Theo
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zatrzymałem się we wskazanym przez Melissę odcinku drogi. Zacząłem się pośpiesznie rozglądać za żółtą rośliną i ku mojemu głębokiemu rozczarowaniu nigdzie jej nie dostrzegłem. Szybko odwróciłem się w stronę Melissy, po czym zacząłem ją wypytywać- Gdzie dokładnie widziała pani ten kwiat? To bardzo ważne. - Mówiłem to z ogromnym przejęciem. Chciałem jak najszybciej znaleźć lekarstwo dla Liama. Scott podszedł do mnie powoli, by w następnej chwili położyć mi swoją rękę na ramieniu. Odwróciłem się w jego stronę, patrząc pytająco- Wszystko będzie dobrze. Znajdziemy ten kwiat. Liam wyzdrowieje. - W jego oczach dostrzegłem nie tylko determinację do działania, ale także coś co dało mi nadzieję. Skinąłem głową, na znak zgody i nie czekając na resztę, ruszyłem w stronę lasu. Wchodząc do jego wnętrza przeszedł mnie dreszcz. Nie znoszę tego miejsca. Gdy tylko do niego wchodziliśmy, działo się coś niedobrego. Teraz jednak, nie było możliwości żeby do niego nie wejść. Mieliśmy bardzo ważny powód oraz cel.
Każdy ruszył w swoją stronę. I kiedy po kilku godzinach błądzenia, poczułem wibrację telefonu w kieszeni, serce mocniej mi zabiło. Na wyświetlaczu pojawił się numer Scotta, więc bez wahania odebrałem.- Macie coś?- spytałem bez ogródek. - Znalazłem go, gdzie jesteś? Wracaj już, jedziemy do kliniki.- Powiedział z przejęciem alfa. Zamiast mu odpowiedzieć, zakończyłem połączenie i rzuciłem się biegiem w kierunku z którego przyszedłem. Po niecałych dziesięciu minutach stałem oparty o swojego pick- up'a dysząc ciężko że zmęczenia. W życiu jeszcze chyba tak szybko nie biegłem. Gdy tylko Scott zobaczył mnie w takim stanie, parskął dość głośnym śmiechem. Nie zwróciwszy na to większej uwagi wsiadłem do samochodu i znów ruszyłem z piskiem opon. Chwilę potem jednak zatrzymałem się na poboczu zwracając się do bruneta siedzącego obok mnie na miejscu pasażera. - Możesz mi pokazać ten kwiat?- Nie miałem wątpliwości co do Scotta. Chciał pomóc, wiem to na pewno. Chciałem tylko zobaczyć jak wygląda roślina, która może uratować życie najważniejszej dla mnie osoby i zapamiętać jej wygląd już na zawsze. Bez chwili zastanowienia, chłopak wyciągnął żółtego kwiatka z kieszeni i delikatnie przekazał go w moje dłonie. Nie był szczególnie duży, a jednak musiał wystarczyć Deatonowi. Poogladawszy zioło z wielu stron oddałem je Scott'owi. Zjechałem na drogę i znów ruszyłem przed siebie.
Gdy dotarliśmy pod klinikę, jako pierwszy wyskoczyłem z samochodu i pognałem do środka budynku. Wszedłem do pomieszczenia, w którym leżał beta. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy, było to że nabrał kolorów. Jego dotąd blada z wyczerpania cera, stała się rumiana, zaś policzki różane. Westchnąłem dając upust uldze. Podszedłem powolnym krokiem do Liama, po czym ująłem jego dłoń w swoje. Z tym właśnie gestem chłopak poruszył się niespokojnie. Chwilę później otworzył powoli oczy. Gdy tylko mnie zobaczył, na jego usta wpełzł delikatny, ale szczery uśmiech. Nadal był wykończony. - Hej, jestem tu i już nigdzie się nie wybieram bez ciebie. - Szepnąłem siadając obok stołu na którym leżał. Liam zmarszczył brwi patrząc na mnie z niezrozumieniem. - Nie było cię tu?- Wydusił w końcu. - Nie, byłem szukać razem ze stadem lekarstwa dla ciebie. Ale już jestem i tak jak mówiłem, nigdzie się bez ciebie nie wybieram.- Obdarzyłem go ciepłym uśmiechem, co odwzajemnił po czym zacząłem kreślić wzorki na jego dłoni. Chwilę później do sali wszedł Deaton, a zaraz za nim Scott. Spojrzeli na mnie podejrzliwie, jednak po chwili rzucili sobie ukradkowe spojrzenia po czym podeszli do stołu na którym leżał Liam. Szturchnąłem delikatnie Liama, aby się przebudził na chwilę i posłuchał co mają do powiedzenia jego alfa i weterynarz. Niebieskooki spojrzał najpierw na mnie, potem na bruneta, a następnie na ciemnoskórego. - Liam, spałeś, więc nie wiesz co się działo. Tak więc Theo przywiózł cię tu wczoraj bo źle się poczułeś. Bardzo źle. Twoje ciało zaczęło wydalać czarną maź. Theo wraz ze stadem pojechali dzisiaj szukać lekarstwa dla ciebie. Cały dzień siedzieli w lesie i szukali. Ale jak widać znaleźli- wyciągnął przed siebie żółty kwiat- Musisz zjeść go całego. Nie ważne czy będzie paliło, gryzło, szczypało, czy cokolwiek innego. Musisz zjeść całość. Inaczej nie pozbędziemy się problemu. - Rzekł ze śmiertelnie poważną miną mężczyzna. Liam tylko kiwnął głową, na znak że zrozumiał, po czym jego wzrok powędrował na Scotta. - Dasz radę Liam, co to dla ciebie.- Rzekł pokrzepiająco alfa. Na koniec spojrzał na mnie. Od razu zrozumiałem co chciał mi powiedzieć tym wzrokiem. Usiadłam ponownie na stołku obok niego, po czym złapałem go za rękę. - Dasz radę- szepnąłem, by wiedział że jestem z nim. Deaton powoli podszedł po czym wręczył chłopakowi zioło i powtórzył- Pamiętaj, musisz zjeść całość, bez względu na wszystko.- upomniał go weterynarz, a po chwili odsunął się. Blondyn przełknął głośno ślinę, spojrzał na kwiat i powiedział cicho- Teraz albo nigdy- i wsadził sobie roślinkę do ust. Przez chwilę nie działo się kompletnie nic. Jednak po 30 sekundach, gdy wszyscy zobaczyli, że chłopak bez większego problemu przełknął, nagle stracił przytomność. W następnej chwili dostał koszmarnie wielkich dreszczy. Dokładnie takich, jakby dostał ataku padaczki. Przestraszony wstałem z taboretu i przytrzymałem go, żeby się nie poobijał aż tak mocno, lub co gorsza- nie spadł. Po pięciu minutach drgawki ustały. Liam opadł z powrotem na stół. Jego oddech zaczął się stopniowo uspokajać. Patrzyłem na niego z troską oraz odrobiną paniki.- Już teraz będzie z nim wszystko dobrze tak?- Wydusilem z siebie w końcu. Popatrzyłem na Deatona, a ten uśmiechnął się szczerze mówiąc- Tak, teraz gdy tylko nabierze sił, będziesz mógł go zabrać do domu. Myślę, że dużo lepiej będzie mu się tam dochodziło do pełni zdrowia niż tutaj.- Rzekł spokojnie mężczyzna.- Za godzinę, możesz go zabrać.- Dodał tylko i wyszedł do innego gabinetu. Spokojny już teraz usiadłem obok niebieskookiego, po czym położyłem głowę obok jego dłoni. Dopiero teraz dotarło do mnie że było dość późno. Do lasu wyruszyliśmy wcześnie, a gdy z niego wychodziliśmy zapadał zmrok. Byłem jednak tak przejęty całą sprawą, że nawet tego nie zauważyłem. Teraz zegar pokazywał godzinę 17.39. - Za godzinę będziemy w domu.- rzekłem spokojnie. Nagle przypomniało mi się coś bardzo ważnego. Muszę zadzwonić do pani Geyer. Wstałem niechętnie że stołka, po czym wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer rodzicielki chłopaka. Odebrała po trzech sygnałach- Cześć, jak z Liamem?- W jej głosów było słychać troskę jak i zmartwienie. Ucieszyłem się, że będę mógł jej powiedzieć że z jej synem już wszystko w porządku.- Już jest dobrze. Dostał całe lekarstwo, za godzinę będę mógł go wziąć do domu. - Powiedziałem spokojnie, z nutą radości.- Cieszę się że wszystko już jest dobrze. Spodziewajcie się nas jutro wieczorem. Rzekła i już chciała się rozłączyć, jednak przedtem skierowała do mnie pytanie- A jak ty się czujesz kochany?-Moje serce fiknęło kozła. Ta kobieta naprawdę traktuje mnie jak drugiego syna.- Szczerze powiedziawszy, to nie wiem. Chociaż nie, wiem. Czuję się świetnie, bo Liam zdrowieje. Jestem tylko trochę zmęczony, cały dzień szukaliśmy w lesie tego zioła.- Wyznałem i dopiero teraz uświadomiłem sobie, że jestem bardzo zmęczony. Najchętniej położyłbym się w łóżku, przytulając Liama i zasnął. Już niedługo- Do zobaczenia jutro. Przyjechać po was na lotnisko? - Dopytałem jeszcze- Nie trzeba, zostawiliśmy samochód na parkingu przy lotnisku.- Odrzekła kobieta po czym dodała- Do zobaczenia.- I się rozłączyła. Odwróciłem się w stronę okna oglądając piękny widok gwiazd. Niebo było bezchmurne, toteż było widać na nim każdą, nawet najmniejszą gwiazdkę. Nagle usłyszałem za sobą jak ktoś podchodzi do Liama. Okazało się że to Alan odpinał go od reszty kroplówek. - Możesz go już zabrać. Tylko pamiętaj, on nie może się teraz przemęczać. Będzie się regenerował dużo dłużej niż zwykle. - Uprzedził mnie weterynarz. -Najlepiej jeśli przez dwa dni będzie leżał w łóżku.- Skinąłem głową na znak że zrozumiałem po czym zabrałem się za owijanie śpiącego chłopaka w koc. Podziękowałem jeszcze raz Deaton'owi a następnie wyszedlm z kliniki i skierowałem się do swojego samochodu. Otworzyłem drzwi od strony pasażera i posadziłem blondyna w fotelu. Następnie nachylilem się i zapiąłem mu pas. Chwilę potem wsiadłem na miejsce kierowcy i tym razem wolno ruszyłem z miejsca. Po dziesięciu minutach byliśmy już w domu. Wniosłem niebieskookiego do jego pokoju i położyłem na łóżku. Odwinąłem go z koca i już chciałem przykryć go kołdrą, gdy zatrzymała mnie jego dłoń. Spojrzałem na jego twarz pytająco- Chce iść się wykąpać. Albo chociaż przebrać w czyste rzeczy- powiedział stanowczo. Pomyślawszy chwilę odpowiedziałem- Pod prysznic pójdziesz jutro, kiedy będziesz miał więcej sił. Nie mam zamiaru ryzykować że się tam przewrócisz i sobie coś zrobisz. - Ja również byłem stanowczy. Wyciągnąłem z jego szafy wszytko czego potrzebował, by czuć się komfortowo. Podając mu wybrane przez sienie rzeczy rzekłem- Przebierz się, a ja pójdę zrobić coś do jedzenia. Deaton mówił, że potrzebujesz energii, żeby szybciej wrócić do zdrowia. - Rzuciłem w jego stronę po czym wyszedłem z pokoju. Jeszcze na schodach krzyknąłem- Jakby coś się działo to krzycz!- i pomaszerowałem do kuchni.Gdy wróciłem z talerzem tostów do pokoju, Liam leżał zwinięty pod kołdrą z zamkniętymi oczami, ale nie spał. Jego puls był zbyt szybki. Podszedłem bliżej posłania chłopaka, siadając obok niego.- Hej, przyniosłem tosty, wsuwaj. - Chłopak spojrzał na mnie spod przymróżonych powiek po czym delikatnie spróbował się podnieść do siadu. Był jeszcze na tyle słaby, że kiepsko mu to wychodziło. Dlatego też pomogłem mu usiąść. Na kolanach położyłem mu talerz z tostami, które tak bardzo lubił.- Z twoim ulubionym topionym serem- rzuciłem mu delikatny uśmiech. Blondyn spojrzał na mnie, po czym także się uśmiechnął i wziął pierwszeho tosta do ręki. Po chwili ciszy spytał- Dlaczego nie jesz? Cały dzień biegałeś po lesie, potem siedziałeś w klinice ze mną. Jestem pewny że umierasz z głodu- rzucił bez ogródek, biorąc następny kęs kanapki. - Jadłem już, na dole.- znów się uśmiechnąłem. - W takim razie w porządku. - spojrzał na talerz z tostami- Ale nie ma opcji, że zjem to wszytko na raz- dodał dalej spoglądając na talerz z przesadną ilością jedzenia. Parskąłem cicho śmiechem. - Może faktycznie troszkę przesadziłem.- powiedziałem drapiąc się po karku. - Troszkę, to mało powiedziane.- Zaśmiał się niebieskooki. Jak miło było znów patrzeć jak się uśmiecha. Ma taki cudowny uśmiech- pomyślałem. Chwilę potem stwierdziłem, że warto by się było odświeżyć. - Idę pod prysznic, za chwilę wrócę.- Rzuciłem w stronę blondyna i wyszedłem z jego pokoju, wcześniej zabierając swoje czyste ubrania z "mojej szafki". Gdy wróciłem do pokoju, talerz z resztą tostów leżał na szafce nocnej, zaś Liam znów leżał przytulony do kołdry. Miał tak wolny puls, że myślałem że śpi. Jednak w momencie, w którym położyłem się obok i z niechęcią ułożyłem plecami do niego, poczułem delikatny dotyk ręki na plecach. Odwróciłem się więc i dosłownie w tym samym momencie poczułem,że chłopak wtulił się we mnie bardzo mocno. Nie myśląc wiele zamknąłem go w szczelnym uścisku. Chwilkę potem usłyszałam ciche- Dziękuję.- Liam oderwał głowę od mojego torsu by spojrzeć mi w oczy. - Za wszystko co dla mnie zrobiłeś- Szepnął i po chwili znów położył głowę. Za dobrą odpowiedź uznałem całusa w czoło. Chłopak przekręcił się i jeszcze mocniej we mnie wtulił. Oparłem wygodnie brodę o jego głowę i zacząłem gładzić jego włosy. Chwilę potem usłyszałam jak jego puls zwolnił, co oznaczało że zasnął. W tamtym momencie coś do mnie dotarło. Kiedy czuwałem przy Liamie w klinice, zasnąłem. Ale nie przyśniła mi się Tara. Ta myśl sprawiła, że nabrałem jeszcze więcej nadziei, że teraz będzie już tylko dobrze. Pozostało jeszcze jedno, nurtujące mnie pytanie, " Czy Liam jest moim chłopakiem?" Bardzo chciałbym już to wiedzieć. Ale przecież nie obudzę chłopaka obok mnie tylko po to żeby mu zadać to pytanie. Jak na życzenie, beta nagle się obudził mruknął coś niezrozumiałego, a następnie podniósł głowę by na mnie spojrzeć. Wpatrywał się we mnie, tak jakby chciał wyczytać wszystkie kłębiące się w mojej głowie myśli poprzez oczy. W końcu odezwał się cicho- Co cię trapi?- Skąd on o tym wie? Dopiero teraz poczułem, jak szybko bije moje serce. Dlatego się obudził. - Śpij, nie przejmuj się tym.- powiedziałem dalej głaszcząc go po włosach. On jednak nie miał zamiaru odpuścić. Patrzył na mnie z tą samą zawziętością. - Powiedz mi. - Te dwa słowa spowodowały, że nie wytrzymałem. - Ja... Chciałem ci się spytać czy...- przerwał mi cichy głos chłopaka- Czy jesteśmy oficjalnie razem?- Czy on potrafi czytać w myślach? Spojrzałem mu w oczy ze zdziwieniem. Napewno wyczytał z nich moje myśli. Teraz jestem tego pewny. Dalej czekałem na jego odpowiedź, a moje serce waliło jak oszalałe. Liam jednak , zamiast odpowiedzieć w normalny sposób, uznał za adekwatny tak samo jak ja wcześniej pocałunek. Przybliżył się do mnie po czym musnął moje usta swoimi. Zrozumiałem. Uśmiechnąłem się do niego i przytuliłem do siebie mocno. Czułem się wtedy taki szczęśliwy. Jak nigdy wcześniej. Z takim właśnie poczuciem szczęścia zasnąłem, chwilę po moim chlopaku. Ehh... Jak to cudownie brzmi.
CZYTASZ
Co się z nami stało? Thiam
FanficPo burzliwych miesiącach po wojnie w Beacon Hills znów zawitał spokój. Ludzie przywykli do obecności istot nadprzyrodzonych. Nie bali się już ich, a mimo to dalej mieli co do niektórych z nich uprzedzenia. Scott, Stiles, Lydia i Malia wyjechali na s...