! ! !
Teksty Alex'a w kursywie oznaczają nie mniej, nie więcej, niż że mówi on po hiszpańsku
! ! !
Czas leci naprawdę szybko w miłym towarzystwie. Nick przekonał się o tym już nie raz, ale teraz lekcje mijały jakby trwały zaledwie 3-4 minuty. Karl rozumiał jego poczucie humoru i rozmowa przychodziła im łatwo. Nastała w końcu przerwa obiadowa, a Karl poprosił nowego kolegę o zaprowadzenie go do stołówki. Nick oczywiście zgodził się, jakby miał odmówić i zostawić kogoś takiego na lodzie, zdanego samemu na siebie? Ilość ludzi na stołówce od razu uderzyła w bruneta. Nicholas nie przepadał za zbyt dużą ilością ludzi, zawsze wtedy czuł się bardziej samotny niż gdy przebywał sam ze sobą w swoim pokoju. Jednak chłopak nie dał tego po sobie poznać. Karl kupił sobie obiad, a Nick za jego namową zdecydował się też coś sobie kupić mimo że nie czuł głodu. Panowie rozejrzeli się za miejscem gdzie mogli by zjeść we względnym spokoju. Jedyny stolik przy którym mogli by usiąść był ten przy którym siedział Clay z dwójką swoich znajomych. Nick już chciał zrezygnować i wyjść ze stołówki by zjeść gdzieś na zewnątrz, jednak blondyn dostrzegł go w tłumie.
-Nick! – Clay zawołał go i pomachał z uśmiechem na ustach.
-Chodźmy do nich – mruknął Sapnap i westchnął w głębi duszy mając nadzieję że znajomi Clay'a zachowają się przyzwoicie.
-Twoi koledzy? – spytał szeptem Karl zanim dotarli do stolika.
-Tak jakby...
-No, no a któż to zawitał na stołówkę? Schody ci się znudziły? – zaśmiał się brunet siedzący zaraz obok Clay'a, miał na nosie okulary z czerwonymi szkłami, a w głosie wyczuwalny brytyjski akcent.
-Przyszedłem zobaczyć czy nikt ci nie zrobił jeszcze krzywdy w tę piękną buźkę – powiedział Nick i puścił do niego oczko.
-Ah, ty musisz być tym nowym chłopakiem! – zauważył Karl'a, drugi chłopak siedzący dla odmiany naprzeciwko blondyna i uśmiechał się do bruneta ciepło.
-Jestem Karl miło mi – uśmiechnął się delikatnie Karl zajmując miejsce zaraz obok Nick'a który usiadł przy okularniku, o anielskim uśmiechu.
-Powiedz nam Karl, kto zrobił ci taką krzywdę i zapoznał cię z Nicholasem? – spytał Brytyjczyk bawiąc się widelcem, ale cały czas uważnie patrząc na nowego chłopaka.
-Krzywdę? – spytał nie rozumiejąc – Nick jest naprawdę spoko, jest zabawny i miły.
-Słyszysz Brytolu? Jestem zabawny i miły – uśmiechnął się Nick dumnie z jakimś rodzajem wygranej w oczach.
Brytyjczyk skrzywił się z niesmakiem licząc że nowy uczeń dołączy do bullingowania Nicka.
-Tak czy siak – powiedział Clay delikatnie się uśmiechając i starając się rozładować nerwową atmosferę – jestem Clay, przyjaciel Nicka. Obok mnie siedzi George, a ten okularnik koło Nicka to Darryl. Oboje są ze starszego rocznika.
-Miło mi – Karl uśmiechnął się do nich i zaczął zabierać się za swój obiad.
-Skąd do nas przyjechałeś? – spytał zaciekawiony Darryl bawiąc się sznurkami od kaptura bluzy, którą miał na sobie.
-Północna Karolina, tam się urodziłem i wychowałem – powiedział przełykając to co miał w ustach – a wy? Jesteście z Florydy?
-Urodziłem się tu i tu umrę – zaśmiał się Clay.
-Na tej stołówce? – spytał Karl, a reszta zaśmiała się.
-Hah, lubię takich wygadanych, chyba że to Nick, jego nie lubię. W każdym razie pochodzę z Londynu, ojciec znalazł tu pracę, więc musiałem się przeprowadzić – westchnął tęsknie George – światło nocnych latarnii na ulicach Londynu, wciąż śnią mi się po nocach..
-Nowe państwo, Londyn – skomentował Nick.
-Zamknij łeb cowboy'u – mruknął brytol.
-Ahh, Londyn – miasto w którym depresja spada z nieba razem z codziennym deszczem – Karl zerknął na Nicka widząc uśmiech na jego twarzy.
-Tak jak Clay, też jestem z Florydy, jednak po szkole planuję się stąd wynieść razem z przyjacielem do Los Angeles – tym razem odezwał się Darryl poprawiając okulary.
-Miasto aniołów? Weźcie mnie ze sobą – zażartował brunet kończąc pierwszy kawałek pizzy – A ty Nick? Skąd jesteś?
-Teksas – podrapał się po karku na wspomnienie o domu – jednak rodzina mojego ojca podchodzi z Grecji.
-Nasza szkoła jest dość między narodowa i między stanowa. Z jakiegoś powodu więcej tu przyjezdnych niż miejscowych – wyjaśnił Clay przeciągając się leniwie – A właśnie Karl zanim zapomnę! Dzięki za zaprowadzenie Nicka na stołówkę, nie pamiętam kiedy ostatni raz jadł coś w szkole.
Karl spojrzał na Teksańczyka pytającym spojrzeniem, na co ten tylko wlepił wzrok w talerz z jedzeniem, którego wciąż nie tknął. Nowy uczeń uznał jednak że nie warto pytać o powody decyzji swojego kolegi.
-To prawda tak wgl? No wiesz, te wszystkie plotki o tobie i Jimmy'm? Znacie się od dzieciństwa? – spytał zaciekawiony George.
-Tak, można powiedzieć że kiedyś byliśmy jak bracia zanim on wyjechał na Florydę, a ja nie miałem jak się z nim skomunikować – Karl naciągnął bardziej rękawy bluzy na dłonie, jakby chciał je zakryć.
-No proszę, nasz kochany przewodniczący jest z Północnej Karoliny – Brytyjczyk uśmiechnął się jakby właśnie usłyszał najlepszą ploteczkę na świecie i napił się mleka z kartonika.
-Właśnie Nick, Luke chciał ci przekazać, że przeprasza, ale przez następne dwa tygodnie będzie się przygotowywać do jakiś ważnych testów sprawnościowych czy czegoś takiego i może być trochę mniej dostępny – Clay obserwował uważnie swojego przyjaciela przez prawie cały czas od kiedy ten przysiadł się do ich stołu.
-Oh.. okey – Nick przytaknął z lekkim zawodem w oczach.
-Oh nie, czyżby nasz Nick tęsknił za swoją BFF? – George spytał z bardzo sztucznym przejęciem w głosie.
-George starczy – powiedział Clay dobrze znając granice, której lepiej nie przekraczać jeśli chodzi o żarty z Nicka.
Brytyjczyk przewrócił oczami znudzony licząc na większą rozrywkę niż zaledwie parę szpileczek w stronę Teksańczyka, ale raz w życiu dostał od niego w twarz i od tamtego momentu słucha ostrzeżeń Clay'a o „granicy której nienależny przekraczać". Nick westchnął ciężko, starając się tłumić w sobie swoją złość. Nigdy nie lubił gdy żartowano z Luke'a z pewnych tylko sobie znanych względów, których nawet Clay nie znał. Lecz Clay znał bezpieczną strefę tematów do żartów i wiedział że szydzenie z przyjaźni cowyboy'a z kapitanem szkolnej drużyny piłki ręcznej nie był jednym z nich.
-Kaaarl! – zwołał dobrze znany w całej szkole głos.
Jimmy szybkim krokiem zbliżył się do stolika przy którym siedział jego przyjaciel.
-Cześć Jimmy – uśmiechnął się delikatnie do niego chłopak.
-O mój boże, czy to nasz słynny przewodniczący samorządu uczniowskiego?! – zapytał ze sztucznym zdziwieniem George.
-Daruj mu, nie może wyżyć się na Nicku, więc dzienna dawka sarkazmu wciąż w nim buzuje – westchnął Clay dopijając swoje mleko czekoladowe do końca.
-Wyborowe towarzystwo sobie znalazłeś Karl – zaśmiał się przewodniczący – same grube szychy ze szkoły.
-Grube szychy i Nick, który po prostu jest gru- AAAŁA!
George został kopnięty przez Clay'a pod stołem, zanim zdążył dokończyć zdanie.
-Huh? Grube szychy..? – nie rozumiał do końca Karl.
-Clay to najpopularniejszy chłopak w szkole, połowa lasek za nim szaleje, bo druga połowa leci na George'a. Za to Darryl odpowiada w samorządzie za organizacje techniczne jak nagłośnienie, na wszystkich apelach, festynach i tym podobne. Czyli w skrócie, każdy ich zna w szkole. Nie zdziw się jak dużo osób będzie na ciebie patrzeć jak na najnowszą konsolę przez parę dni – zaśmiał się Jimmy – Dziewczyny będą cie zjadać wzrokiem, ale uwierz mi że one będą chciały tylko dostać się do tej dwójki przez znajomość z tobą. Nie mówię że wszystkie, ale niestety takie są realia zadawania się z tymi dwoma – to mówiąc spojrzał na George'a i Clay'a.
-Uważaj po prostu na to co mówią, większość łatwo odczytać jeśli chodzi o ich płytkie intencje – poradził mu Darryl.
-Oczywiście nie ujmuj sobie Karl, jesteś niczego sobie – puścił mu oczko George – ale te puste laski tego nie zauważą.
Przerwa skończyła się i trzeba było wracać na resztę lekcji. Karl z Nickiem aktualnie mieli mieć matematykę, więc czekali na nauczycielkę w sali i rozmawiali o muzyce. Gust muzyczny Karla bardzo przypadł Nickowi, więc była to kolejna osoba z którą mógł wymieniać się nowo znalezionymi utworami. Przed nimi siedział Meksykanin z dość charakterystyczną czapką na głowie. Skąd wiedzieli że jest z Meksyku? No cóż...
-Mamo daj mi spokój! Tak kurwa, jestem teraz na lekcjach! Może mam ci jeszcze selfie zrobić!? – darł się po hiszpańsku do telefonu, na którym z tyłu miał naklejkę z flagą Meksyku.
W klasie panował taki gwar, że większość nawet nie słyszała go, albo była już do tego przyzwyczajona. Po chwili chłopak tak się wkurwił, że rozłączył się i zadzwonił do swojej matki z kamerką.
-Koledzy, pomachajcie – powiedział zwracając się do Nicka i Karla.
Oboje zrobili o co prosił, a latynos wrócił do darcia ryja.
-A nie kurwa mówiłem?! A teraz liczę na dobre burrito jak wrócę do domu! – chłopak przeniósł kamerę na siebie, po czym po chwili się rozłączył – sorry za to... - mruknął do chłopaków z ławki za nim.
-Nic się nie stało, tak w ogóle to jestem Karl i jestem tu nowy – Jacobs starał się uśmiechnąć delikatnie.
-Alex – przedstawił się czarno włosy – skąd jesteś?
-Północna Karolina.
-Ah, czyli Amerykanin. Czasem mam wrażenie że więcej tu Europejczyków – westchnął teatralnie – jaka jest wasza następna lekcja?
-Angielski – powiedział Karl sprawdzając plan.
-Geografia – podrapał się po karku i delikatnie skrzywił Nick.
-Ah, mój przyjacielu, w takim razie zaopiekuję się tobą na angielskim! – klasnął w dłonie uradowany meksykanin.
Karl spojrzał na Nicka, który zaczął bawić się swoim długopisem włączając i wyłączając go intensywnie o czymś myśląc przy tym.
-Zobaczymy się jeszcze na wf'ie w trójkę, a potem możemy razem wrócić do domu, prawda Nick? – spytał Karl starając się przywrócić chłopaka na ziemię.
-Ah, co? A, na wf'ie i do domu potem, tak.. – przytaknął wracając z myślami na ziemię.
-Wszystko okey? – Karl zaczął zauważać że Nick zachowuje się zupełnie inaczej kiedy są sam na sam, a kiedy jest jeszcze ktoś jeszcze obok nich.
Kiedy są sami Nick to wulkan energii, mówi jak najęty i zamyka się tylko kiedy Karl mu odpowiada, za to kiedy jest ktoś jeszcze obok – Nick staje się wycofany, o wiele cichszy i bardziej szorstki. Na początku Jacobs myślał że to przez George'a, ale teraz przy Alex'ie zachowuje się tak samo.
-Tak, wszystko w porządku, po prostu się zamyśliłem – Nick słabo się uśmiechnął starając się jakoś uwiarygodnić to co mówi.
-Pani Carley nigdy nie spóźniała się aż tak – westchnął znużony czekaniem Alex – już dobre 6 minut po dzwonku.
-Chyba jej po prostu nie ma – wzruszył ramionami Nick.
-Albo zaczęła się szkolna strzelanina i była jej pierwszą ofiarą. W sumie też zabił by ją pierwszą – Alex zaśmiał się na swój własny pomysł.
Karl również zaczął się śmiać, a Nick uśmiechnął się pod nosem i pokiwał głowę zgadzając się z kolegą. Nauczycielka matematyki, pani Carley, to surowa kobieta z zerowym poczuciem humoru (testowane przez Alexa) i ciągłym okresem. Wypisz wymaluj typowa matematyczka, która liczyła że osiągnie coś dla nauki, a skończyła ucząc idiotów w szkole. Po korytarzu przed klasą dało się usłyszeć uderzaniem szpilkami o podłogę, które z czasem było coraz głośniejsze. Do sali po chwili weszła na oko 27 letnia kobieta. W klasie zapanowała cisza i wszyscy spojrzeli na nauczycielkę, a dokładniej Panią Heyly - szkolną psycholog.
-Przepraszam kochani za spóźnienie, ale dowiedziałam się dwie minuty temu że mam z wami zastępstwo - Pani Heyly odłożyła na biurko swoją torebkę i usiadł na krześle biorąc głęboki wdech i wydech - Pani Carley nie będzie do końca miesiąca w szkole, więc co tydzień będziemy się tu spotykać, aż do świąt właściwie. Wiecie, za trzy tygodnie święta, prezenty, rodzinne kłótnie i zbyt dużo jedzenia. W każdym razie, dziś porozmawiamy o nowej groźnej chorobie, która zagraża ludzkości. Co prawda, nie jest ona aż tak, no wiecie, nowa, ale dopiero teraz ludzkość obudziła się i zauważyła realne zagrożenia wynikające z niej.
-Będziemy rozmawiać o Trumpie? - spytał Alex z udanym przejęciem, na co większość klasy wybuchła śmiechem.
-Nie, będziemy rozmawiać o depresji - pani Heyly wydawała się rozbawiona komentarzem meksykanina, ale nie wypadało jej się śmiać -oraz zagrożeniach związane z nie leczeniem jej.
-Depresja? Czyli co, jak jakaś emo 14 latka się tnie i wstawia smutne cytaty z podpisem "mam tylko 14 lat, ale to jest głębokie", to ma to być zagrożeniem ludzkości? - spytał jakiś chłopak z trzeciej ławki.
-Nie Jason, depresja to coś więcej niż cięcie się i "emo 14 latki". Depresja to choroba, która sprawia że odechciewa nam się żyć, depresja to rak dla umysłu, trawi nas i jeśli ktoś nam nie pomoże to może być już za późno. Na szczęście coraz więcej osób znajduje odpowiednią pomoc zanim popełni samobójstwo. Depresja jest nieuleczalna i proszę nie mylcie jej ze stanami depresyjnymi, to coś zupełnie innego.
Cała klasa uważnie słuchała, a kiedy lekcja dobiegła końca wszyscy wyszli z sali jacyś zamyśleni mrucząc ciche "do widzenia" do nauczycielki. Nick pożegnał się z Karlem i Alexem i poszedł na geografię. W połowie lekcji jednak podniósł rękę i poprosił o pozwolenie na pójście do pielęgniarki, ponieważ jak tłumaczył się nie czuł się najlepiej. Nauczyciel puścił go podpisując mu przepustkę by nie miał problemów na korytarzu jeśli jakiś nauczyciel go zauważy. Wyszedł z sali i zamiast skierować się do gabinetu pielęgniarki, ruszył w stronę sali pani Heyly mając wciąż jej dwie wypowiedzi w głowie
"Zanim będzie za późno"
"Jeśli ktoś z was ma jakieś obawy, chce o coś dopytać to zapraszam do mojego gabinetu"
CZYTASZ
Cute, don't cut! | Karlnap
FanfictionAmeryka ma ważniejsze problemy na głowie niż dwóch bezbronnych chłopców, którzy zrządzeniem losu trafiają na siebie. Karl to sierota, której życie zawsze dawało w kość - śmierć rodziców, jego brat został adoptowany, a Karl został sam z nadzieją że k...