Pov. Charlotte
Dzisiejszego dnia nie mogłam skupić się na niczym. Cały czas nerwowo spoglądałam na kartkę z numerem telefonu. Starałam się wszystko poukładać w mojej głowie aby nie pogubić się na dobre w kłębiących się myślach. Na spokojnie, Charlotte. Co to dla Ciebie? Poznałaś człowieka więc to normalne. Wyszłaś z nim na spacer, to też nic niepokojącego. Uspokój się dziewczyno! Nakazuję sobie po czym opadam na przyjemną, puchową kołdrę.
— Halo? — Pytam gdy ktoś dzwoni na mój numer a mi nawet nie chcę się patrzeć na numer na wyświetlaczu.— Co słychać za horyzontem? — Moja mama odpowiada pytaniem na pytanie.
— Em... dobrze. — Mówię zmieszana.
— Na pewno?
— Tak, tylko się nie wyspałam. Nie mogłam zasnąć... — Przecieram zaspane oczy i wstaję z łóżka kierując się w stronę balkonu. Zza oknem widzę zbiorowisko ludzi, co przykuwa moją uwagę. Chwilę potem całe towarzystwo rzuca się w pogoni - albo ucieczce - w jedną stronę a w moich oczach pojawia się mały błysk - tak zgaduję.
— Halo, zamilkłaś, skarbie. — Mama przypomina mi o swojej obecności na linii.— Wybacz, muszę kończyć. — Powiedziałam i wsunęłam na stopy sandały.
Złapałam na ślepo torebkę, przejrzałam się w lustrze i rozłączyłam życząc miłego dnia, i śląc buziaki. Wepchnęłam telefon to jednej z przegródek i zamknęłam na zamek. Przydusiłam przycisk przy windzie, jednak ta w ogóle nie jechała więc chwilę potem zbiegałam ze schodów, trzymając się prawą ręką, metalowej poręczy, która trzęsła się lekko przez moje chaotyczne ruchy. Po kilku minutach byłam w miejscu poprzedniego zbiorowiska, po której nie zostało praktycznie nic. Jedyne co się ostało to ulotka, leżąca bezwładnie na bruku. Podniosłam ją i zaczęłam czytać ogłoszenie na niej zawarte. Za dwa tygodnie jest wielkie otwarcie sezonu w Disneylandzie! Tym, wspaniałym miejscu, do które pójdę niezależnie od wieku. Zaczynam rozmyślać o wszystkim o czym się da, spacerując ulicami Paryża. Muszę tylko się tam dostać, nauczyć francuskiego aby się dogadać, albo liczyć na szczęście w postaci człowieka posługującego się angielskim. Spełnię swoje dziecięce marzenia i nie przeszkodzi mi w tym cyfra w dowodzie, na której początku widnieje piękna dwójka. Nic mnie nie powstrzyma! Charlotte, skąd w tobie tyle determinacji? Uspokój się, bo jak zobaczysz sumę na wejście, to może cię mocno rozboleć serce... i portfel.
— Idziemy tam razem? — Znajomy głos za mną straszy mnie więc podskakuję odwracając się przodem do osoby za mną. Shawn, kto inny?
— Nigdy więcej mnie tak nie strasz! Zejdę kiedyś na zawał! — Mówię oburzona i śmieję się cicho.
— A odnośnie mojego pytania?
— W sensie, jeżeli... nie, ale może... — Charlotte, przemawiam Ci do rozsądku. Naucz się mówić. Nie, nie patrz się na jego czekoladowe oczy, nie... Charlotte, uspokój się! Nakazuję Ci skupić się na mówieniu! — Więc... jeżeli, to okey, ale jeżeli... w sensie... — Że-na-da Charlotte! Po prostu żenada...
— Więc? — Widzę jak próbuje powstrzymać śmiech. Pięknie się śmieje. Charlo!
— T-taaaak... ale no, w sensie...wiesz, bo ja okey, ale jeżeli nie, no to wiesz, to tam, no...
— Będę o 9 pod hotelem. — Dziękuję żeś mnie wyręczył w tej paplaninie słów, dobry człowieku. Jeszcze chwila a autentycznie wsiąkłabym pod asfalt do jądra ziemi, i nigdy więcej się nie pokazała.— Dziękuję... — Przytulam się do niego delikatnie co samą mnie dziwi. Odrywam się momentalnie i czuję jak gorąca fala wylewa się na moje policki i nos. Odwracam się więc bokiem i powoli idziemy gdzieś przed siebie. Po kilku minutach odzyskuję w pełni zdolność racjonalnego myślenia jak i mówienia, z czego jestem dumna.
![](https://img.wattpad.com/cover/258261378-288-k964316.jpg)
CZYTASZ
Quelque chose de beau
RomanceCharlotte Meyer leci do Francji na wakacje, w poszukiwaniu błogiego spokoju i ciszy. Pragnie odpocząć od obowiązków związanych z jej codzienną rutyną dlatego decyduje się na podróż. Czy jej wakacje aby na pewno będę spokojne...?