Rozdział 4

1.2K 73 19
                                    

Theo
--------------------------------------------------------------
Poprzedniego wieczoru, z tego co pamiętam, ledwo dokończyliśmy oglądać film. Liam ledwo patrzył na oczy, ja zresztą tak samo. Znaliśmy ten film na pamięć, być może dlatego prawie na nim zasnęliśmy. Trzeba zacząć oglądać inne filmy a nie tylko ten jeden. Chciałem wyciągnąć z kanapy pościel ( która swoją drogą została przyniesiona kilka tygodni wcześniej z mojego mieszkania) jednak Liam uparł się że, chce mieć mnie w nocy na oku i mam spać na kanapie, z tym że w jego pokoju. Mimo, że często nocowałem u Liama, zwykle spałem w salonie. Nie mam pojęcia co zmieniło zdanie blondyna, bym spał w jego pokoju. Być może skłoniła go do tego moja wciąż złamana ręka. Naprawdę zastanawiam się dlaczego się nie regeneruję. Zwykle moje kości zrastają się w ciągu kilku minut. To pytanie nurtowało mnie na tyle że musiałem się spytać:
- Liam, dlaczego chcesz żebym spał u ciebie w pokoju a nie na kanapie tak jak zwykle?- moje pytanie widocznie go zdziwiło. Popatrzył na mnie, tak jakby dokładnie obmyślał co ma odpowiedzieć po czym rzekł:
- Po pierwsze, masz złamaną rękę. Wciąż. Nie mam pojęcia dlaczego się jeszcze nie zrosła. To mnie naprawdę martwi. - tu zatrzymał na chwilę swój potok słów i znowu zaczął zastanawiać się co powiedzieć- po drugie, zawsze kiedy śpisz, śnisz o swojej siostrze. Kiedy śpisz u siebie w mieszkaniu nie słyszę cię. Ale wyczuwam kiedy się budzisz. Nie wiem jak to działa. - moja mina na pewno była bardzo śmieszna. Zmarszczyłem brwi i przechyliłem głowę w bok. Liam zawsze twierdzi że wyglądam śmiesznie gdy tak robię.- a kiedy śpisz tutaj, budzę się dopiero po chwili, gdy trzęsiesz się już jak galareta i próbujesz złapać oddech. Więc stwierdziłem, że od teraz będziesz już zawsze sypiał w moim pokoju, żebym od razu usłyszał gdy się obudzisz.- Liam powiedział to z taką miną jakby to było jakieś bardzo ważne przemówienie. To trochę zadziwiające, a jednak zupełnie nie przeszkadza mi ta uprzejmość. Zdaje się że blondyn bardzo poważnie wziął sobie do serca moje problemy. Jestem mu za to wdzięczny. Mimo, iż się przyjaźnimy i nie raz już spałem w tym domu, nigdy nie chciałem spać w pokoju Liama. Miałem głupie wrażenie, że zakłóciłobym jego spokój swoją obecnością. Właściwie nie wiem czemu. Wiem, że mi ufa, a ja przecież w życiu bym mu niczego nie zrobił.
Okazało się, że spanie w jednym pokoju jest o wiele lepsze niż w dwóch różnych. Mogliśmy jeszcze długo rozmawiać. Na głupie tematy. Okazało się również, że moja obecność w nocy w pokoju Liama podczas jego snu absolutnie mu nie przeszkadza. Zasnął jako pierwszy. Byłem aż tak nieznośny? A może po prostu nabył tego dnia zbyt wiele wrażeń? Wszystko możliwe. Opowiedział mi w końcu o dziwnej rozmowie z dyrektorem oraz o tym jak poniekąd uratowałem go przed jedynką z historii. To śmieszne jak w jednej chwili prawie spaliśmy na stojąco, a w drugiej rozubudziliśmy się oboje i rozmawialiśmy do późna. Chwilę po Liamie, również ja zapadłem w krainę Morfeusza.
--------------------------------------------------------------

Obudziłem się w zimnej i bardzo ciasnej celi. Była jakby z metalu. Nie było szans żeby obrócić się do tyłu, więc przewróciłem się na brzuch. Przed oczami zobaczyłem bardzo malutkie skrawki światła. Byłem w czymś zamknięty. Stwierdziłem że koniecznie muszę się stąd wydostać. Z całych sił zacząłem uderzać w kwadrat przede mną. Po chwili drzwiczki odpuściły, a ja wypadłem na podłogę w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Usiadłem na podłodze i próbowałem rozpoznać gdzie jestem, przy okazji łapczywie łykając powietrze w płuca. Pomieszczenie zdawało się być salą szpitalną. Ale nie była to sala chorych czy blok operacyjny. O zgrozo, to była kostnica. A ja jeszcze chwilę temu byłem zamknięty w jednej z chłodni. Nagle usłyszałem mrożący krew w żyłach szept. Przerażający, zimny, kobiecy głos szeptał moje imię. Zwinnym, szybkim ruchem wstałem z podłogi i skierowałem się do wyjścia z kostnicy. Coraz głośniej słyszałem jak ONA mnie woła. Jednym mocnym kopniakiem otworzyłem drzwi prosektorium. Dopiero teraz spostrzegłem, że jestem boso. Słysząc coraz wyraźniej grobowy głos siostry. Zacząłem biec w kierunku wyjścia ze szpitala. Nie było tu żywej duszy. Nikt mnie nawet nie usłyszy- pomyślałem. Spojrzałem za siebie i zamarłem na chwilę w miejscu. Po podłodze na czworaka czołgała się w moim kierunku Tara- moja starsza, martwa siostra, której kiedyś odebrałem serce. W momencie kiedy przyśpieszyła, rzuciłem się do panicznej ucieczki. Już prawie byłem przy drzwiach wyjściowych, już szykowałem się do brutalnego skoku na nie, gdy zamiast wybić je, odbiłem się od nich. Nie mogłem stłuc tej przeklętej szyby. Mimo moich niezwykłych umiejętności, szyba pozostała nienaruszona. Zrozumiawszy, że szyba mi się nie podda zacząłem szarpać za zamek. On także nie chciał się otworzyć. Głos Tary stawał się coraz wyraźniejszy. Coraz bardziej mrożący krew w żyłach. Coraz głębszy. Kiedy już prawie udało mi się rozprawić z zamkiem, poczułem bardzo mocny uścisk w okolicy kostki. Zanim padłem na posadzkę, zdążyłem obrócić się w stronę siostry twarzą. Była przerażająca. Jak z najgorszego koszmaru. Była brudna, włosy miała mokre, jej cera była biała niczym kartrka papieru, a usta okropnie sine. Najgorszy jednak nie był widok jej twarzy. Prawdziwą grozę powodował widok jej klatki piersiowej. Z jej tułowia zwisały rozszarpane żebra, a w miejscu w którym powinno znajdować się serce, wystawały poszarpane tętnice. Wyglądała dokładnie tak, jak wtedy gdy odebrałem jej serce. Dokładnie tak, jak ją zostawiłem, gdy miałem 9 lat. Siostra popatrzyła na mnie, a chwilę potem skierowała dłoń w stronę miejsca, w którym znajdowała się jej własność, która dawno temu jej ukradłem. Szybkim, zwinnym ruchem zmiażdżyła mi zebra, by po chwili wyrwać mi serce. Ostatnim co zobaczyłem było serce w ręce mojej siostry, jej szyderczy uśmiech i pełno krwi. Potem padłem martwy...

Co się z nami stało? ThiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz