Rozdział 2

139 12 0
                                    

W pewnym momencie po gwiazdkach, polecam włączyć sobie Nocturne No.2 in E flat, Op.9 No.2, Frédéric'a Chopina, uwierzcie będzie idealny...

May

Po policzku popłynęła mi łza. Nie potrafiłam pohamować nawracających się skurczów przepony, a odgłos mojego niekontrolowanego już śmiechu, zagłuszała ciężka, klubowa muzyka.

— Nie wierzę. Znowu! Co ty im robisz. — Mary przetarła palcem zewnętrzny kącik oka, w którym zakręciła się łza. Opara się łokciami o czarny, kamienny blat i pochyliła w moją stronę.

— Tak. Ponownie mi się oświadczył. Nie wiem, co ja takiego robię, że wszyscy chcieliby od razu zakładać mi pierścionek na palec. — odpowiedziałam, powstrzymując na chwile nieposkromiony śmiech i łzy napływające mi do oczu.

— Kiedy jeszcze wszedł ze mną do tej windy — wzięłam duży łyk whiskey z lodem, która stała przede mną, opróżniając tym samym całą zawartość szklanki. — to pomyślałam, że nie wytrzymam ze śmiechu. Tym bardziej że chciał zjeść ze mną jeszcze śniadanie. — Złapałam się za lewy bok i postarałam powoli uspokoić powracający skurcz przepony. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się drwiąco.
— Każdy z nich myśli, że ja to robię tylko dla nich — mruknęłam, przewracając oczami. Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Meredith, po czym spojrzałam na pustą szklankę, obracając ją w moich drobnych palcach.

— Myślisz, że tak już będzie? — mówiąc to, stałam się cholernie poważna, a na mojej twarzy pojawił się grymas niepokoju.

— Nie jestem nim, wiesz o tym doskonale. — odpowiedziała poważnym tonem. Z jej twarzy momentalnie zniknął uśmiech.

— I dobrze.— parsknęłam pod nosem i spojrzałam na rozpływające się kostki lodu. — Nie potrzebuje kolejnych spierdolonych lat z mojego życia. Zabrał mi już za wiele. — Znowu poczułam to nieprzyjemne uczucie w okolicach klatki piersiowej, które towarzyszyło mi, gdy tylko moje myśli powracały do tych chwil. Mary była jedyną osobą, która miała możliwość ujrzenia mnie w takim stanie, choć i tak nie wiedziała wszystkiego. Kurde, ona na prawdę nic nie wiedziała. Nikt nic nie wiedział.

— May, patrz na pozytywy. Masz...

— Tu do cholery nie ma żadnych pozytywów! — krzyknęłam, nie panując nad swoim tonem. Mary z wrażenia upuściła szklankę, którą wcześniej (jak na barmana przystało) wycierała. Pomijając fakt, że pod ladą znajdowała się zmywarka. Szkło uderzyło z głuchym trzaskiem o kamienną podłogę. Kilka zdziwionych incydentem spojrzeń, zwróciło się w naszą stronę. Gdy ujrzałam zmieszaną twarz Mary, zrozumiałam, co właśnie zrobiłam. Spojrzałam wymownie w jej ciemne, oczy. Miałam tylko ją, a ona mnie. Od tamtej pory zawsze trzymamy się razem, choćby nie wiem co. — Przepraszam, nie powinnam była tak się unosić...

— To ja przepraszam. — przerwała mi. — Zapomniałam, jak działa na ciebie ta kwestia. — Schyliła się, by posprzątać roztrzaskane kawałki szkła. Gdy wstała, obrzuciła mnie szelmowskim spojrzeniem. — Masz rację. Nie ma pozytywów, ale jest coś innego. A raczej ktoś. — Uśmiechnęła się zaczepnie i zabawnie poruszyła brwiami.

— Przestań. — powiedziałam ponownie rozbawionym tonem, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Nie mam pojęcia, jak ona to robiła, ale zadziałało.

— Nie rozumiem o co ci chodzi. — odpowiedziała sztucznie oburzonym i beztroskim tonem ponownie poruszając brwiami, na co tylko przewróciłam oczami.

— Na czerwonej kanapie w rogu, widzisz go? — Spojrzała na mnie ze skupieniem. Kiwnęła kilkakrotnie głową w skazywane przez siebie miejsce.

May Ellison a smile worth a sin [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz