#22

1 1 0
                                    

Pov. Charlotte

Po upływie chwili rozpętała się porządna burza. Wiał silny wiatr co dało się zauważyć po ludziach na zewnątrz. Spadł ulewny deszcz, że nawet wycieraczki działały niewiele. Przeczekaliśmy więc chwilę, a gdy troszkę się uspokoiło ruszyliśmy.
— Skąd wiedziałeś gdzie mnie znaleźć? — Zapytałam w końcu.
— Chciałaś wylecieć do Europy, a loty tam są tylko z Ottawy, Charlotty.
— Nie mów mi tak...
— A to dlaczego? — Uśmiechnął się do mnie skręcając w jakąś przecznicę.
— Sam fakt, że zgodziłam się pojechać na tą głupią kawę z moim byłym, jest dziwny. Więc nie nazywaj mnie w taki sposób jak robiłeś to gdy jeszcze mnie kochałeś. — Widzę, że chce coś powiedzieć, ale podnosząc rękę uciszam go. Nie chcę słyszeć od niego tych pustych słów, które nie mają dla niego żadnego znaczenia. Shawn zamilkł, ale wiem, że jeszcze wróci do tego tematu. — Gdzie mnie zabierasz? Minęliśmy przynajmniej cztery kafejki.
— Jest burza Meyer, nie będę cię zabierał do jakiejś budki na mieście. Jeszcze się przeziębisz i pochorujesz. Zabieram Cię do siebie. Spokojnie, umiem zaparzyć kawę. — Wydałam z siebie jęk frustracji, bo nie spodziewałam się, że postanowi coś takiego.
— Jasne...
— Nie denerwuj się tak, proszę.
— Niby jak mam się nie denerwować, skoro jadę teraz z mo- — Wzięłam głęboki wdech aby się uspokoić. Złożyłam dłonie w małe piąstki i spojrzałam za okno. Lało jak z cebra, nikogo nie było na zewnątrz, a co jakiś czas się błyskało. Na domiar tego bateria w mojej komórce spadała z każdą chwilą coraz szybciej.
Po ponad godzinie drogi, Shawn zatrzymał samochód i wyjął kluczyki. Na dworze szalała burza, która nawet na chwilę nie zelżała. Shawn założył kaptur na głowę i wyszedł z pojazdu, ale za zostałam w środku zastanawiając się co mu odwaliło. Można przeczekać. On jednak otworzył moje drzwi i podał mi rękę, którą niechętnie chwyciłam. Gdy tylko stanęłam na nogach, wziął mnie na ręce i zamknął kolanem drzwi. Pobiegł ze mną do drzwi wejściowych, nad którymi jest daszek. Nie zmokłam za bardzo. Shawn zamknął auto pilotem, a potem otworzył drzwi do domu.
— Proszę bardzo... — Zaprosił mnie do środka gestem ręki.
— Dziękuję. — Uśmiechnęłam się lekko wchodząc do pomieszczenia. Zdjęłyśmy buty, a Mendes podał mi kapcie, które i tak były na mnie o dużo za dużo. Spojrzałam na siebie i i tak wyglądałam jak zmokła kura. Z moich włosów kapała woda, tworząc małe kałuże na panelach.
— Proszę... — Podał mi ręcznik, gdy wyłonił się z łazienki. Wzięłam go od niego. Chłopak pobiegł na górę i znikł w drzwiach swojej sypialni. Wrócił po chwili w nowej koszulce, bo tamta cała zamokła w deszczu. — Ubierz, jest suche. Jak będziesz w tym mokrym to się zaziębisz.
— Nie, naprawdę... Mam swoje ubrania w walizkach... mogę po nie pójść.
— Nie, Charlotte. Jest burza, nie będziesz biegała po deszczu, proszę idź i się przebież w coś suchego.
— Jasne...— Wzięłam od niego bluzę od dresów i poszłam do łazienki. Po chwili wróciłam ubrana w jego ubrania, które pachniały nim. Znając mnie zaraz się rozpłaczę pod wpływem silnych wspomnień i tęsknoty za tym co nieuchwytne. — Jestem.
— Widzę, ślicznotko. — Przerzuciłam oczami i podeszłam do stołka barowego. Mendes w tym czasie zaparzył kawę, którą mi podał.
— Masz jedną szansę na wytłumaczenie mi tego wszystkiego.
— Dobrze. Zacznijmy od samego momentu, w którym jak to powiedziałaś "poczułaś się zraniona". Jak wiesz byłem załamany nowiną o mojej schizie... Teraz mam już drugi etap, jakby cię to interesowało. Gdy zadzwoniła Suzann ucieszyłem się dlatego, że razem z nią robimy dla ciebie niespodziankę... Nie miałaś się tak o niej dowiadywać. Między nami do niczego nigdy nie doszło, Charlotte. Gdy była tu i że tak powiem... wyrzuciła cię z domu, to też niczego nie było.
— Kłamiesz! Widziałam was w oknie... od twojej sypialni...
— Wylałem sok pomarańczowy i poszła zaprać bluzkę. Dałem jej jakąś swoją. Niczego nie było. — Złapał mnie za dłoń, ale wzięłam ją do siebie. — To dlatego zobaczyłaś mnie z nią u góry, na piętrze.
— Gratuluję.
— Czego?
— Ukrywałeś się z nią wyśmienicie dobrze. Gratulacje... i tak zostaniesz ojcem, a uwierz mi, że będziesz dobrym tatą...
— Suzann jest w ciąży, wiesz o tym prawda?
— Wiem! Ale dalej nie mogę pojąć, że mnie zdradziłeś.
— Suzann ma męża od dwóch lat, on jest ojcem jej dziecka. Między nami niczego nie ma, nie było, i nie będzie. — Po tych słowach rozpłakałam się na dobre. Suz miała obrączkę na palcu, miała pierścionek zaręczynowy, pośród osób z studiu był człowiek, który mocno ja przytulił i pocałował w czoło - wiedział o tym wcześniej. Ona po prostu w tedy powiedziała to innym. On mnie nigdy nie zdradził. Zeszłam z krzesła ukrywając twarz w dłoniach. Zgięłam się w pół a potem kucnęłam na podłodze poddając się słonej cieczy i smutkowi. — Hej, nie płacz, proszę. — Podszedł do mnie i mocno mnie objął. Byłam na niego wkurzona, ale z drugiej strony wiedziałam, że to co teraz powiedział to prawda. Przytulił mnie do siebie mocno, objął rękami i pocałował we włosy. — Przepraszam za to wszystko... Gdybym inaczej się zachował, nie płakałabyś teraz. Przykro mi, Charlotty.
— Wylałam przez ciebie tyle łez, że nie ma na to słów. Mój pokój zamienił się w wielki śmietnik. Rozwaliłam dosłownie wszystko co mi się z tobą kojarzyło, a teraz mi mówisz, że to wszystko nie prawda? Że to ja źle to rozumiałam? Że biłam cię, bo to ja wszystko źle interpretowałam? — Zaniosłam się maniakalnym płaczem, którego nie był w stanie opanować nawet on.
— Przepraszam Cię za to wszystko. Wybaczysz mi? — Spojrzał mi w oczy, ale nie potrafiłam tego powiedzieć.
— Wybacz Shawn, ale puki co nie mogę od tak tego wszystkiego wybaczyć i rzucić w niepamięć... Musiałabym mieć pewność, że te słowa są prawdą a nie kolejnym zaplutym kłamstwem.
— Rozumiem, mam nadzieję, że kiedyś znów będziesz szczęśliwa na mój widok. I nie będziesz mi miała za złe wszystko co zrobię.
— Ty mnie skrzywdziłeś, jak nikt inny dotąd. Możesz mieć rację, ale ja i tak ci nie wybaczę... puki co. Nie mówię, że jutro, pojutrze, ale... kiedyś może o tym zapomnę, ale nie teraz.
— Rozumiem, potrzebujesz czasu... Jak chyba my wszyscy. Charlotte...
— Tak?
— Przepraszam Cię za wszystko. Pamiętaj o tym.
— Obiecuję. — Przytulił mnie do siebie, ale nie odwzajemniłam tego - jak poprzednio.
Po pół godzinie burza ustała, a ja stwierdziłam, że wrócę do domu. Shawn chciał mnie odprowadzić, ale odmówiłam. Uparł się jedynie, że nie mam oddawać bluzy, a więc szłam w niej. Wyciągnęłam z bagażnika walizki i poszłam w stronę swojego domu rozmyślając nad tym czy to faktycznie prawda, czy kolejne kłamstwo.

Quelque chose de beauOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz