Pov. Charlotte
Usiadłam na plastikowym krześle, opierając się o nie plecami. Jeszcze raz sprawdziłam czy wszystko mam przy sobie, i czy jestem gotowa na nowe życie. Miałam wszytko - począwszy od małego plecaka z Disneylandu, który uratował się przed śmiercią, do dużej walizki, którą zabrałam ze sobą do Francji. Leciałam tam w czerwcu, a teraz mamy grudzień. Mimo, że minęło tyle miesięcy ja dalej tęskniłam za właścicielem czekoladowych oczu. Bardzo.
Mimo pory roku, było ciepło. Znaleźli się i tacy, którzy z zamkniętych pomieszczeniach nie mieli nawet bluzy - ja od zawsze marzłam więc imałam na sobie gruby polar. Wiem, że gdyby sprawy potoczyły się inaczej mogłabym być teraz zamknięta z ramionach osoby, która mogłaby mi dać ciepło. Tak, jednak nie jest, a ja czekam na komunikat podany przez megafony, umieszczone na dużych, betonowych filarach.
Odblokowałam telefon z dawno zmienioną tapetą. Weszłam w galerię, i sunęłam palcem po ekranie wracając do wszystkich momentów, które teraz zostawiam za sobą. Nacisnęłam na zdjęcie sprzed kilku miesięcy. Tego dnia Andrea i Hilie pocieszały mnie, gdy dowiedziały się o tym jak to Shawn mnie zdradził.
Jedna w grobie a druga w śpiączce.
Siedzę teraz czekając na odprawę samolotu, którym polecę do Grecji. Na początku chciałam wybrać Francję, ale było tam zbyt dużo wspomnień z Mendesem. Próbował kontaktować się ze mną tysiące razy, ale na jakiś czas przeprowadziłam się do dziadków, u których przechodziłam żałobę - po przyjaciółce i po chłopaku, który mimo że żyje, umarł w moim sercu.
Bardziej chciałam aby umarł, ale cholernie za nim tęskniłam. Każdego dnia pojawiał się w mojej głowie. Gdy zasypiałam widziałam go oczyma wyobraźni. Każda piosenka przypominała mi o jego melodyjnym głosie. Wszystko kojarzyło mi się z nim.
Z drugiej stromy mogłam zdecydować się na inne Europejskie kraje, ale to nie wchodziło w rachubę. W Grecji miałam koleżankę z czasów liceum, i dogadałyśmy się, że będę mogła u niej mieszkać puki nie wyjdę na prostą. Jestem jej za to dozgonnie wdzięczna.
— Loty do Europy zostają przesunięte z racji trudnych warunków atmosferycznych. — Charczący głos wybrzmiał z megafonów.
— Cholera... — Wyszeptałam sprawdzając pogodę w telefonie. Miało być nagłe ochłodzenie, ale prócz tego nic więcej. Wstałam w celu poprawienia ubrania, którym się otuliłam. Materiał na plecach się pomiął i ugniatał mnie, przez co dalsze czekanie przypominało powolne tortury. Korzystając z sytuacji postanowiłam rozprostować kości.
Rzuciłam wzrokiem na setki osób zgromadzonych na tym lotnisku. Zlewali się w jednolite tło, ale wyjątkiem była jedna osoba, która wydała mi się znajoma. Wzięłam łyka wody, a gdy ta osoba na mnie spojrzała, zakrztusiłam się nią.
Shawn Mendes - mój były chłopak, we własnej osobie.
*wspomnienie Charlotte*
Sięgnęłam po ozdobny papier i długopis żelowy. Usiadłam przy małym drewnianym biurku i wzięłam głęboki wdech. Przyłożyłam rysik do lekko błyszczącego papieru i zaczęłam pisać to, co powinnam już dawno.
Witaj, Shawn Piszę ten list, żeby pożegnać się z Tobą raz na zawsze. Będziesz miał piękne życie z Suzann i Waszym dzieckiem, nie chcę Wam tego niszczyć. Pamiętasz, jak się poznaliśmy? Pracowałeś jako kelner w restauracji i przyniosłeś moje zamówienie, a potem spotkaliśmy się jeszcze raz. Wierzysz w przeznaczenie? Ja kiedyś wierzyłam, ale poglądy się zmieniają. Zabrałeś mnie do Disney Landu, dzięki Tobie spełniło się moje marzenie. Pamiętasz to? Nasz pierwszy pocałunek...
Po moich policzkach spłynęły łzy, ale szybko je otarłam pisząc dalej.
Bal i problem z komarami... Taniec w deszczu, a potem pożar i te wszystkie rany, jakie pozostawiło po mnie życie. Już się zagoiły, wiesz? Mogłabym wymieniać wszystkie chwile w nieskończoność, ale nie po to jest ten list, Shawn. Wyjeżdżam do Europy. Nie znajdziesz mnie, zresztą nawet nie będziesz chciał. Odgradzam się od wspomnień i zaczynam nowe życie.
Żegnaj na zawsze, Shawnie Mendesie. Charlotte
Ps. Nadal Cię kocham.
Odłożyłam ostrożnie długopis uważając aby nie zabrudził kartki. Ją włożyłam do koperty. Podpisałam się najzwyklejszymi słowami "Charlotte Meyer" i zaadresowałam kopertę. Włożyłam ją do torebki, którą zarzuciłam na ramię. Wyszłam z pokoju, w którym dziadkowie mnie nocowali.
— Idę na miasto, babciu! Wrócę za godzinkę.
— Dobrze, dziecko. Uważaj na siebie. — Posłała mi życzliwy uśmiech, który odwzajemniłam. Przytuliłam staruszkę i założyłam kozaki. Potem kurtkę a po chwili wyszłam w małego domku.
Pobiegłam na przystanek z racji, że nie miałam swojego samochodu. Autobus spóźniał się, ale nie na tyle, abym zrezygnowała. Po pięciu minutach pojawił się, a ja weszłam do niego płacąc za bilet. Dotarcie do centrum zajęło dwadzieścia długich minut siedzenia w pojeździe, którego powietrze pachniało stęchlizną. Po tym czasie wyszłam z niego i poszłam przed siebie, w kierunku poczty. Gdy się w niej znalazłam, szybko wysłałam list i wróciłam na zimne powietrze. Zdecydowałam się, na krótki spacer, aby oczyścić umysł i myśli.
*koniec wspomnienia*Podbiegł do mnie, ale zatrzymał się w odległości kroku. Znów poczułam uczucie, które towarzyszyło mi zawsze przed utratą przytomności - na co nie mogłam sobie teraz pozwolić.
— Tu jesteś, już się bałem, że cię nie znajdę. — Znowu kłamiesz, kochanie.
— Znowu mnie okłamujesz, dlaczego to robisz?
— Charlotte, nie kłamię. Są to szczere słowa. Dostałem Twój list... — Wyciągnął go z kieszeni i chwiejącymi się dłońmi wyciągnął go z koperty, w której go pozostawił. — Błagam Cię, nie rób tego.
— To znaczy czego? — Zapytałam z sarkazmem w głosie. — Nie wylatywać? Nie rozpoczynać nowego życia? Nie przeszkadzać Ci w wychowaniu dziecka?!
— Co ty wygadujesz? Hej... nie płacz, proszę. — Mimo to do moich oczu cisnęły się łzy, których nie umiałam powstrzymywać. — Zostań tu, proszę. Porozmawiaj ze mną bez wyrzutów, daj mi to wszystko wytłumaczyć, błagam! — W jego oczach zobaczyłam te wszystkie emocje, jakie udzielały się w jego głosie.
— Nie mogę... — Wyszeptałam przez łzy. — I nie chcę. Nie wytłumaczysz się w żaden sposób, a ja nie chcę ci przeszkadzać. Idź do Suzann, zajmij się nią i obdarz uczuciem jakim obwarzyłeś mnie. A było ono wspaniałe... więc leć do niej. Przytul, pocałuj, wyszeptuj, że ją kochasz... — Mimo mokrych policzków mówiłam to z wielkim spokojem.
— Charlotte, między mną a Suzann nie ma niczego prócz pracą. Przysięgam, że Cię nie zdradziłem! Proszę, porozmawiaj ze mną. Pójdźmy na kawę, proszę.
— Wszystkie loty z Ottawy zostają odwołane ze względu na burzę, która się zbliża. Przepraszamy za utrudnienia, ale loty nie mogą się odbyć. — Charczący głos powiedział coś na ten kształt - nie było wyraźnie słychać.
— Proszę... Daj mi to wytłumaczyć. — Powiedział błagalnym głosem.
Właśnie odwołali mi los do Grecji, nie wierzę. Moje nowe życie ucieka mi sprzed nosa i nic nie mogę na to poradzić. Shawn wyciągnął do mnie rękę, ale jej nie chwyciłam.
— Nie mogę wybaczyć komuś kto mnie zdradził... Nic już z tego nie będzie.
— Na boga, Charlotte nie zdradziłem Ciebie!
— Mów to jeszcze głośniej!
— Wybacz, przepraszam...
— Zgoda, pójdę z tobą na tą kawę, ale Ty stawiasz.
— Nie ma najmniejszego problemu. — Uśmiechnął się, ale ja dalej miałam nadąsaną minę i byłam wręcz wściekła. Wzięłam torebkę i plecak, a Mendes złapał walizkę. Nie pozwoliłam się dotknąć a więc idąc obok siebie kierowaliśmy się do samochodu, którym Kanadyjczyk zabierze mnie do kawiarni. I oby miał odpowiednie wytłumaczenie.
Tak jak mówili - rozpętała się niezła ulewa, a więc szybko zamknęliśmy się w samochodzie. Znów miałam blisko siebie osobę, która jest właścicielem tych ślicznych oczu. Odpędziłam siłą myśl o nim, wszystko, co kojarzyło mi się z tym człowiekiem, zniszczyłam. Jednak całymi nocami płakałam, bo nie potrafiłam o nim zapomnieć. Nadal go kochałam.
CZYTASZ
Quelque chose de beau
RomanceCharlotte Meyer leci do Francji na wakacje, w poszukiwaniu błogiego spokoju i ciszy. Pragnie odpocząć od obowiązków związanych z jej codzienną rutyną dlatego decyduje się na podróż. Czy jej wakacje aby na pewno będę spokojne...?