7. Strach

59 9 21
                                    

Cisza nocna, była niczym koszmar dla Elisabeth. Mimo tego, że była zmęczona nie chciała usnąć. Po prostu się bała. Od godziny masowała przedramię owinięte w bandaż. Skoro robią taką krzywdę zwykłej pacjentce, co musi przeżywać osoby na pokucie, pomyślała.

Beth wzdrygnęła się, kiedy drzwi do jej sali otworzyły. Spojrzała na osobę w progu. Lucrecia. Sherwood niezauważalnie przewróciła oczy na widok demonicy.

Demonica - jak to absurdalnie brzmi, ponownie pomyślała, jednak tym razem dłuższą się nad tym zastanowiła. Ona naprawdę jest w piekle. Tym piekle, o której słuchała na religii. Tym w którym nie ma szczęścia, miłości i przyjaźni, ani też człowieczeństwa.

Lucrecia usiadła obok niej na łóżko, wcześniej odkładając duże pudło obok.

Wzrokiem poprosiła, aby Beth podała jej rękę. Blondynka niechętnie wyłoniła ją w jej stronę.

— Musiałam — powiedziała jak zawsze chłodno, Lucrecia, ściągając bandaż.

Beth chciała coś powiedzieć, chciała nakrzyczeć na nią, pokazać, że nie może od tak przedziurawiać ludzi. Jednak ostatecznie się nie odezwała.

Świat byłby o wiele łatwiejszy, gdybyśmy byli tak odważni jak w naszych myślach.

— Elisabeth — ponownie to Lu zaczęła rozmowę, jednak przerwało jej krótkie zdanie wypowiedziane przez blondynkę.

— Wolę Beth.

Lucrecia westchnęła.

— Musiałam to zrobić.

— Dlaczego? — zapytała blondynka, zanim syknęła na kontakt maści rozsmarowanej po jej ranie. Piekło jak cholera.

— Przepraszam — mlasnęła Lucrecia oraz zawinęła ponownie nowy bandaż na jej przedramię. — Zagoi się.

Beth uniosła brew. Jej przedramię było dosłownie przeszyte na wylot. Niby jak ma się to zagoić?

— Nie odpowiedziałaś na moje pytanie — zaczęła Beth. — Dlaczego musiałaś to zrobić?

— On ją zabił — wyszeptała czarnowłosa, wstając z miejsca. Odwróciła się do tyłem do młodej Sherwood. Nie chciała patrzeć jej w twarz, przy tej historii. — Skrócił ją o głowę.

— Kto? Kogo?

— To Bóg zabił Amandę.

— Bóg? — Beth prychnęła. Odruchowo, ale Lucrecia nie za bardzo się tym przejęła. Demonica spojrzała na blondynkę i zaczęła słowami:

— Pozwól, że ci opowiem, dlaczego tak naprawdę tutaj jesteś.

Beth kiwnęła krótko głową

— Mój ojciec ożenił się ze śmiertelniczką. Jest szatanem, nikogo więc nie dziwił protest wszystkich demonów. Nie chcieli mieć władcy, który ma uczucia, który kogoś kocha. Ich protesty, trwały i trwały. Ojciec nic z tym nie robił. Był szczęśliwy. Miał mnie, Amandę, mamę i Alex'a.

Źrenice blondynki poszerzyły się o kilka milimetrów. Na początku do głowy przyszedł jej Alex Marshall. Alex, który pokazał jej jak kochać i być kochanym, jednak szybko odrzuciła tą myśl. To niemożliwe, aby jej Alex był demonem.

— W końcu po dokładnych 250 latach, wybuchła wojna. Nie była ona długa, dotyczyła tylko Boga i ojca. Demony zwróciły się z pomocą do tego starego dziada.

Beth się uśmiechnęła, ale tylko na sekundę. Wstała i położyła rękę na ramieniu Lucreci. Kiedy czarnowłosa się odwróciła, zobaczyła jej zaszklone oczy. Ona płakała.

krwawa rzekaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz