Pov. Charlotte
Wybiegłam ze studia z płaczem, nie oglądając się za siebie ani raz. Byłam wściekła i wkurzona ca cały otaczający mnie świat. Biegnąc, potrąciłam parę osób na chodniku, ale nie mówiąc nic biegłam dalej. Gdy zobaczyłam rodzinny dom, w którym mogę dostać troskę i miłość jakiej potrzebowałam, uśmiechnęłam się w duchu. Otworzyłam drzwi wejściowe i chwilę potem zsunęłam ze stóp buty. Trzęsąc poręcz wbiegłam na górę domu, do swojego pokoju, w którym się zamknęłam.
Włożyłam ręce we włosy wydając z siebie przeraźliwy krzyk. O tej porze nikogo nie powinno być w domu. A jeżeli jest, to niech teraz zostawi mnie w spokoju. Potem będzie czas na osuszanie łez.
Ten dupek nie zasługuje na każdą z nich, ale po prostu nie umiem wzbronić się przed płaczem.
Złapałam album z fotografiami i otworzyłam na obojętnej stronie. Wywołane zdjęcia z Shawnem z disneylandu zawitały przed moimi oczami. Wyciągnęłam je zza foli i potargałam. Kolejne kilka zdjęć spotkał taki sam los. Po chwili stwierdziłam, że to marnotrawstwo moich sił. Wyciągnęłam zapalniczkę z szuflady, która była tam na czarną godzinę gdyby przyszło mi szybko pakować się na, na przykład biwak czy ognisko... Teraz jednak trzymając w dłoni zdjęcie, na którym całuje mnie w czoło, a drugą włączając zapalniczkę, wypalam zdjęcie od spodu w miejscu burzy czekoladowych loków. Gdy wypaliło się prawie całe pomachałam nim w powietrzu by ugasić płomień, który powoli sięgał moich palców.
Nie powstrzymałam się przed niczym. Połowę moich pluszaków z Francji spotkał lot przez okno, bez spadochronu. Inne szczęściem się uchowały. Niszczyłam wszystko co wpadło mi w ręce.
— Co to za hałasy?! — Andrea zawołała z doły budynku. Nie usłyszałam kiedy weszła do domu. — Charlotte, wszystko w porządku? — Weszła po schodach i zawitała w progach mojego pokoju. Trzymałam w ręku jakiś słoik z muszelkami, którym z całej siły rzuciłam robiąc uszczerbek w ścianie tuż obok drzwi wejściowych do mojej sypialni. — Co ty robisz? — Zapytała z powagą, ale i troską.
— On...! Dupek! — Rozpłakałam się na dobre zrzucając rzeczy z biurka.
— Co Ci zrobił? Rozpaczałaś prawie miesiąc, myślałam, że już ci przechodzi. Rozmawiałaś z nim, prawda? — Dodała po chwili.
— On będzie miał dziecko! Nie rozumiesz jak to boli!
— Zaraz... co?
— Suzann, a nie "co"! — Tym razem rzuciłam piórnikiem, który strącił ramki ze ścian.
— Hej, spokojnie... już, chodź. — Przytuliła mnie mocno starając uspokoić. — Rozumiem jak to może boleć... przykro mi, strasznie. — Przytaknęłam i w tedy zadzwonił telefon - Shawn - nie odebrałam rzucając telefon za łóżko. Nawet nie obchodziła mnie ta cholerna szybka ochronna. — Zadzwonić p...
— Nie. Jest z Harrisonem na randce, nie będę jej niepokoić. Są szczęśliwi, to widać...
— Dobrze, nie będę jej niepokoić. — Przytuliła mnie jeszcze raz. — Potrzebujesz czegoś?
— Lodów czekoladowych wymieszanych z zielonymi żelkami, jeżeli możesz...
— Dobra, idę do sklepu, ale ty między czasie nie demoluj tego mieszkania, dobra? Rozumiem, że jesteś wkurzona, bo chłopak Cię zdradził i będzie miał bachora, ale to nie powód aby rozwalać te biedne ściany.
— Jeju, nawet jak to mówisz to to brzmi podle!
— Bo to jest podłe z jego strony. Zachował się jak ostatnia świnia, i stracił najpiękniejszą kobietę na świecie, która kochała go całym sercem. On traci!
— Świetnie, ale ja dalej go kocham!
— Rozumiem Charlo, rozumiem... — Pogładziła mnie po włosach uspokajając. — Wiem, ale musisz się trzymać.
— Postaram...
— Idę po te lody zanim rozsadzisz budynek.
— Dziękuję, jesteś kochana.
— Od czego są przyjaciółki? — Puściła mi oczko i zniknęła za ścianą, schodząc po drewnianych stopniach. Odczekałam kilka minut gdy byłam pewna, że wyszła z domu odjechała, a potem znów poddałam się emocjom, które aż we mnie kipiały.Gdy zniszczyłam kolejną rzecz opuściłam bezwładnie ręce. Rozejrzałam się po sypialni z zaszklonymi oczami. To było pobojowisko, a w samym jego epicentrum spokojnie leżało wywołane zdjęcie. Moje łzy spłynęły po policzkach, gdy spojrzałam na fotografię z Francji, kiedy byłam razem z Shawnem w Disneylandzie. Wszystkie wspomnienia wracały, każda rzecz i każdy szczegół przypominały mi o pięknych chwilach przeżytych razem z nim. Odłożyłam fotografię. Nie miałam serca, żeby ją porwać, coś mnie powstrzymało. Otarłam łzy, położyłam się do łózka i zamknęłam oczy. Znowu do myśli wrócił on. Był w każdym momencie mojego życia, nie opuszczał mnie. Ciekawe, co teraz robi? Pewnie śmieje się z tą swoją Suzann. Zacisnęłam powieki, żeby kolejne łzy nie przedostały się na zewnątrz. Przytuliłam do siebie fotografię mając nadzieję, że umili trochę ten czas, mimo że widnieje na niej mój były chłopak. Mogłam tak powiedzieć? Ja z min zerwałam, ale on nie odpowiedział na to, bo przeszkodziła nam matka jego dziecka. To okropne, paskudne i wstrętne. Wszystko w tym momencie wydawało się dla mnie potworne. Każdy szept przypominał mi o nim. Gdy Andrea albo Hilie mnie przytulały czułam, że to nie jest ten sam uścisk jakim darzył mnie on. Nic już nie było takie samo.
I nigdy nie będzie.
Gdy leżałam tak płacząc, zadzwonił telefon. Wiedziałam, że dzwonił on więc nawet nie pofatygowałam się aby wyjąć telefon zza łóżka. Przetarłam dłonią policzki, które były zalane słoną cieczą. Nie powstrzymywałam ani jednej łzy. Każdej z nich pozwalałam ujrzeć światło dziennie, mimo że w środku wirowała burza emocji i wspomnień. Żalu i troski. Nienawiści i miłości, do chłopaka, który ta miłość odrzucił. A zrobił to w jeden z najokrutniejszych sposobów, w jaki się dało. Już po raz drugi słyszę dzwonek mojego telefonu. Prosiłam go, aby nie wydzwaniał, nie pisał, nie próbował się kontaktować, ale jak widać nawet to jest trudne - nie umie uszanować mojego zdania i decyzji w najgorszej sprawie. Obróciłam się na bok sięgając ręką pod łóżko. Chwyciłam urządzenie, które na tapecie również miało zdjęcie z Shawnem - moim wspaniałym brązowookim piosenkarzu, które dalej mocno kocham. Tylko on przestał darzyć mnie tym uczuciem. Wstałam z łóżka kierując się w stronę okna. W moim pokoju panował porządny sajgon. Nie to się teraz liczyło, ale nie dało się tego nie zauważyć.
Telefon zadzwonił po raz trzeci i tym razem spojrzałam na wyświetlacz. Zazwyczaj nie odbieram od nie znanych, ale ten próbuje się dobić kilka razy z rzędu, więc nacisnęłam zieloną słuchawkę.
— Słucham? — Zapytałam najspokojniej jak umiałam, ale nie kontrolowałam już cichego szlochu. Na chwilę zamarłam. — Co? — Szepnęłam do słuchawki,a potem telefon wyleciał z mojej ręki. Spadł na drewnianą podłogę wydając głuchy huk. Wzięłam dwa duże wdechy i krzyknęłam najgłośniej jak tylko umiałam. Nigdy nie płakałam tak głośno. Nigdy nie sądziłam, że potrafię wydobyć z siebie taki krzyk. Ale co najgorsze:
Nigdy nie sądziłam, że usłyszę te słowa. Nigdy.
CZYTASZ
Quelque chose de beau
RomanceCharlotte Meyer leci do Francji na wakacje, w poszukiwaniu błogiego spokoju i ciszy. Pragnie odpocząć od obowiązków związanych z jej codzienną rutyną dlatego decyduje się na podróż. Czy jej wakacje aby na pewno będę spokojne...?