Kolejne dni mijały, dając im zarówno chwile szczęścia, jak i te, kiedy jedynym sensownym rozwiązaniem wydawało się pocięcie mydłem w płynie. Było to jednak stabilne i naturalne w końcu nie zawsze w życiu jest kolorowo, a słabsze momenty nie powinny nikogo dziwić.
Byli o tyle zdrowsi, że nie zważali na uszczypliwe słowne przytyki Atsumu ani na jego wymowne spojrzenia przepełnione obrzydzeniem. Zarówno w domu, kiedy czasem się mijali, jak i na treningu, kiedy siłą rzeczy zmuszeni byli znosić swoje towarzystwo, chłopcy ignorowali nie tylko złośliwe docinki, ale również blondyna we własnej osobie.
A nie lubił on być ignorowany. Nawet pomimo usilnych prób stwarzania wrażenia, jak gdyby chciał uciec od wszystkich ludzi na planecie, na jakiej przyszło mu żyć.
W jego głowie zaczął kiełkować jakiś pojebany pomysł, który dojrzewał z każdym kolejnym dniem, upewniając go w przekonaniu, że to, co zamierza zrobić, jest właściwe. Utwierdzał się w tym postanowieniu za każdym razem, kiedy widział Osamu w pobliżu Suny i obserwował ich pozorne szczęście, którym gardził.
Wmawiał sobie, że ta sielankowa atmosfera jest jedynie ciszą przed jakimś dojebanym konkretnym grzmotem i że prędzej czy później cała ta fałszywa ułuda ulegnie zniszczeniu, pozostawiając za sobą jedynie pył rozdmuchany na wietrze niczym rozsypany umysł i ciało, których nie da się już naprawić.
Nie chciał, żeby jego brat cierpiał ponownie, mimo że z każdym spędzonym w towarzystwie Rintarō dniem perspektywa ta wydawała się nieunikniona. Odrzucając więc wszelkie ludzkie odczucia, postanowił wziąć się za realizację tego, co zaświtało mu w głowie tamtej nocy, kiedy zobaczył Osamu wtulającego się niczym bezradne dziecko w tors szatyna, jak gdyby szukał schronienia u jego boku.
Wiedział, że jego brat spotyka się jutro z ojcem. Zdawał sobie też sprawę, że kiedy się widywali, ten nigdy nie używał telefonu (przekonał się o tym niejednokrotnie, próbując się do niego dodzwonić), więc spodziewał się tego również i tym razem. Właśnie wtedy miał zamiar zamienić ze sobą ich komórki, stanąć pod oknem Suny, będąc ucharakteryzowanym na Osamu. Chciał napisać do chłopaka z profilu swojego brata, że wszystko, co między nimi do tej pory zaszło, musi dobiec końca i ten nigdy dla niego nic nie znaczył. Podłe? Może i tak. Czy go to obchodzi? Nie.
Kupił więc farbę, załatwił soczewki i zbył pytanie dotyczące celu zaopatrzenia się w te rzeczy machnięciem ręki. Było już popołudnie, kiedy szedł obok Sakusy w kierunku swojej szkoły (bo na zajęcia jakoś mu było nie po drodze, a trening sam się nie odhaczy).
– Na chuj ci te rzeczy – spytał ponownie czarnowłosy, a gdyby nie maseczka jego na twarzy, to Atsumu byłby w stanie zobaczyć jego wykrzywione w kpiącym uśmiechu usta.
– Nie interesuj się tak – mruknął, chowając nabytki do plecaka, przeklinając samego siebie, że akurat dzisiaj musieli się spotkać (w sumie to nie musieli, ale zrobili to, jak każdego poprzedniego dnia).
Nie pamiętał już, kiedy dokładnie zajebał się w akcji do tego stopnia, że codzienne wyjścia do niego stały się codziennością. Trzymał się go, odkąd zobaczył, że kiedy inni mają oczy przesłonięte chęcią nawiązania jakichkolwiek relacji, ten chłopak ma totalnie wyjebane w kontakty międzyludzkie i interesuje go tylko jasno wytyczony cel. Dlatego zaczął trenować u jego boku, siłą rzeczy podłapując od niego niezbyt odpowiedzialne metody wsparcia swojego marnego ludzkiego ciała takie jak doping.
Tłumaczył sobie, że cel uświęca środki, ale nie tylko obserwujący go każdego dnia chłopak widział, jak ten się niszczy. Sam również zauważał, że jego niezdrowa ambicja pcha go coraz dalej do bram autodestrukcji zamykających się powoli wokół jego coraz słabszego ciała.
CZYTASZ
Lisia rotacja ~ Osasuna / Sunaosa
Fanfiction❝A on jedynie wyciągnął do niego rękę, zaprowadził do domu i spędził z nim kolejną noc, coraz bardziej zapominając, o tym, jak bardzo nienawidzi spać samotnie.❞ ◆◆◆ ◆ Suna nie wie, co czuje, a Osamu nie jest w stanie tego zakończyć. ◆ Atsumu dąży do...