29 아홉

119 13 45
                                    


W nocy nie zmrużył oka, a cały ranek czuł, jakby stąpał po cienkim lodzie. Lecz nic się nie stało. Nikt po niego nie przyszedł. Król go nie wezwał. To przyniosło ulgę i poczucie bezpieczeństwa. Jednak była to tylko cisza przed burzą, gdyż z nieznanej mu przyczyny, władca Joseon jedynie czekał, by następnie zaatakować z zaskoczenia.


Wysłał po niego dwóch strażników, którzy przyszli w trakcie porannej warty. Kazali mu iść za sobą, nie podając powodu, którego prawdopodobnie sami nie znali. Gdy napotkali Jaemina nie chciał na niego spojrzeć. Wiedział, że zobaczył by na jego twarzy strach, któremu on sam nie mógł się teraz poddać. Chciał stanąć przed królem z dumą i honorem, pokazać mu, że jest silny, w niczym nie gorszy. Tylko na krótką chwilę obejrzał się i uspokoił go mówiąc, by się nie martwił.


Gdy weszli do komnaty, mężczyzna stał odwrócony do nich tyłem i patrzył w jakiś odległy punkt za szerokim, jasnym oknem. Tamtej nocy spadł pierwszy śnieg, który swoją bielą pokrył cały krajobraz. Ręce miał skrzyżowane, stał prosto, z głową uniesioną wysoko. Gdy się odezwał, jego głos zabrzmiał uprzejmie, lecz stanowczo.


- Zaczekajcie na zewnątrz.


Strażnicy wyszli, pozostawiając ich samych. Król powoli zwrócił się ku niemu. Krok za krokiem zbliżył się i oparł o stół, stając na przeciw niego w odległości nie większej niż dwa metry. Przyglądał mu się przez jakiś czas, potem subtelnie uśmiechnął.


- Witaj, Lee Jeno. Mam nadzieję, że oczywistym jest dla ciebie, iż twoja wizyta tu była nieunikniona - nie czekając na odpowiedź, mówił dalej. Spokojnie, powoli i z elegancją wymawiał każde słowo. - Wybacz, że nieco ociągałem się z zaproszeniem. W końcu odgrywasz znaczącą rolę w życiu mojego jedynego bratanka.


Po tych słowach wątpliwości Jeno rozwiały się, a na ich miejsce zaczął wkradać się strach. Poczuł jak dłonie zaczęły się pocić. Zacisnął je i zamrugał kilka razy, by otrzeźwić umysł. Musiał zachować spokój.


Mężczyzna odepchnął się od stołu i podszedł do chłopaka. Zatrzymał się tuż przed nim i sięgnął w dół, by ująć jego zimne dłonie, które ten ledwo powstrzymywał od drżenia. Oglądał je z obu stron, dotykając i przejeżdżając palcami po skórze.


- Blizny niemal znikły, nie dobrze. Może nie bolało aż tak bardzo - odszukał jego spojrzenia i kontynuował. - Nie na tyle, żebyś został wtedy tam, skąd przyszedłeś.


Jeno miał ochotę wyrwać ręce i odsunąć się. Najdalej jak się da. Na szczęście król sam się wycofał i ponownie oparł o stół.


- To wtedy mnie zainteresowałeś. Wróciłeś do Jaemina jak wierny pies. Dziki, ale wierny. Wystarczyło cię wytresować, byś stał się przydatny, dlatego musiałeś pójść do armii. Bo któż byłby lepszym strażnikiem dla mojego drogiego chłopca, jak nie przyjaciel.


Otworzył usta, ale nie zdołał nic powiedzieć. Ledwo przyswajał nowe informacje, lecz król nie dawał mu choć chwili wytchnienia. Wiedział tylko, iż nieswojo jest mu z myślą, że przez cały ten czas był przez niego obserwowany. Żadne spotkanie z Jaeminem nie było dla niego tajemnicą. Od samego początku wiedział, a oni nie mieli pojęcia.

Niebezpieczne Przyjaźnie/Nomin FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz