4. Nawiedzenie

79 12 24
                                    

Trybuny powoli stawały się puste, a księżyc wychodził na niebo. Wrześniowa mgła zgrała się z lekkim deszczem, a Mike cieszył się, że nie zaczęło padać, kiedy grali.  Grupa przyjaciół stała koło wejścia na trybuny z uśmiechami na twarzy, plotkując o wygranym przez ich szkołę meczu. Jake dołączył do nich dosłownie po chwili.

— Jacob — zaczepił Mike, kiedy zauważył swojego przyjaciela.— Idziemy na pizzę, dołączysz?

Blondyn jedynie powolnie kiwnął głową informując, że się zgadza.

— Ja niestety odpadam — Beth wtrąciła i posłała w stronę reszty malutki uśmiech. Na tą informację Kate zajęknęła. — Muszę wracać do domu. Wiecie jacy są moi rodzice.

— Odprowadzę cię — zaczął Micheal, gwałtownie łapiąc blondynkę za ramię.

— Dam sobie radę — uśmiechnęła się oraz wtuliła twarz w białą koszulkę chłopaka z numerem dwadzieścia osiem. Brunet ucałował jej włosy, trzymając wciąż twarz przy blond pasemkach dodał:

— Uważaj na siebie.

Beth zniknęła po chwili ciszy za trybunami, a pomiędzy grupą przyjaciół ponownie zapanował szmer, który tym razem przerwał Jacob.

— Ludzie — mlasnął Jake. — Ja jednak też nie mogę przyjść.

— Co? Czemu? — Kate poprawiła torbę na ramieniu, która co chwili zsuwała się z materiału jej bluzy.

— Muszę pomóc mamie — skłamawszy, odwrócił się i bez pożegnanie zaczął odchodzić, jednak powstrzymała go ręką jego przyjaciela na jego nadgarstku. Jake próbował udać, że wcale nie zirytowała go ta nagła troska.

— Wszystko gra? — Mike uniósł brew, ilustrując dokładnie blondyna. — Odkąd wróciłeś z tej szatni zachowujesz się dziwnie.

— Wszystko jest okej — Jake spróbował uśmiechnąć się jak najszczerzej poprawił, ale wnioskując po minie Micheal'a - nie udało mu się to. Zrezygnował z dalszych kłamstw i odszedł od rówieśnika.

Naiwniak, pomyślał Jake oraz odszedł w stronę lasu.

***

Telefon zadzwonił o drugiej, może drugiej trzydzieści, budząc tym Beth. 

Leniwie przyrzuciła włosy oraz chwyciła telefon, patrząc na nadawcę - Mike. Blondynka zamruczała pod nosem i zwróciła uwagę na odpięte dwa guziki z jej koszuli nocnej, jednak po chwili olała to i odebrała telefon, ledwo przeciągając koniuszkiem palca po ekranie.

— Beth — Mike westchnął z wyraźną ulgą, a wargi Sherwood wypięły się ku górze w niewidoczny  uśmiech. — Nawet nie wiesz jak się martwiłem.

— Dlaczego? Coś się stało? — zapytała blondynka szeptem, nie miała siły, aby pogłośnić ton głosu. Jej umysł nadal pogrążony był w głębokim śnie.

— W lesie znaleziono ciała — oznajmił brunet, a Elisabeth mogła wyczuć, że chłopak się zatrzymał w miejscu, a jego oddech był płytszy.

— Ciała? Było ich kilka? — Beth podniosła się do pozycji siedzącej, wzdrygając się z zimna. Był wrzesień, dlatego Sherwood nie miała problemu by spać przy otwartym oknie, jednak teraz uważała, że to była najgorsza decyzja w jej życiu.

— Yhm — odmruknął Prescott, ziewając. Beth zastanawiała się skąd wie o ciałach skoro wiadomości są dopiero rano, ale szybko znalazła pierwszą lepszą wymówkę, uspakajać myśli. Ile ich było? - pomyślała Beth, ale nie chciała zadać tego pytania, tylko poczekać na świt i dowiedzieć się tego z internetu. Mike westchnął, jakby usłyszał jej myśli i szepnął: — Dokładnie sześć. Każdy miał takie same obrażenia.

krwawa rzekaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz