0 5 - piąty

785 94 304
                                    

Osamu obserwował kłęby dymu papierosowego odznaczające się na mroźnym powietrzu i zastanawiał się, co by było, gdyby zaczęły zamarzać z chwilą wzniesienia się w bezkres świata. Z pewnością nic dobrego.

Suna nie wyglądał na jakoś szczególnie zachwyconego czy zrelaksowanego, kiedy wtłaczał do płuc tak według niektórych zbawienną nikotynę. Siedział na najwyższym stopniu schodów prowadzących do domu (nieco oblodzonym, ale się uparł). Stwierdził, że jego nogi przeżyły już na dziś zbyt wiele by teraz podtrzymywać jeszcze jego ciało w pionie. Na ramionach miał zarzucony gruby beżowy koc, co nieco komicznie kontrastowało z jego specyficznym, czarnym ubiorem.

Chłopak stał nad nim i zerkał z ukosa na jego rozczochrane włosy, jakby usiłując wyczytać w nich odpowiedź na nurtujące go pytanie. Brązowe kosmyki jednak nie chciały współpracować, nie udzielając mu żadnych informacji, toteż jego usta musiały przejąć inicjatywę.

– Co miałeś na myśli? – rzucił głucho w przestrzeń.

Rintarō spojrzał na niego niespodziewanie przywołany na ziemię. Do tej pory całą swoją uwagę skupiał na zachmurzonym ponurym niebie, które jakby wchłaniało w siebie dym z każdego papierosa wypalonego na ziemi i manifestowało go w postaci chmur zwisających nad głowami ludzi, by ostatecznie zapłakać brudnymi łzami, które nie były w stanie zmyć uzależnienia z zagubionych jednostek.

– Hm? – mruknął, strzepując popiół, pozwalając mu zniweczyć nieskazitelną biel śniegu. Znów zabił coś swoją beztroską.

– Wcześniej. O czym mówiłeś, wspominając o zapachu domu?

– Ty mi powiedz – odbił piłeczkę, wzruszając lekko ramionami.

Miya jedynie zmierzył go mocnym spojrzeniem, trwającym nieco dłużej niż powinno.

– Będzie padać – zauważył odkrywczo szatyn, nie wytrzymując taksującego wzroku i powracając zarówno oczami, jak i myślami do kontemplacji nieba, które nie było dziś dobre.

– Taktyczna zmiana tematu? – stwierdził z lekkim wyrzutem i rozczarowaniem.

– Bardziej niewchodzenie ci w prywatę. – Zaciągnął się po raz ostatni i rzucił niedopałek z wyraźną ulgą, że wreszcie uwolnił swoje palce od jego ciężaru. – Wiedziałeś, że mówisz przez sen? – rzucił, podnosząc się i otrzepując nieco przemoczony od roztopionego śniegu koc. 

Złapał za klamkę i pewnym krokiem (jakby był u siebie) wszedł do ciepłego przedsionka domu. Pachniało lawendą.


***


Była dopiero jedenasta, kiedy usłyszeli zgrzyt klucza w zamku.

– Twoi rodzice? – zagadnął nieco skonsternowany.

– Raczej mój brat. – Osamu pokiwał głową z lekkim poirytowaniem, jak gdyby spodziewał się tego prędzej czy później.

– Nie za wcześnie? – mruknął z lekkim rozdrażnieniem, ponieważ naprawdę dobrze siedziało mu się w jego towarzystwie. Tylko jego.

Chłopak od czasu do czasu pytał go, jak się czuje (niestety już nie sprawdzał gorączki swoim sposobem, ale może to i lepiej), śmiał się z filmików na YouTubie, które mu pokazywał, momentami będąc na tyle skupionym, że nie zwracał uwagi, jak bardzo pochłaniany jest wzrokiem. Jego uśmiech był ujmujący i sprawiał, że jakaś fala ciepła delikatnie opatulała serce. To, co przy nim czuł, było przyjemne. W prawdzie pojebane, ale nadal przyjemne.

Lisia rotacja ~ Osasuna / SunaosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz