8. Zdobycz

60 10 10
                                    

W sali szpitalnej pachniało siarką i tanimi perfumami. Rudowłosa leżała na łóżku z kroplówką podłączoną do ręki. Jej oddech był równy i kiedy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, natychmiast uchyliła powieki, jednak przez rażące światło, zamknęła je równie szybko co je otworzyła. Skrzywiła twarz, czując piekący ból w okolicach brzucha. Kiedy jej umysł przyzwyczaił się do światła, zaczęła dostrzegać kontury sufitu, w który twardo wlepiała wzrok. Nad jej twarzą zwisła głowa z brązowymi lokami i jednym pasmem upiętym po boku czarną spinką.

— Czy ja jestem w niebie? — wydukała Corinne przez zaciśnięte zęby. Brunetka pochylająca się nad nią zaśmiała się wesoło.

— Nie — odparła od razu i dopiero teraz rudowłosa wyostrzyła jej twarz. To była Victoria. Widząc ją, Corinne od razu podniosła się do pozycji siedzącej. Bardzo gwałtownie.

— Uważaj — głos Victorii był niezwykle kojący, prawie anielski.

— Ile spałam? — Corinne ruchem ręki zgarnęła żabkę do włosów z półki obok łóżka, jednak i tym razem skrzywiła się, kiedy zbyt nadwyrężyła mięsnie.

— Dwa dni — Vicki usiadła na brzegu łóżka i splotła ze sobą dłonie. Corinne spięła grzywkę z tyłu włosów oraz spojrzała zielonymi oczami na Victorię.

— Wyrzucili mnie z roboty? — zapytała rudowłosa, będąca pewna odpowiedzi.

— Nie — ujęła Victoria, a źrenice pacjentki powiększają się o kilka milimetrów.

— Jak to nie? Pomagałam wam. Szef nam zakazał.

Corinne uniosła brew ilustrując twarz szatynki. Czekała na jakiś ślad, świadczący o tym, że ona tylko kłamie, aby ją uspokoić. W pomieszczeniu nadal było czuć perfumy, ale tym razem męskie, ostre powiewające czekoladą. Corinne od razu spostrzegła od kogo dochodzi zapach oraz do kogo należą perfumy.

— Tomy wytłumaczył to tym, że mieliście pościg i mężczyzna dźgnął cię kilka razy w brzuch. Nikt nic nie wie, że nielegalnie nam pomagałaś — Victoria uśmiechnęła się w pełni ukazując jedynki. — Właściwie, dlaczego nam pomogłaś? Zjawiłaś się tak nagle na gali.  

Corinne wstrzymała oddech. Zacisnęła wargi w linię i przymknęła powieki, jakby nagle rozbolała ją głowa.

— Tomy coraz częściej wychodził wcześniej z pracy. Pewnego razu postanowiłam go śledzić i jego trop doprowadził mnie do dawno opuszczonego domu, podobno nawiedzonego...

Victoria zmarszczyła nos, wciąż patrząc uważnie na twarz rudowłosej.

— Usłyszałam plan o gali. Stałam tuż za drzwiami. Postanowiłam pomóc — wytłumaczyła krótko Corinne i od razu dodała:

— Przepraszam.

— Uratowałaś mi i Tomy'emu życie — Victoria uśmiechnęła się oraz czubkami dłoni przejechała po jej ramieniu. — Nie masz za co przepraszać.

Victoria wstała oraz jej dłoń prawie dotknęła klamki, kiedy usłyszała głos Corinne.

— Pasują ci te perfumy.

Victoria zmarła. Jej rękę dosłownie zdrętwiała. Cześć jej chciała po prostu wyjść, nie komentując tego, a część chciała odwrócić się i posłać rudej kobiecie uśmiech. Po kilkusekundowej ciszy, odwróciła się i uniosła kąciki ust.

— Przyznaję. Tomy ma gust do perfum.

Obydwie uśmiechnęli się do siebie, kiedy Corinne wyszeptała:

— Dbaj o niego. Taki chłopak to skarb.

— Zamierzam.

Victoria ujęła jeszcze ciszej niż policjantka. Odwróciła się oraz wyszła z sali zostawiając ją ponownie samą, zamkniętą w czterech szpitalnie białych ścianach. 

krwawa rzekaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz