0 8 - ósmy

798 90 450
                                    

Była sobota, ale dla Suny mógł być równie dobrze każdy inny dzień tygodnia. Jego chęci do życia zaraz po przebudzeniu nie odbiegały od siebie jakoś znacząco bez względu na kalendarz czy pory dnia. Zawsze towarzyszący mu z chwilą otwarcia oczu natłok myśli sprowadzał się do jednego siarczystego przekleństwa, jakim obdarzał Bogu ducha winien sufit. Nie to, że miał do niego jakąś osobistą awersję. Po prostu był pierwszą rzeczą, jaką dane było mu ujrzeć, więc wszelką frustrację wynikającą z samego faktu istnienia posyłał właśnie w jego stronę.

Zasnął jakoś solidnie nad ranem (stwierdzenie, że poszedł spać, było sporym niedomówieniem), zaraz po tym, jak z laptopa przerzucił się na słuchanie muzyki na telefonie, wskutek czego musiał teraz wyswobodzić się ze słuchawek. Jakżeby inaczej. W końcu świat stanąłby momentalnie w płomieniach, gdyby kable nie żyły własnym życiem i nie prankowały ludzi w tak podły sposób. Jeśli jednak taka była cena za nieplączące się słuchawki — Rintarō skłonny był podpalić ziemię własnoręcznie. Jeżeli będzie trzeba, to nawet wznieci ogień krzesiwem lub za pomocą patyczków z podwórka.

Westchnął przeciągle sfrustrowany, kiedy wreszcie wydobył komórkę z czułych objęć czarnego kabla, odseparowując je od siebie permanentnie. Nie na mojej zmianie — mruknął cicho, odblokowując ekran i zerkając na szczątkowej ilości powiadomienia, aby przekonać się na własne oczy co ciekawego się (nie) wydarzyło podczas tej kilkugodzinnej drzemki.

Oprócz jakiegoś nic nieznaczącego komunikatu z aplikacji banku, jego spojrzenie napotkało dwie nowe wiadomości od (dwukrotnie przetarł zaspane oczy, żeby przekonać się, czy urojenia go czasem nie zmyliły) nikogo innego jak Osamu. Na twarz momentalnie wstąpił mu uśmiech, za który skarcił się w tej samej sekundzie. Czy to jeszcze sen, czy już schizofrenia?

Kierowany ciekawością półprzytomnie omiótł wzrokiem pierwszą napisaną przez chłopaka wiadomość. Jego entuzjazm nieco przygasł, kiedy zdał sobie sprawę, że podjarał się co najmniej, jakby spodziewał się jakiś ciekawych propozycji lub głębokich wyznań, a zastał jedynie stabilne, zobojętniałe: "Hej". I ta wymowna kropka nienawiści na końcu. Kąciki jego ust opadły wraz z rozbudzonym podekscytowaniem. Nie oczekując już większych fajerwerków, zjechał wzrokiem na dalszą część konwersacji nieco rozmazaną przez resztki snu. Kilkukrotnie przeczytał treść, nim zdał sobie sprawę, że Miya naprawdę zapytał, o to, o co zapytał.

W jego serce, w policzki, w dłonie, w całe kurwa ciało znów wpłynęło tak często doświadczane ostatnimi czasy ciepło, które już wczoraj postanowił powoli akceptować, mając wrażenie, że zapewne przyjdzie mu z nim umrzeć. Było to poniekąd bardzo przyjemne uczucie, ale dawało też nadzieję. Chłopak zdawał sobie sprawę, że zbyt wiele razy w swoim wcale niedługim życiu żywił takową tylko po to, by legła w gruzach i okazała się jedynie płonną mrzonką przeistoczoną w jednej sekundzie w gwóźdź do trumny. A Suna nie przepadał za gwoździami do trumny.

Chcąc nie chcąc znów to zrobił. Po raz kolejny zawiódł samego siebie i swoje niezbyt wygórowane oczekiwania względem własnej osoby. Przez cały ten czas obiecywał sobie, że wciśnie przycisk wyłączający wszystkie ludzkie emocje, wprawiając uczuciową część swojej egzystencji w bezterminową hibernację, jednak ponownie zaczął tracić kontrolę.

Właśnie dlatego leżał teraz na wpół śpiący i uśmiechał się jak głupi do telefonu, bo zobaczył, że Osamu napisał mu krótkie i niezobowiązujące: "Jak się czujesz?" Zastanowił się przez moment, jak to jest, że osoby, które są dla nas ważne (chuj wie dlaczego) idealizujemy z czasem do tego stopnia, że mogą najzwyczajniej w świecie być sobą i zwykłe czynności takie jak zalanie płatków mlekiem w ich wykonaniu będzie niemalże jak jakiś boski gest? Przemknęło mu przez myśl, że w gruncie rzeczy chciałby być takimi płatkami. Postanowił tego nie roztrząsać.

Lisia rotacja ~ Osasuna / SunaosaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz