Rozdział 17

664 44 11
                                    

Theo

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------     24 grudnia. Ten dzień dawno temu stracił dla mnie znaczenie. Święta i tak zazwyczaj spędzałem sam. Nie ma co liczyć na rodzinne święta z potwornymi doktorami. W tym roku miało być jednak inaczej. Miałem ten dzień spędzić z moją nową rodziną. Od rana trwały przygotowania. Mama Liama wraz ze mną przygotowujemy potrawy na stół, zaś " tata", który uparł się, że choinkę przyniosą dopiero 24 grudnia, wraz z Liamem pojechali wybierać drzewko.  Przez ostatni miesiąc odkryłem swój poniekąd talent kulinarny, toteż, gdy tylko jest okazja" mama" prosi właśnie mnie o pomoc w kuchni. Właśnie obierałem ziemniaki na sałatę ziemniaczaną, gdy uświadomiłem sobie, jak bardzo nie wiem jak powinienem się zachować podczas uroczystości. Zdaje się, że mama dostrzegła mój niepokój.- Theo?- Zwróciła się do mnie. Momentalnie zostałem wyrwany z rozmyślań. Podniosłem głowę, by spojrzeć kobiecie w oczy.- Czy wszystko w porządku? Masz dziwnie smutne oczy i wydajesz się nieobecny.-Patrzyła na mnie z troską, do której o dziwo się już przyzwyczaiłem. - Wszystko w porządku.- Rzuciłem, czując jak  moje policzki zapłonęły żywym ogniem ze wstydu.- Theo.- Znów usłyszałem delikatny głos kobiety- Co się dzieje? Nie cieszysz się z powodu gwiazdki?         - Mama zaprzestała na chwilę mieszania w garnku i klęknęła przy mnie, kładąc delikatnie dłoń na mim ramieniu. Coś czuję, że będę musiał się jej przyznać. Westchnąłem i cicho zacząłem się tłumaczyć- To nie tak, że się nie cieszę. Bardzo się cieszę. Nawet nie wiesz, mamo jak bardzo.  Pierwszy raz od bardzo dawna, nie spędzę świąt zupełnie sam. Tylko z ludźmi na których mi zależy i  którym zależy na mnie. Z moją rodziną. - Odważyłem się spojrzeć jej w oczy. Słuchała mnie bardzo uważnie. Widać, że chciała pomóc mi, cokolwiek było moim problemem.- Tylko, że... Ja już chyba zapomniałem jak to jest spędzić święta z innymi, a nie w samotności. Nie wiem, czy będę potrafił się w tym wszystkim odnaleźć.- Wyznałem. Jestem już teraz pewien, że jestem czerwony jak burak. - Spójrz na mnie Theo- Usłyszałem miękki głos kobiety. Patrzyła na mnie z troską. Pogłaskała mnie po policzku i powiedziała- Nie ma się czym martwić. To nie jest żadne przemówienie przed wielką publicznością, ani żaden występ. To tylko kilka dni, w których powinieneś sobie odpocząć, spędzić czas z rodziną i czuć się po prostu dobrze.  A to, że po tak wielu latach spędzania świąt samotnie, czujesz się zagubiony jest zupełnie normlane. Ważne, abyś już nigdy nie musiał spędzać świąt sam. Wszystko będzie w porządku. Zapewniam cię, że będzie nawet śmiesznie. Co roku Liam czyta fragment pisma świętego i co roku marudzi i próbuje się od tego wykręcić na różne śmieszne sposoby. - Zaśmiała się mama. Wciąż jednak męczyło mnie pewne pytania- Mamo, co ja powinienem właściwie robić?- Wstyd mi było, że pytam o takie " banalne i oczywiste" rzeczy. Kobieta uśmiechnęła się do mnie, po czym rzekła              - Chodzi ci o to, jak to zwykle wygląda?                   - Kiwnąłem potakująco głową- Więc tak, gdy już wszystko jest gotowe, mam tutaj na myśli jedzenie i dekoracje, wszyscy idziemy się przebrać w odświętne stroje. Gdy potrawy stoją już na stole, dzielimy się opłatkiem i życzymy sobie nawzajem wszystkiego co najlepsze. - Na myśl o składaniu sobie życzeń pobladłem. Przecież tak dawno nie składałem nikomu życzeń...- Spokojnie, nie muszą to być jakieś wymyślne życzenia. Wystarczy zwykłe                    " wszystkiego dobrego". Jeśli powiesz to z głębi serca, będzie to lepsze od tysiąca słów.- Zapewniła mnie kobieta.- Potem siadamy do stołu. Liam czyta pismo święte- tutaj robi pałzę i parska śmiechem.  Nie mogąc się powstrzymać, również się uśmiecham- Gdy on skończy, możemy jeść. Od stołu nie wolno odejść, dopóki wszyscy się nie najedzą. Jednak gdy to nastąpi, Liam jako pierwszy zrywa się ze swojego miejsca i biegnie pod choinkę rozpakować prezenty.- Wyobrażając sobie tę scenę mimowolnie się uśmiecham. - A potem?- pytam zaciekawiony.- Potem, starym dobrym zwyczajem rozmawiamy i oglądamy Kevina. - Kobieta uśmiechnęła się i spytała- Brzmi strasznie?-  Kiwnąłem głową- Nie bardzo.- Odwzajemniłem uśmiech. - To dobrze. Zobaczysz, wszystko wyjdzie świetnie. No, a teraz zabierajmy się do pracy bo nie zdążymy.- Ponownie pogładziła mój policzek i odwróciła się, by zamieszać w garnku. Poczułem się lepiej. Może rzeczywiście nie będzie aż tak źle? Oby. Mój humor uległ zupełnej zmianie. W momencie, w którym mama podgłośniła radio, z którego leciała jakaś świąteczna muzyka zacząłem cicho nucić jej tekst. Wtedy kobieta złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła w górę. Oboje zaczęliśmy wesoło tańczyć i śpiewać tekst piosenki.  W pewnym momencie poczułem chłód. W drzwiach stał oniemiały Liam i patrzył na swoją matkę, która podczas świątecznych przygotowań, tańczy wesoło z jego chłopakiem. Też był bym w szoku. W chwili gdy oboje go zobaczyliśmy, popatrzyliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Podszedłem do oniemiałego chłopaka i cmoknałem go w policzek. - Pomóc wam wnieść drzewko? - Chłopak potrząsnął głową, a ja momentalnie chwyciłem kurtkę i wyszedłem na zewnątrz. Ściągnąłem choinkę z paki pick- up'a i samodzielnie wniosłem do domu. Dopiero teraz poczułem jak piękne zapachy roznoszą się po budynku.- Gdzie ją postawić?- Spojrzałem wyczekująco na tetę, a on jakby przypominając sobie o choince wskazał mi stojak w rogu salonu, przy którym majstrował coś Dunbar. Umieściłem pień tak, by Liam mógł łatwo zakręcić stojak. Udało  się za pierwszym razem. Zbiliśmy piątkę, a następnie zdjąwszy kurtkę powróciłem do kuchni. Okazało się jednak, że praktycznie wszystko było już gotowe, tak więc stwierdziłem że pójdę pomóc przy dekorowaniu drzewka. Po godzinie męczarni z rozplątywaniem lampek i łańcuchów i  kilku potłuczonych bombkach, skończyliśmy. Choinka była naprawdę piękna. Mieniła się wszystkimi kolorami. Gdy tak całą trójka, wraz z Liamem i tatą podziwialiśmy nasze dzieło, doszedł do nas głos mamy- No panowie, spisaliście się, a teraz marsz na górę. Ubierzcie się ładnie. - Tata ruszył w kierunku pokoju rodziców, gdy Liam jakby wyrwany z transu krzyknął- Chwila!  Zapomnieliśmy o najważniejszym! Prezenty!- Rodzice przewrócili oczami, zaś ja parsknąłem śmiechem. Ten chłopak jest niesamowity. Ruszyłem więc na górę, do naszego pokoju, gdzie od dwóch tygodni za regałem z moimi książkami leżały schowane pakunki. To chyba jedyne miejsce, w którym Liam nigdy by nie szukał. Obładowany paczkami wyszedłem z pomieszczenia i ostrożnie zacząłem schodzić ze schodów. Starannie poukładałem swoje paczki pod drzewkiem. Chwilę potem, tuż obok mnie znalazła się mama z taką samą ilością paczek co ja. Zdziwiłem się. Dla mnie też coś jest?To bardzo miłe, nawet jeśli to tylko głupie skarpetki. Następnie do salonu jak burza wpadł Liam . Trzymał jedno większe pudełko, a na nim leżały dwa mniejsze. Dopiero teraz zauważyłem, że w odróżnieniu od moich paczek, do reszty były poprzyklejane karteczki z imieniem osoby, dla której prezent był przeznaczony. Ja imiona napisałem markerem. Patrzyłem w osłupieniu i przeklinałem się w myślach, że nie pomyślałem o karteczkach, gdy poczułem jak ktoś ciągnie mnie za rękaw. To Liam ciągnął mnie w stronę schodów. Podniosłem się z podłogi i ruszyłem za moim chłopakiem. Pierwszym co zrobił beta wchodząc do pokoju, to podejście do szafy  i zdjęcie z niej dwóch wieszaków, na których wisiały dwie eleganckie, starannie wyprasowane koszule. Jedna, mniejsza, była koloru bordowego. Liam wyglądał w niej cudownie. Moja koszula, była koloru granatowego i była przyozdobiona małymi, białymi groszkami. Zanim zdążyłem zareagować, Liam zadekował się w łazience. No więc pozostaje mi czekać. Gdy po długich piętnastu minutach wyszedł z pomieszczenia, nie mogłem oderwać od niego wzroku. Włosy miał trochę nażelowane, jednak wciąż w  nieładzie, co w połączeniu z całym jego eleganckim wyglądem prezentowało się  świetnie. Podszedłem do niego powolnym krokiem, po czym delikatnie położyłem dłonie na jego biodrach. Przyciągnąłem go do siebie i złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek. Po chwili odsunąłem się od niego i patrząc prosto w jego piękne oczy rzekłem- Cudownie wyglądasz. - Chłopak uśmiechnął się do mnie po czym wtulił się we mnie i mruknął ciche- Dziękuję, ty też- Odsunąłem go od siebie, co poskutkowało z jego strony mruknięciem niezadowolenia. -Ja jeszcze nie. Będę wyglądać oszałamiająco gdy wyjdę z łazienki- Uśmiechnąłem się do Liama promiennie, na co on tylko odpowiedział- Nie wątpię.- I ruszył w stronę naszego pokoju.  Podszedłszy do wysokiej szafki, odwiesiłem na nią na chwilę koszulę, po czym podszedłem do umywalki. Zaczynałem odczuwać stres. Wcześniej, po rozmowie z mamą przestałem się przejmować, jednak teraz całe moje zmartwienie wróciło. Przemyłem twarz zimną wodą, a następnie zabrałem się za układanie włosów. Gdy po kolejnych piętnastu minutach  wyszedłem z pomieszczenia, byłem pewny że wyglądam dość dobrze, by zrobić wrażenie na Liamie. I nie pomyliłem się. Gdy wszedłem do pokoju, chłopak przeglądał coś w telefonie. W chwili gdy przekroczyłem próg, momentalnie odwrócił głowę w moją stronę, jego oczy lekko się rozszerzyły. Cel osiągnięty- pomyślałem. Tym razem to Liam podszedł powolnym krokiem do mnie, po czym przejechał dłonią po moim ramieniu. Jestem pewien, że zrobił to, by poczuć mięśnie, które opinała koszula. Następnie ustał na palcach i musnął moje usta swoimi.  Po chwili, gdy się od niego delikatnie odsunąłem spytałem- Więc wyglądam oszałamiająco?- uniosłem uwodzicielsko brew. Chłopak popatrzył na mnie, przygryzł wargę, po czym stwierdził    - Zdecydowanie- i złączył nasze usta w następnym pocałunku. Tą jakże piękną chwilę przerwało nam wołanie mamy- Chłopcy, zejdźcie już na dół! Siadamy do stołu!- Momentalnie się speszyłem.  Liam wyczuł moje hemosygnały i łapiąc mnie za podbródek, bym na niego spojrzał, rzekł- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Nie ma się czym denerwować- Powiedział, po czym chwytając mnie za dłoń, ruszył w stronę schodów.

Co się z nami stało? ThiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz