa razem ze wszystkimi wspomnieniami o Tobie i nigdy więcej nie pozwoliła zliżyć się do mnie na krok, ani Tobie ani tym bardziej Twoim stukniętym koleżką.
-Proszę proszę. - odezwał się rozbawiony głos- Sprzeczka w związku?

Will podszedł do mnie i rzucił mi liść rabarbaru na kolana. Przez chwilę nie wiedziałam o co mu chodzi ale kiedy poczułam wibracje jądra natychmiast zaczęłam pobierać moc z liścia. To uzupełniło nieco moje zapasy ale niezby wiele. Wystarczyło jednak aby wrócił mi normalny wzrok i oddech.

Spojrzałam na mojego oprawce.

- Po co go tu przywlokłeś? - wskazałam głową na Jera.- Nie masz dla niego innej celi?
- On się dla Ciebie poświęca i skacze do gardła przyjacielowi a Ty mu się tak odwdzięczasz? Nie ładnie, arcymagu. - zacmokał ustasmi. -Mówiłem Ci Jer, miłość do magów to złudna mrzonka, oni potrafią kochać tylko siebie nawzajem.
- Zamknij się, Will - westchnął Jeremy.
- Co Ty bredzisz? -warknęłam - On nie rozumie tego pojęcia - zakpiłam
- O, proszę - roześmiał się Will - Nie powiedziałeś jej?

NowicjuszkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz