Rozdział 10

1K 55 19
                                    

Theo

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Otworzyłem powoli oczy, spodziewając się, że za moment zobaczę ciemną kostnicę. Rzeczywiście tak się stało. Znowu jednak było coś nie tak. Inaczej niż zwykle. Wydostałem się z pomieszczenia wychodząc na korytarz. Dopiero teraz usłyszałem przerażający głos Tary. Mrożący krew w żyłach jak zawsze. Powtórzyła się zwykła sytuacja. Daremna próba ucieczki, upadek... Teraz powinno nastąpić wyrwanie serca, jednak moja siostra pochyliła się nade mną i szepnęła po cichu- Nie zmarnuj tego.- Po tych słowach wszystko wokół mnie zaczęło wirować. Nagle zerwałem się jak oparzony, zrzucając tym samym śpiącego na moim torsie Liama.  Chłopak obudził się i gorączkowo zaczął szukać włącznika lampki nocnej. Gdy mu się to udało, na jego twarzy dostrzegłem ogromne zmartwienie. - Znów cię to męczy?- westchnął z rezygnacją w głosie. - Miałem nadzieję, że w końcu przestanie ci się śnić to okropieństwo.- Spojrzałem na niego smutno po czym spuściłem wzrok. Też miałem taką nadzieję- Chodź tu- przyciągnął mnie do siebie i bardzo mocno przytulił. Było mi bardzo dobrze, czułem się bardzo bezpiecznie i nie chciałem uwalniać się z ramion Liama, jednak musiałem mu powiedzieć co się stało.- Liam, znowu było inaczej. Tara NIE wyrwała mi serca.- Niebieskooki z przejęciem spojrzał mi w oczy.- Powiedziała tylko " Nie zmarnuj tego". Jak myślisz o co mogło jej chodzić?-Chłopak jeszcze uważnie wpatrywał mi się w oczy. Tak jakby nad czymś głęboko myślał. Po chwili odezwał się- Nie jestem Stilesem ani Masonem, ale czy pamiętasz o co chodziło twojej siostrze poprzednio? Wtedy gdy się zawahała? - Powoli zacząłem układać te małe elementy w całość.- O serce- Powiedziałem cicho, jednak blondyn to usłyszał.- Tym razem też chodziło jej o serce.- Liam miał rację.  Już rozumiem co miała na myśli Tara. Dała mi szansę. Dostrzegła, że potrafię kochać i chce bym tego nie zmarnował. Nie zamierzam.  Przytuliłem do siebie mocno Liama, po czym położyłem się. - Idziemy dalej spać. Jest trzecia w nocy- Oświadczyłem, a sekundę później poczułem jak Dunbar wierci się i układa w wygodny sposób.  Już prawie zasnąłem gdy poczułem nagle, jak Liamem wstrząsa ogromny dreszcz.  Bardzo mocno ścisnął mnie w pasie.  Co się dzieje? Zacząłem szturchać chłopakiem, jednak on pozostał nieprzytomny. To  nie wyglądało dobrze. Liamowi  nigdy wcześniej nie zdarzało się coś takiego. Bardzo się zmartwiłem, toteż wyskoczyłem z łóżka i chwyciłem za telefon. Z tego co słyszałem, Scott wrócił do miasta na kilka dni.  Szybko wybrałem numer Alfy. Odebrał po kilku sygnałach, a w słuchawce usłyszałem zachrypnięty zaspany głos. - Mam nadzieję, że masz dobry powód żeby mnie budzić w środku nocy.- Nie zważając na niezadowolenie Scotta odrzekłem z przejęciem- Coś się dzieje z Liamem. Masz jeszcze może klucze do kliniki?- Zacząłem z przejęciem, jednak chłopak  mi przerwał- Co się dzieje? Co mu zrobiłeś?- Ohh naprawdę dalej mi nie ufasz Scott? Okej, możesz mi nie ufać  we wszystkim, ale nie w kwestii Liama- Gdybym mu coś zrobił, to chyba raczej bym do ciebie nie dzwonił nie sądzisz? Poza tym, przyjaźnimy się, nie zrobiłbym  mu krzywdy.- Odparłem z frustracją. Chciałem powiedzieć, że jesteśmy razem i nic bym mu  nie zrobił, jednak w prawda jest taka, że mimo iż się do siebie bardzo  zbliżyliśmy ostatecznie nie ustaliliśmy jeszcze czy jesteśmy parą czy nie. Tym bardziej nie wiem jaka będzie reakcja Scotta. Dopiero teraz pomyślałem o reakcjach innych. Byłem zbyt szczęśliwy by o tym myśleć. Teraz jednak nie to było ważne. Coś się dzieje z ważną dla mnie osobą.  Jadę do kliniki, masz tam zaraz być i otworzyć. I dzwoń po Deatona, to nie wygląda dobrze.- Dodałem szybko po czym zakończyłem połączenie.  Owinąłem Liama kocem i pobiegłem z nim do samochodu. Wychodząc nawet nie zamknąłem drzwi. Chłopak mruczał coś niezrozumiałego, i od czasu do czasu wstrząsał nim mocny dreszcz. Posadziłem blondyna na przednim siedzeniu pasażera, zapiąłem, by po chwili wskoczyć na miejsce kierowcy i z piskiem opon odjechać w stronę kliniki. Podczas drogi rozmyślałem jak to możliwe, że w jednej chwili obejmował mnie bym się uspokoił, a w następnej trzęsie się cały i jest nieprzytomny. W dodatki nie ma z nim najmniejszego kontaktu. Nie minął kwadrans, gdy znaleźliśmy się pod kliniką dla zwierząt, gdzie czekał na nas Scott. Zgasiłem silnik, po czym wyskoczyłem z samochodu i wziąłem młodszego chłopaka na ręce. Dalej majaczył. Alfa podszedł do nas w pośpiechu rzucając mi podejrzliwe spojrzenie. W moich oczach było widać strach, troskę i panikę, toteż powoli spuścił ze mnie wzrok i skierował go w stronę swojego bety. - Co się z nim dzieje?- Wyczułem w jego głosie troskę. - Nie mam pojęcia. W jednej chwili ze mną rozmawiał i wszystko było w porządku, a chwilę później poczułem jak wstrząsnął nim ogromny dreszcz. Potem zaczął się pocić, jeszcze bardziej trząść i w końcu majaczyć. Zadzwoniłeś po Deatona?- Spytałem z przejęciem. Scott skinął głową.- Niedługo tu będzie.  A tymczasem wejdźmy do środka. Spróbujemy go rozgrzać. Czujesz jaki jest lodowaty?- Oczy bruneta były skierowane w moją stronę. Spojrzawszy szybko na McCall'a złapałem dłoń Liama. Rzeczywiście, był lodowaty.- Masz jakiś pomysł jak go ogrzać? Ciepła herbata raczej tu nie pomoże.- Rzekłem spoglądając ponownie na Liama. - Zaniesiemy go do głównego gabinetu. W schowku są koce- przykryjemy go nimi.- Zarządził Alfa. Jak powiedział, tak też zrobiliśmy. W momencie, gdy owinęliśmy pacjenta ostatnim kocem do kliniki wszedł jej właściciel.- Co się z nim dzieje?- Spytał kierując wzrok na mnie.  - Ma okropne dreszcze, poci się, jest lodowaty i majaczy. Co mu jest? Pomożesz mu?- Stało się coś czego bardzo nie chciałem. Straciłem kontrolę nad swoimi emocjami. Głos zaczął mi drżeć, podobnie jak dłonie. I choć wiedziałem, że właśnie okazałem okropną słabość Scott'owi, w tamtym momencie nie obchodziło mnie to. Liczył się tylko Liam. Patrzyłem na weterynarza błagalnym wzrokiem i kątem oka zauważyłem jak Scott dziwnie się poruszył. Miałem tylko nadzieję, że się nie domyślił. Ne wiadomo jakby zareagował. Deaton zaczął odwijać swojego pacjenta z koców, którymi chwilę temu skończyliśmy go okrywać.  Wziął w dłoń, zimną dłoń Liama, następnie dokładnie wysłuchał bicia jego serca. - Nie mam zbyt dobrych wiadomości.- rzekł smutno druid. Zrobiło mi się gorąco.- Chłopak został otruty. Jednak to nie jakaś zwykła trucizna. Nie mam pojęcia co to za substancja, jednak wiem na pewno, że rozprzestrzenia się w nim od kilku dni. Najgorsze jest jednak to, że objawy ujawniły się po tak długim czasie. Gdyby pojawiły się wcześniej, byłoby znacznie łatwiej pozbyć się tej trucizny z organizmu Liama, jednak teraz będzie bardzo trudno.- Cofnąłem się o krok. Duszno mi. On nie może umrzeć. Nie zgadzam się na to. Zwróciłem wzrok w stronę Alana- Cz- czy jesteś w stanie mu p...pomóc?- Świetnie, nie dosyć że drży mmi głos to jeszcze zacząłem się jąkać. Weterynarz spojrzał na mnie smutno, jednak w jego oczach było coś co napełniło mnie nadzieją.- Zrobię wszystko co w mojej mocy- Odparł- Ale jesteś mi potrzebny.- Zwrócił się do mnie nagle.- W jakiś sposób na siebie działacie. Nie wiem czy zauważyłeś, ale gdy dotknąłeś jego dłoni, przestał się na moment trząść. - Cały czas patrzył na mnie wyczekująco.- Więc co ma  robić?- Moje pytanie było napełnione determinacją do działania.- Po prostu bądź tu przy nim. On cię potrzebuje. Nawet nie wiesz jak bardzo.- Teraz już wiedziałem na pewno. Obaj wiedzą.  - Theo, możemy na chwilę wyjść i porozmawiać na osobności?- Spytał bardzo poważnie i twardo Scott. Czuję się jakbym szedł na pewną śmierć. Przełknąłem głośno ślinę, a następnie wyszedłem za brunetem.

-Od kiedy?- Zapytał Alfa gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz kliniki. Od razu zrozumiałem pytanie. Spuściłem wzrok na ziemię, po czym zmusiłem się by spojrzeć brunetowi w oczy. Co mnie bardzo zaskoczyło, nie dostrzegłem w nich nienawiści. Zobaczyłem w nich umiarkowaną złość, nieufność, ale także maleńkie iskierki ulgi. Naprawdę nie rozumiem tego człowieka. - Od kiedy jesteśmy razem, czy od kiedy jesteśmy dla siebie ważni?- Kluczowe było dla mnie by wiedzieć na które z tych pytań Scott chce znać odpowiedź. Miałem tylko nadzieję, że nie zechce znać odpowiedzi na oby dwa pytania. Jakże się myliłem.- Oby dwa.- Rzekł pewnie chłopak.  Wziąłem głęboki wdech po czym odrzekłem- Sam nie wiem, kiedy staliśmy się dla siebie tak ważni, ale na pewno było to dawno temu.  A co do drugiego pytania- spuściłem wzrok- Nie ustaliliśmy czy jesteśmy parą. Nie zdążyłem go zapytać.- Było mi tak okropnie źle. W końcu gdy byłem choć raz w życiu naprawdę szczęśliwy, wszystko musiało się posypać. Pomyślałem, że  Alfa mnie wyśmieje, jednak on położył mi rękę na ramieniu po czym rzekł- Niedługo mu się spytasz- Skierował w moją stronę delikatny uśmiech otuchy. Nasunęło mi się pewno pytanie- Nie masz nic przeciwko temu? Jesteś dla Liama jak brat, nawet trochę jak ojciec i...- Brunet przerwał mi- Skoro on jest z tobą szczęśliwy, ja nie mam nic przeciwko. Liczy się dla mnie wyłącznie jego szczęście.- Powiedział spokojnie chłopak po czym dodał- Idź do niego, chyba pamiętasz co powiedział Deaton prawda? ON cię potrzebuje.-  Lekko pchnął mnie w kierunku drzwi wejściowych kliniki. Nie wiedzieć dlaczego, zdanie Scotta na ten temat był dla mnie bardzo ważna. Jednak nie ze względu na mnie. Bardziej przez wzgląd na Liama. Alan podłączył betę do kilku kroplówek. Jedne substancje miały dodawać u siły do regeneracji inne wyciągać z niego to paskudztwo. Złożyłem dwa koce w prymitywne poduszki po czym jedną z nich podłożyłem pod głowę niebieskookiemu, a drugą położyłem pod głowę sobie. Złapałem go za dłoń po czym zasnąłem, czuwając nad jedyną ważną dla mnie osobą.

Co się z nami stało? ThiamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz